Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bazar europa. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bazar europa. Pokaż wszystkie posty

16 sierpnia 2015, samotnosc emigranta

Kiedy mowie mojemu mezowi, ze rozpoczynam spotkanie ze znajomymi z telewizji, rozumie w mig. Tak, mam znajome z "Seksu w wielkim miescie" na moje zadanie. Od kilku dni widuje je codziennie po kilka godzin i nie mam dosc. Zabawne, inteligentne, wyksztalcone i maja niebanalne zycie. Piszac te slowa wiem, ze moja czerwona, wewnetrzna lampka mowi mi to, co pewien bardzo popularny niegdys ksiadz, ktory stal sie viralowa legenda. "Wiedz, ze cos sie dzieje", traktuje jednak jako chwilowa slabosc w wakacyjne dni, w ktore postanowilam zajac sobie nadwyzke wolnego czasu.

Duzo wolnego czasu, zwlaszcza jesli spada na Ciebie niczym piorun, jak mnie przydarzylo sie ostatnio w zyciu profesjonalnym, nie jest blogoslawienstwem. Nie, kiedy przez kilkanascie godzin codziennie jestes sama. Nigdy nie przepadalam za utrzymaniem domu, wiec wyglada on naturalnie, staram sie doksztalcac, wiecej czytac, chodze na zakupy i robie sobie i bliskim male przyjemnosci. Ale...ile mozna? Samotnosc, a w zasadzie poczucie bycia samemu, zapuka predzej czy pozniej do drzwi. Nie bede zatem pisac o tym, jak sobie z tym radzic, a raczej - jak to zaakceptowac ?

Otoz bycie imigrantem w spolecznosci imigrantow to zycie w duzej mierze samotne. Przypominam sobie teraz jedna z moich klientek, ktora miala nawyk odwiedzania mnie o godz. 9 w sklepie. Na co dzien sprzatala, ale...robila to trzy razy w tygodniu. Przez reszte dni wychodzila na spacer po sklepach, w zasadzie nic nie kupujac, a probujac, dotykajac, udajac niezdecydowanie, obchodzila tez pchle targi w poszukiwaniu "gratisow", szukala okazji, aby wyslac w paczce swojej rodzinie w Polsce. Od wielu lat byla sama. Sama w kilkumilionowym miescie i nawet nie szukala "bratniej duszy". Po prostu ktos do rozmowy znajdowal sie na szlaku "jej"sklepow.

Kiedy mysle o samotnosci, widze takze dwie dziewczynki - siostry gdzies ze Slaska, ktore wyemigrowaly z cala rodzina. Na jednej ulicy mieszkala wiec matka, babcia, ciocia, wujek od strony mamy, wujek od strony taty i jakies znajome mamy. Na nieszczescie, wszyscy ci ludzie nie mieli dzieci w wieku tych dziewczynek. Byly wiec one zmuszone do przebywania z doroslymi. A w szkole...nie widzialam malych w towarzystwie belgijskich rowiesnikow. Byly zawsze same, choc umialy komunikowac sie po francusku. Lgnely do mnie, bo ktos potrafil ich wysluchac i nie rugal za zbyt dlugie stanie przy dziale slodyczy.

Moja inna znajoma natomiast nie przestaje bombardowac mnie zaproszeniami do gier, "zaczepia" wirtualnie w sieci powiazan spolecznosciowych. Kilka razy w tygodniu chce sie spotkac na kawie w jej domu (maz nigdy nie zostawia "kieszonkowego") i niemal codziennie pyta mnie: "co robie"? 

A moja samotnosc? Ot, kiedy nie mam niczego do zalatwienia w miescie, nie wychodze z domu. Dzielnica, w ktorej mieszkam, bynajmniej do tego nie zacheca. Czekam wiec kazdego dnia na mojego meza, obiecuje sobie robic kazdego dnia cos pozytecznego i pielegnuje rosliny doniczkowe. Te pokazuja, ze bynajmniej nie jestem sama. Samotna, to juz inna sprawa. I jak pieknie kwitna!





10 sierpnia 2015, emigracja - pierwsze roznice i spostrzezenia

Wieczne roboty. Kiedy przyjechalam po raz pierwszy do mojego przyszlego kraju we wrzesniu 2013 roku, mimo niewielkiej roznicy geograficznej (1200 km to wciaz ta sama strefa klimatyczna, godzinowa, itp), przezylam spory szok. Juz wysiadajac z autobusu, obladowana bagazami, zgubilam sie w tunelu. Dworzec Centralny w Brukseli w porownaniu z Dworcem Centralnym w Warszawie wygladal jak siec malych, dlugich korytarzykow, ktore prowadzily do odleglych przystankow. Zawracalam kilka razy, a w koncu odnalazlam swoj korytarzyk i znalazlam sie na przystanku...czasowo skasowanym z powodu robot. To jest plus, pomyslalam, przestane narzekac na lenistwo polskich robotnikow i utrudnienia ciagnace sie w nieskonczonosc. Pozniej, kiedy widzialam ruchome schody w metrze reperowane przeszlo 2 tygodnie, zatesknilam za skutecznoscia dzialania polskich robotnikow.

Huzia na bazar! Pierwsza znaczaca roznice zauwazylam, kiedy wybila 10 rano. Jak spod ziemi wyrosla rzesza ludzi obladowana wozkami, torbami. Wszyscy jechali "moim" metrem i wysiadali na stacji Clemenceau. Jeszcze wtedy nie wiedzialam, ze miesci sie tam najwiekszy bazar, gdzie mozna kupic taniej artykuly spozywcze, ubrania, zabawki i drobne artykuly wyposazenia domu. Taki "Jarmark Europa", jakim byl Stadion Dziesieciolecia za dawnych czasow. A jednak nie chlubilismy sie tym miejscem, zwanym "Zaglebiem Podrob" i "taniochy", byl to zlepek wielu kultur i nacji, handlujacych przewaznie pirackimi nagraniami, grami wideo czy papierosami. Albo podrobkami znanych marek wlasnie. Tu, w Brukseli "Marche des Abattoirs" - czyli bazar masarski, to miejsce zakupow ludzi wszystkich klas, ktorym nie przeszkadza slaba jakosc towaru. W zasadzie wszystkie artykuly sa sprowadzane z Chin, swieca, iskrza sie i, chcialoby sie powiedziec, parza. Plastik zmieszany z nylonem, lycra i starociami, wyniesionymi gdzies ze starych domow - co drugi mieszkaniec mojego miasta robi tam swoje zakupy.

Godziny szczytu. Kiedy zaczelam swoja pierwsza prace i ok. godz. 9 otwieralam sklep, za chwile mialam pierwszysch klientow. W zasadzie szczyt przychodzil o 12.00, by popoludniami sie zmniejszac. Pytalam wtedy sama siebie: gdzie Ci ludzie pracuja? W Polsce latwo zaobserwowac trend, ze to popoludniami ludzie wracaja z pracy i wtedy mysla o zakupach. Przed poludniem zakupy robia emeryci. Tutaj zakupy robi kazdy, a shoppning dotyczy tak samo klientow opieki spolecznej, jak i zasobnych mieszkancow Brukseli. Wyprzedaze sa zas po prostu szalenstwem, z dlugimi kolejkami do "modnych" sklepow wlacznie. To wynika jeszcze z innej istotnej roznicy. W Belgii bardzo wielu ludzi nie pracuje. Zyje albo z zasilkow, albo z zapomog. Panstwo jest na tyle hojne, ze nie tylko starcza "do pierwszego", ale mozna sobie kupic ladna sukienke za 50 EUR i nie miec wyrzutow sumienia. Do tego dostajemy dodatek na kazde dziecko, wiec przy wielodzietnych rodzinach rachunek wydaje sie calkiem spory.

Sklepy zamkniete w niedziele. Zapomnialam kupic jogurt. Pobliski market, podobnie jak inne sklepy "europejskie", sa zamkniete w kazda niedziele. Wyjatkami sa sklepiki nocne, prowadzone w wiekszosci przez Pakistanczykow lub Marokanczykow, gdzie cena jest 3-krotnoscia tej z marketu. Szukalam wiec na prozno jakiegos rozsadnie ceniacego sie sklepu, aby zakomunikowac rodzinie, ze nici z jogurtu. W sklepikach bowiem kazdy z artykulow liczy ledwie kilka egzemplarzy i jesli zjawimy sie za pozno, mozemy nie zobaczyc nawet tej drozszej wersji produktu. Warto tez przypatrywac sie datom przydatnosci do spozycia - w takich sklepikach czasem towary leza i moze nam sie przytrafic "fant". 

Wielosc smakow i zapachow - czyli stoluj sie, gdzie dusza zapragnie. Tu Warszawa, z calym szacunkiem, ma jeszcze do nadrobienia. Mozesz zjesc egzotycznie, ale bedzie Cie to slono kosztowac. Tutaj, w zaglebiu malych kebabikow, bistro, restauracyjek, zjesz po afrykansku, azjatycku, belgijsku, polsku i nie spluczesz sie przy napiwku, bo nikt go tutaj nie daje. Oczywiscie jesli zapragniesz skosztowac czegos bardziej wymyslnego, restauracje sa praktycznie na kazdej ulicy. Estetycznie skomponowany posilek bedzie jednak mniej obfity i poczujesz odplyw gotowki. Jednak zapomnij o dobrych deserach. Polskie serniki, wuzetki, ptysie i inne pysznosci to tutaj przewaznie tarta, tiramisu, moze jakis niemrawy rogalik z serowym nadzieniem. I lody to "creme glacee" - nie majace wiele wspolnego z deserem mlecznym. Jesli chcesz zjesc dobre lody - zrob je sam.