Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

16 pazdziernika 2012, wtorek - wywiad matrymonialny

Nie mielismy szczescia. Kiedy w przeddzien naszego spotkania z urzednikami poszlismy na wizyte do Esperanzy potwierdzic opowiesc i dodac sobie odwagi okazalo sie, ze ona nie bedzie nam towarzyszyc, Javier tez nie moze. I tlumacz, ktorego znalismy z przekladania na hiszpanski naszych dokumentow, takze wybral lepiej platna fuche. Tego samego dnia, w naszej obecnosci, Esperanza wykonala telefon do innej tlumaczki, Cristiny:

- 150 EUR, nie moze zejsc z ceny. Ale to dobra tlumaczka, tez z nia wspolpracowalismy - rozlozyla rece prawniczka. - bedzie na Was czekac o 9.50 pod urzedem. - chyba Wam pasuje, prawda? - zadala pytanie retoryczne, po czym zaczela bawic sie naparstkiem i przekladac nasze papiery.
- Czyli bedziemy sami, z tlumaczka - wyjasnil H.
- Tak, ale dacie rade - znow blysnelo oko, mrugajac do mnie porozumiewawczo.

O 9.50 rzeczywiscie czekala na nas drobna szatynka. Wcale nie elegancko ubrana, jakby wymieta po ostatniej nocy. Z amerykanskim akcentem, choc magicznie wypowiadala dzwieki liter typowo dla hiszpanskiego znieksztalconych: 's', 'c'. Wygladalo to tak, jakby seplenila po angielsku:

- Cesc, bede was tlumacyc. Ulatwicie mi zadanie, jak mi troche o szobie opowiecie. Z jakich krajow jesteccie? - zagaila nas w windzie na 5. pietro.

Do sali wywiadow idzie sie przez sale skladania dokumentow, schodzi sie kilka pieter schodami ewakuacyjnymi i idzie sie waskim korytarzem do konca. Wreszcie otwiera szklane drzwi i kieruje sie na prawo. W korytarzu nie sposob pomylic drzwi. Na krzeslach oczekuja pary. Mizdrzace sie, dotykajace, czule spogladajace. Z tlumaczami i bez. Z dziecmi i bez dzieci.

Wszyscy byli umowieni na 10.20: 7 par z roznych czesci swiata. W jednym rogu Egipcjanka z Kubanczykiem, ona nie mowiaca po hiszpansku, z marokanskim tlumaczem. Naprzeciw - pakistanczyk z punjabu i latynoska z Kolumbii, co kilka minut czule sie calujacy. Obok nich - marokanska para z dzieckiem, a po przeciwleglej stronie znow latynos z zielonymi oczami czule gladzacy dlon madame z Afryki. My, siedzacy z tlumaczka na ostatnich wolnych krzeslach, po przeciwleglej stronie para latynoska o sporej roznicy wieku, ona w ciazy. I wreszcie elegancka para, ktora caly czas stala u wejscia: Anglik i Kolumbijka. Ona swietnie znajaca angielski, on perfekcyjnie mowiacy po hiszpansku.

Wszyscy musielismy sie bac. Spokojne byly tylko malzenstwa z dziecmi, bo te odwracaly uwage od trudnego oczekiwania. Wreszcie zza kolejnych szklanych drzwi wyszla jegomosc w okularach, przy tuszy i na oko w wieku dojrzalym, dzierzaca w dloni liste petentow. Po kolei wzywala najpierw mezczyzn, potem kobiety.

Na pierwszy ogien poszli Marokanczycy i Latynosi. Potem do sali wszedl Kubaczyk i struchlala Egipcjanka. Ich wynik musial byc niezadowalajacy, bo ona byla jeszcze bardziej strwozona 'po' niz 'przed'. H. chodzil z kata w kat, po czym postanowil zasiegnac jezyka u mlodziutkiego punjabczyka: czy ma paszport, czy jest tu legalnie, co powie urzednikom?
- Paszport zgubilem, nie pracuje i utrzymuje mnie partnerka - wypowiedzial swoja litanie bez zajakniecia.- wszyscy tu to mowimy. H. postanowil sie tego trzymac, gdyby go spytano o sposob przyjazdu. Kiedy jego krajan wyszedl z przesluchania, dopytal, czy na pewno to bezpieczny scenariusz, czy nie.
- Nic sie nie martw. Mnie sie nie czepiali - uspokajal punjabczyk.

Latynos i afrykanka byli kolejna para, ktora wyszla zasmucona. To znaczy hebanowa dama jak zula gume oczekujac na wezwanie, tak i po wywiadzie przezuwala porazke cicho i beznamietnie, ale latynos byl wyraznie zalamany. Zielone oczy patrzyly smutno w podloge, probowal cos komunikowac przez komorke.

Nareszcie zza drzwi wylonila sie kobieta i wezwala H. Okazalo sie, ze zapomnialam mu dac paszport. Cristina wybiegla wiec z sali po kilka minutach i, jakas purpurowa, odebrala zgube.

H. wyszedl wypompowany. Minelam go u wejscia na sale przesluchan, probowalam dotknac, ale urzedniczka surowym spojrzeniem zabronila jakiegokolwiek kontaktu. Weszlam wiec cicho pelna dziwnych mysli, ale pewna, ze przeciez nikt nie moze mi zadac pytania o nas, na jakie nie umialabym odpowiedziec.
- Jak i kiedy sie poznaliscie ? - pierwsze pytanie padlo jak z mozdzierza.
W tym momencie zauwazylam, ze obok przesluchujacej jest jeszcze jedna kobieta, ktora ma przed soba teczke i zapisuje moje zeznania horrendalnym charakterem pisma na bialej kartce A4.
- Kiedy po raz pierwszy sie spotkaliscie ?
- Kiedy zdecydowaliscie, ze bedziecie razem ?
- Od kiedy jest Pani w Madrycie ?
- Gdzie Pani pracuje ? Jako kto ?
- Jak wyglada wasz dzien. Poprosze o szczegoly, o ktorej godzinie wychodzi Pani do pracy, kiedy wraca, co potem.
- Co robiliscie w sobote ?
- Co robiliscie w niedziele ?
Dziekuje, to wszystko - po niespelna 5 minutach kobieta zamknela zeszyt i podala drugiej do naszej teczki. Tamta opasala wszystko gumka i zlozyla na stosie obok swojego biurka. Jegomosc przesluchujaca odprowadzila mnie i tlumaczke do wyjscia, opowiadajac, ze czarno widzi bycie tu nielegalnych imigrantow, skoro postepuja, jak ten tutaj, ze dadza odpowiedz w ciagu miesiaca, wiec nalezy czekac.

Podeszlam do H. Przeszedl duzo wiecej, niz ja. Jego pytano o to, co robil poprzedniego dnia, powtarzano jak mantre, ze przyjechal do Madrytu tylko na slub, dlaczego nie ma zadnego stempla przekroczenia granicy. Pytano nawet, jaki film ogladal ze mna w weekend. Ale piszaca nie potrafila przepisac tytulu 'Killer elite', wiec napisala tylko, ze angielski. Twarz mojego przyszlego meza byla blada, byl jak zbity pies.
Cristina byla rownie zdenerwowana. Powtarzala w kolko:
- Nie wiem, co bedzie pzez ten pasaport.

Trudno bylo uzbroic sie w cierpliwosc, po emocjach na wywiadzie nie jadlam i pojechalam do pracy zgaszona, nieobecna, warczaca. Czekamy, czekamy, czekamy. Juz nie na decyzje, ale na milosierdzie urzednikow.




Brak komentarzy: