Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą imigranci. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą imigranci. Pokaż wszystkie posty

6 wrzesnia 2015, czy powinnismy bac sie roznic kulturowych?

Ostatnie dni spedzam na czytaniu komentarzy pod roznymi artykulami o kryzysie migracyjnym. Mysle, ze kazdy, komu nie sa obojetne problemy naszego swiata, czyta kazdy artykul, oglada wiekszosc materialow wideo i zdjec. Pod nimi - kalejdoskop postaw i emocji. Bo w zasadzie z kazdego wpisu, kazdego komentarza wylewaja sie komunikaty emocjonalne. Komentarze nie sa umiarkowane. Z obu stron: zwolennikow przyjmowania migrantow i przeciwnikow tak europejskich kwot, jak i imigracji w ogole. Zwolennicy nawoluja do wartosci ogolnoludzkich, humanitarnych, prawa kazdego czlowieka do schronienia, bez wzgledu na to, czy jest imigrantem, czy uchodzca. Przeciwnicy obawiaja sie roznic kulturowych, religijnych i bezproduktywnosci ekonomicznej rzeszy przybyszy "stamtad".

www.demotywatory.pl
A politycy? Prezydent Turcji Esip Erdogan oskarza Europe o zrobienie z pasazu Morza Srodziemnego ludzkiego cmentarzyska. podczas rozmowy z CNN dodawal, ze za kryzys migracyjny wini "Zachod". Prezydent Rosji Wladimir Putin dodawal, ze nie bedzie tolerowal roznic kulturowych. Migranci i uchodzcy maja sie asymilowac, a nie integrowac. Choc tego nie powiedzial wprost, zachecam do rzucenia okiem na jego cytat w serwisie demotywatory. Wegry natomiast (a w zasadzie Premier Victor Orban) wyrzekli sie brania odpowiedzialnosci za migrantow i zadeklarowali, ze migranci to "problem niemiecki". Odrzucili (podobnie jak Polska, Czechy, Slowacja) system kwotowy zaproponowany przez Komisje Europejska.

No dobrze. Z punktu widzenia kulturowego wiekszosc migrantow pochodzi ze spolecznosci muzulmanskich i z panstw o niestabilnej sytuacji politycznej. Tradycyjnym modelem w tychze jest wielopokoleniowa rodzina. W jednym, przestronnym domu mieszkaja zatem trzy- lub cztery- pokolenia. Dodatkowo, jesli w rodzinie przewaza liczba synow, w momencie ich ozenku do takiego domu przyjmowane sa synowe. Nie zdziwmy sie wiec, ze jesli zostanie zniszczony jeden dom, straci schronienie ok. 20 osob. Te osoby nie moga uciec do innych domow szerzej nie znanych ludzi. Dlaczego?

Islam szczegolnie chroni kobiety. W mocno tradycyjnych rodzinach nie opuszczaja one domu same, bez ochrony brata, meza albo siostr. W sytuacjach zagrozenia mimo wszystko ogromne jest poczucie wstydu, jesli nie ma wsparcia ze strony meza. Ekstremum jest samotna podroz (jak to uczynila matka Ailana i Ghaleba). Na nagraniach mediow widac, ze kobiety sa prowadzane przez bliskich mezczyzn, zaslaniaja twarz, bedac fotografowane. Ten wstyd i zazenowanie pokazywania wlasnego wizerunku (jest w kulturach muzulmanskich legenda o krolewnie, ktorej ojciec mowil starajacym sie o jej reke, ze jest niemowa, nie widzi i nie slyszy, dopoki jeden ze smialkow nie odwazyl sie ja zobaczyc i stwierdzil, ze jej pieknosc i jej glos go oniesmiela), ma swoje korzenie w kulturze arabskiej, w ktorej Beduini strzegli swoich kobiet przed porwaniami, ukrywajac je przez swiatem zewnetrznym.

Oczywiscie jesli kobieta chce i ma przyzwolenie meza, moze pracowac. Znam osobiscie kilka kobiet, ktore sa nauczycielkami, zajmuja sie osobami starszymi. Ale przy duzej, dzietnej rodzinie to czesto niewykonalne. Dlatego ta roznica kulturowa moze dotknac najbardziej - tradycyjny model rodziny, w ktorym kobieta nie pracuje. Na pytanie, czy w Europie tylko jedna strona moze pracowac, nie ma odpowiedzi pozytywnej. Bez wsparcia ze strony panstwa (pomoc spoleczna, zasilki pielegnacyjne, zasilki rodzinne), taka rodzina nie bedzie w stanie sie utrzymac na godnym poziomie. Koszty zycia sa relatywnie wysokie: czynsz za spore mieszkanie (wymogi europejskie to oddzielne pokoje dla kazdego dziecka), edukacja dzieci. Oczywiscie w Europie kobiety odkrywaja mozliwosci mobilnosci i ksztalcenia sie (na swoim kursie jezykowym mam kilka kobiet z tradycyjnych rodzin muzulmanskich, ktore realizuja swoje obligacje wzgledem Belgii nawet w zaawansowanej ciazy), jednak nie jest to regula. Wciaz da sie zauwazyc kobiety, ktore...nie umieja robic zakupow w supermarkecie, bo nie znany im jest system monetarny UE, ale zwykle sa to osoby starsze).

Jesli imigrant/uchodzca znalazl sie w kraju przyjmujacym sam, ma prawo starac sie o sprowadzenie rodziny. W Belgii byl problem z tymi, ktorzy otrzymali karty uprawniajace do sprowadzenia rodziny i sprowadzali kilkadziesiat osob (mowia o tym otwarcie przedstawiciele wladz). W praktyce nie jest to jednak latwe i na pozytywne rozpatrzenie sprawy czeka sie latami. Czesto - otrzymuje sie odpowiedz negatywna w zaleznosci od "ciezkosci" dossier. Jesli migrant nie placil podatkow, uchylal sie od odpowiedzialnosci prawnej i finansowej w innym zakresie, bedzie mial duze klopoty ze sprowadzeniem kogokolwiek. Problemem moze byc nawet niezaplacenie kary za jazde bez biletu. 

Przeciwnicy imigracji mowia, ze przybedzie kolejnych klientow opieki spolecznej. W pierwszych latach - na pewno. Znam kilka osob- uchodzczyn z Afryki centralnej, ktore wyrywaja sie bez skutku spod skrzydel systemu, bo panstwa nie stac na kilkuletnie szkolenia (w tym przypadku pielegniarskie), jakie one chca odbywac, a one nie przyjmuja propozycji mniej kosztownych i mniej ambitnych kursow (opiekunka osob starszych). Tu chodzi o przyszlosc - wiec trzeba o nia walczyc - mowia. System co prawda stworzyl specjalne regulacje, na podstawie ktorych klienci maja pracowac po kilku latach bytnosci na zapomodze, ale...dziala to w niewielu przypadkach. Rzadko udaje sie takim osobom usamodzielnic finansowo.

Chyba wiekszosc Europejczykow gdzies podskornie odczuwa obawe, ze przyjmie pod swoj "dach" ekstremiste. Z pewnoscia nie sa to obawy bezpodstawne, bo...wiele krajow bylo juz dotknietych atakami, wiele stalo sie obiektem pogrozek. Siec obieglo zdjecie ze slowackiego serwisu, w ktorym opublikowano zdjecie Syryjczyka-zolnierza opozycji walczacej z rezimem prezydenta Asada ktory...jakims cudem, w koszulce z napisem "Thank you" znalazl sie w Grecji i zmierzal do Holandii. Czy taki czlowiek zostanie zatrzymany i deportowany? Czesto takim ludziom udaje sie przeczekac wiele lat w ukryciu. Ale, podobnie jak w kwestii zasilkow - wyjatek reguly nie czyni. Czy wielu ekstremistow nie pochodzilo z europejskich rodzin? Czy wielu Polakow nie szuka dzielnicy, gdzie jest wieksza szansa na dostanie "benefitow"? Tu mozna dorzucic, ze kazdy szuka godnego zycia i zabezpieczenia na przyszlosc. Europa przez wiele lat stawala otworem dla wszystkich: imigrantow zarobkowych, uchodzcow, szukajacych spoleczenstw bardziej otwartych, artystow. I kazdy mial w niej "swoje miejsce na ziemi".

Migranci stali sie wiec obiektem wojny ideologicznej. Kiedy jednak przeciwstawiamy sobie bieguny kulturowe: "my" - "oni", powinnismy widziec roznice, ale i podobienstwa. Podobnie kiedy odwolujemy sie do cierpienia ludzi i zadamy humanitarnego traktowania kazdego, powinnismy widziec motywy ludzkie, jakie stoja za poszukiwaniem lepszego zycia i azylu. Za kazdym razem, kiedy widzimy czlowieka, widzimy jednostke i tak powinnismy rozpatrywac kazde podanie o azyl. Potrzeby tego czlowieka nie moga przeslonic jego obowiazkow wobec panstwa, wobec lokalnej spolecznosci. Czy nie lepiej zawierac z kazdym z nich swego rodzaju kontrakt? Wtedy, przynajmniej na jakis czas, dajemy poczucie bezpieczenstwa, ale i kontroli nad wlasnym losem. Nie wyuczamy bezradnosci i "syndromu uchodzcy", jak mowi sie w Belgii - wyciagania reki po pomoc. Zreszta kazdemu starajacemu sie o azyl zycze szybkiej integracji w panstwach przyjmujacych. To, jak bedzie postepowal ten proces, bez oznaka dobrej wspolpracy obu stron.Dodajmy jeszcze na koniec cytat z muzulmanskiej wykladni wiary: Hadisow Salih-al-Bukhari:

"The rewards (of deeds) are according to the intention, and everybody will get the reward for what he has intended. So whoever emigrated for Allah's and His Apostle's sake, his emigration was for Allah and His Apostle; and whoever emigrated for worldly benefits, or to marry a woman, then his emigration was for the thing for what he emigrated for".

17 lipca 2015, czyli dlaczego wlasciwie emigrujemy

Od kilku tygodni uczeszczam na panstwowy kurs integracji spolecznej. Zajecia odbywaja sie codziennie i mam okazje poznac system jurysdykcyjny, zatrudnienie, wazniejsze instytucje wspierajace emigrantow i kulture mojego kraju. Kurs prowadzony jest przez Bulgarke w jezyku francuskim, a nasza grupa liczy 32 osoby. Jestem jedyna Polka.

W zasadzie wsrod tych 32 osob mamy przekroj demograficzny grup emigranckich mojego kraju. A zatem przeszlo 1/3 grupy stanowia obywatele Maroka, daleko za ta grupa mamy dwie Tunezyjki, Algierczyka, Kongijke, troje Senegalczykow, jedna Gwinejke, jedna Nigeryjke, Kamerunke, Kongijke, trzy Moldawianki, obywatela Togo, Dzibutti i jedna Wloszke. Jedna z dziewczat jest w moim kraju od 5 miesiecy, rekordzista spedzil w nim az 14 lat.

Bardzo szybko znalezlismy plaszczyzne porozumienia. Jestesmy tu, aby korzystac w pelni z praw obowiazujacych w kraju, do ktorego wyemigrowalismy i chcemy poznac swoje obowiazki jako przyszlego obywatela. W kuluarach jednak pytalismy sie po cichu, jak sie tu znalezlismy i co bylo powodem naszej emigracji. A takze, jak oceniamy system imigracyjny naszego nowego kraju.
W zasadzie podczas naszych dyskusji wyklarowalismy 6 powodow, dla ktorych zrezygnowalismy z poprzedniego zycia i przyjechalismy do innego kraju.

1. Kryzys ekonomiczny
Czesc ludzi przyjechala z Wloch, Hiszpanii, Francji, uciekajac przed kryzysem. Kilku naszych kolegow zostawilo swoje rodziny i po przeszlo 20 latach postanowilo sprobowac swoich sil w Belgii. Mieli swoje przedsiebiorstwa, domy, ktore postanowili zostawic. Czasem, z braku francuskich slowek, dorzucaja obce slowka, ale generalnie szybko odnajduja sie w realiach belgijskich i zakladaja firmy. 

2. Przesladowania polityczne, religijne
Inni uciekli przed przesladowaniami w swoich krajach i znalezli azyl w Belgii. To podroznicy lodziami, ktore nielegalnie przekraczaly Morze Srodziemne. Wielu do dzis wzdryga sie na mysl o tamtych podrozach i maja fobie przez lodziami i statkami. Wiekszosc moich kolegow z krajow Afryki zachodniej i srodkowej podala wlasnie taki powod.

3. Wiecej mozliwosci ksztalcenia sie i doksztalcania
 Inni szukali mozliwosci ksztalcenia sie w swojej dziedzinie, odczuwajac w swoich krajach rodzaj wypalenia zawodowego i poczucie, ze osiagnelo sie juz wszystko, co mozna bylo osiagnac. Ci ludzie maja zwykle dyplom wyzszej uczelni, kilka lat doswiadczenia w branzy naukowej i potrzebowali odswiezyc swoja wiedze, czesto kosztem bycia bez pracy (przeciez trzeba mimo wszystko zalegalizowac dyplom, a na to, w zaleznosci od dyscypliny, trzeba poswiecic nawet 2 i pol roku).

4. Lepsza opieka zdrowotna
Inni, jak moja profesor, znalezli sie w Belgii z przyczyn zdrowotnych. Jej kraj nie ma tak zaawansowanych technologii w leczeniu chorob rzadkich i tak latwego dostepu do uslugi wyspecjalizowanej. Profesor spedzila na emigracji 7 lat, przez jakis czas byla tlumaczem- freelancerem, az dorobila sie swojego pierwszego na obczyznie kontraktu na czas okreslony (!). Jak sama podkresla, nie zawsze robimy to, co lubimy, ale staramy sie to robic. 

5. Lepsza przyszlosc dzieci
To powod opuszczenia kraju przez moje kolezanki Moldawianki. Zyly one przez 8 lat nielegalnie, w koncu na mocy abolicji dostaly karty pobytu, choc wciaz sa to karty odnawialne. Caloksztalt ich kariery emigracyjnej to 12 lat spedzonych w Belgii, brak legalizacji dyplomu (jedna z nich jest wiolonczelistka) i poczucie zycia ponizej swoich oczekiwan. Panie zgodnie jednak podkreslaly, ze chca lepszej przyszlosci dla swoich dzieci, o sobie moga juz zapomniec. Podobna historie ma Kongijka i Kamerunka. Nie oczekuja od Panstwa, ze wesprze je w ich karierze. Chca po prostu zyc godnie na poziomie swojej rodziny.

6. Zwiazek i perspektywa zalozenia rodziny z obcokrajowcem
O dziwo bylam jedyna osoba, ktora zdecydowala sie emigrowac przez zwiazek z obcokrajowcem. Wiekszosc moich kolegow i kolezanek ma partnerow z tego samego kraju, tego samego kregu kulturowego i jezykowego. Na wiesc o tym, co przechodzimy, aby udowodnic swoje przywiazanie do nowego kraju, wybaluszaja oczy, ale dodaja, ze droga do Europy to zawsze droga poswiecenia i wyrzeczen.

Nasze kuluary kipia roznorodnoscia i wspaniale jest to, ze wszyscy szanujemy swoje obyczaje, chcemy sie dzielic wiedza o swojej kulturze, zachowujemy otwartosc na innych. Takie doswiadczenia zmieniaja i musze powiedziec, ze chcialabym, aby w Polsce obcokrajowcy mogli czuc sie tak dobrze ze soba, bedac w nowym kraju, jak my. Czujemy sie guzikami jednego garnituru.


8 kwietnia 2014 - polemika do reportazu o zabojstwie honorowym w Polsce

Wiadomo, ze Polska ma problem z cudzoziemcami. Mamy bariery mentalne, ktore siegaja dawnych czasow, a sa zakorzenione jeszcze w mentalnosci szlachty zagrodowej, jakoby byli "braty" (Wegier, Czech, Rusin) i "psubraty" (wszyscy "Inni"). Moze sie myle, moze ta mentalnosci "wielkopanska" siega sredniowiecza. Ale to tylko snucie abstrakcyjnych przypuszczen co do pochodzenia ksenofobii i rasizmu, jaki panuje na polskich ulicach, w polskich barach, w polskich kosciolach, w polskich domach i "polskim" Internecie. Inny, psubrat zawsze byl przyczynkiem do dyskusji. Inny przez kolor skory, przez przekonania, przez religie.

Nie zdziwilo mnie wiec, ze Polacy komentuja zywo artykul Marka Luszczyny w DF: "Troche potegi. Zabojstwo honorowe w Polsce". Muzulmanin (podkreslmy to) zabil swoja polska zone. Z zimna krwia, jeszcze strzepywal jej piasek na glowe. A czynil to w zgodzie z prawem szariatu, ktore zostalo zacytowane bez odwolania sie do dokladnych zrodel:
"kobieta jest winna i zasługuje na śmierć, jeśli:
rozmawia z innym mężczyzną;
zostaje zgwałcona przez kogoś spoza rodziny; (? - proponuje odwolac sie do muftich)
uporczywie nie chce zakrywać głowy i twarzy;
wyraża chęć odejścia od męża;
podejmuje próbę ucieczki od życia wedle pakistańskiego modelu rodziny"

Czytelnicy poszli w sukurs mysli autora, ktory najwyrazniej nie skonsultowal swoich wyszukiwan w sieci na temat szariatu z zadnym orientalista, a tym bardziej z zadnym imamem mieszkajacym w Polsce. Dlatego to, ze mamy do czynienia z "Islamem w pełnej krasie, nic dodać, nic ująć. Tylko proszę nie mówić, że to religia. To totalitaryzm, gorszy od faszyzmu i komunizmu razem wziętych", jest kwestia oczywista. Tak jak oczywiste jest odwolywanie sie do politycznego lewa: "no i macie swoje multikulti, lewacy. Gdyby to bydlę nie wjechało do Polski tylko siedziało w swojej dziczy to do zbrodni by nie doszło". Jak chca co gorliwsi wyznawcy innej religii niz islam: "Z tylu glowy muzulmanina jest taki punkt, w ktory nalezy uderzyc specjalnym mlotkiem, tzw claw hammer. Przy uderzeniu odpowiednio mocnym ,muzulmaninowi wyskakuje z czaszki galka oczna. Najlepiej jest wiec muzulmanina zabic.


Tymczasem w Pakistanie i wiekszej czesci swiata muzulmanskiego panuje hanaficka szkola prawa. Co prawda to Wikipedia i jej strona poswiecona islamowi nie sa zbyt wyrafinowanym zrodlem, a jednak pozwole sobie przytoczyc, ze "jest najbardziej tolerancyjna, także wobec innych religii, cechuje ją racjonalizm w stosowaniu prawa. Opiera się przede wszystkim na Koranie, w niewielkim stopniu na sunnie [ktora jest wykladnia prawa, przyp. red]; idżma jest uznawana tylko gdy pochodzi od godnych zaufania uczonych; uznaje prawa podbitych; korzysta z zasady "mniejszosci" (nawet, jesli zeznanie oskarzonego jest w sprzecznosci z zeznaniem spolecznosci). Jak wiec sprawca zabojstwa honorowego na Polce mogl tak opacznie rozumiec prawo, ktore stosuje sie w wiekszosci muzulmanskich krajow na swiecie?

Najpewniej dlatego, ze prawo zwyczajowe, jakie panuje w jego wiosce, nie jest dyskutowane z zadnym uczonym. Jak powiedzial mi znajomy Pakistanczyk: "Jestesmy Punjabi od 5000 lat. A tylko od 2500 muzulmanami". To ilustruje podejscie, ktorego nie mozna nazwac racjonalnym (a takie wyroki maja zapadac po zbadaniu "za" i "przeciw" przez prawnikow), a tym bardziej - nie religijnym. To zaszlosci kultury, ktorej ten czlowiek padl ofiara.

Nie, nie bronie Naeema Abbasa. Ten czlowiek jest ofiara sprzecznosci kulturowej - ma dwie twarze. Jedna twarz - twarz skierowana do Europy: mily, lubiacy sie zabawic, prowadzacy bujne zycie erotyczne z kilkoma kobietami (swoja droga - wzial slub z Polka w Pakistanie, a wczesniej uprawial z nia zina jak wynika z tekstu?). Druga - ktora ma dla swojej rodziny w Pakistanie. Czasem ten konflikt dwoch twarzy, niczym konflikt dwoch racji, prowadzi do tragedii i do rozpadu osobowosci. I to widac w wypowiedziach tego czlowieka z wiezienia. Moze i jest to czlowiek poczytalny, ale na pewno nie zdrowy. Podobnie jak jego zona Agnieszka.

Przejdzmy do zawartosci reportazu. Dlaczego pisanie o zabojstwie honorowym w kategoriach religii jest nieuczciwe? Bo prowadzi do stereotypizacji i szkodliwego spojrzenia na te religie. A przeciez nie wszyscy muzulmanie zabijaja w imie swojej rodziny i kultury. Wielu bedzie z pewnoscia oburzonych tak samo, jak czytelnicy reportazu. Tworzenie wiec ze zjawiska kulturowego "normy" religijnej zasluguje na politowanie. Tak samo, jak na politowanie zasluguje opisywanie burki w charakterze symbolu religijnego (w Pakistanie sie jej zreszta nie nosi). Tworzenie z niej okladki reportazu jest tym, czym tworzenie okladki reportazu we "Frondzie" o katolicyzmie w Polsce z moherowego beretu.

W Polsce wiele zjawisk staje sie kwestia wyboru i jest niemalze podobnie traktowane: to, czy nosisz spodnie, spodnice, czy sypiasz z facetem, czy kobieta. "Murzyn" juz nie dziwi. Nawet, jesli obejmuje publicznie blondynke. Obrywa sie za to wciaz islamowi, jakby byla to choroba przenoszona droga plciowa.

Takie teksty nie pomoga budowac dialogu religijnego, doprowadzaja wrecz do kroku wstecz. Autor wolal zalozyc mentalna burke niz tlumaczyc kultury. Ale Polska miala (niestety) tylko jednego Kapuscinskiego...




4 wrzesnia 2013, sroda - Polacy jada do pracy

Autobus jednego z popularnych przewoznikow miedzynarodowych. Na bocznych czesciach karoserii tytul: "coach of the year". Wysoki podjazd, nie mozna pogapic sie na pasazerow. Sprawdzanie biletu i naklejanie etykiet na bagaz trwa 25 minut, choc kierowcow jest trzech i jeden bagazowy. Kazdy cierpliwie podchodzi do drzwi i pokazuje bilet.
- Ile sztuk bagazu? - pyta kierowca kobiete stojaca przede mna. Drobna, lekko po 50-tce, w bezowym wytartym, luznym swetrze. Kiwa glowa, ze nie rozumie.
- Pa ruski gawarysz? Inglisz? - przeciagle patrzy na nia kierowca.
- J 'a un billet - mowi francuszczyzna i pokazuje bagaz.
- Mr. le conducteur a demande combien pieces de baggage vous possedez - niesmialo podpowiedzialam. Kobieta lekko przechylila glowe w moja strone i pokazala, ze ma jeden bagaz.
- Dokad? - zapytal tym razem bagazowy.
- Mr. vous a demande ou vous partez - wtracilam sie. Kobieta pokazala bilet i odpedzila mnie gestem niczym natretna muche. Potem szybko weszla do autobusu i zajela jedno z ostatnich miejsc.
Moja kolei do rejestracji.  

Na kilka godzin przed planowanym odjazdem 2 wrzesnia z Warszawy w zasadzie nie ma miejsc. W srodku juz od kilku godzin siedza pasazerowie z innych czesci Polski: Bydgoszczy, Elblaga, Gdanska, Lublina. Przygladam sie bacznie przekrojowi demograficznemu pasazerow pomna, ze w autobusie tej samej firmy 7 lat temu, ale w odwrotnym kierunku, byla balanga brukarzy. A zatem:

- przod autobusu okupuja krzykliwi Polacy - jakas rodzina wielopoleniowa dolaczajaca do pracujacego zagranica Polaka. Ich ekscytacje wyraza glosne: JEDZIEMY! najstarszego czlonka rodziny - jechali do Francji
- w czesci centralnej usiadly dwie rodziny: ojciec z synem mowiacy miksem rosyjskiego i jezykiem czeczenskim. Syn maloletni, sporo kaszlal po drodze - jechali do Rzymu
- kobieta z dwojka dzieci - mowiaca po czeczensku, jadaca do Rzymu
- dwoch Ukraincow spiacych prawie cala droge do przesiadki - jechali do Rzymu
- polska matka z synem zaczynajacym studia w Strasbourgu
- dwoch studentow jadacych do Paryza
- Belzka siedzaca obok mnie jadaca do Liege
- Francuzka, ktora nie chciala pomocy w rozmowie z kierowca, jadaca na poludnie Francji
- kilkoro Ukraincow jadacych do Rzymu wsrod ktorych jedna pasazerka miala omylkowo bilet do Paryza
- Niemka wracajaca do Berlina po odwiedzinach rodziny w Poznaniu
- polska rodzina z Poznania, ktora wyjezdzala na wspolny urlop do Paryza

Bardzo mnie cieszyl ten widok wielobarwnosci i wiele jezykow na pokladzie. W Berlinie wszystko nagle ucichlo - wiekszosc "naszych" cudzoziemcow przesiadla sie do dwoch pozostalych autokarow. Wsiedli inni - przewaznie mlode Polki jadace do pracy w Belgii i Francji. Mialy ze soba swoje poduszki i zaglowki, kocyki - przyzwyczajone do trudow kilkunastogodzinnej wycieczki. W zasadzie ze soba nie rozmawialy poza tym, ze czekaly, az wysiada inni pasazerowie aby swobodnie rozlozyc sie w dwoch fotelach. Mezczyzn nie bylo.



 



1 wrzesnia 2013, niedziela, jakie zmiany w ustawie o cudzoziemcach od 2014 r.

W polskim prawie dotyczacym cudzoziemcow szykuja sie zmiany. Juz od przyszlego roku mozemy spodziewac sie innego brzmienia niektorych przepisow, ma tez byc latwiej aplikowac o pobyt dzieki redukcji dokumentow i wreszcie - ma poprawic sie service cudzoziemcow.

Te zmiany sa chwalebne, jednak sa tez propozycje, ktore wydaja sie kontrowersyjne. Ustawodawcy proponuja zaostrzyc przepisy w zakresie sprawdzania malzenstw mieszanych.  Wedlug szacunkow Stowarzyszenia Interwencji Prawnej, wspolautora proponowanych zmian w prawie (obok Helsinskiej Fundacji Praw Czlowieka), malzenstw mieszanych w Polsce jest ledwie 4%. A obcokrajowcow w stosunku do ogolu spoleczenstwa jest zas...0,01. Przyjrzyjmy sie zmianom:

1. Jak twierdzil w rozmowie z dziennikarzem TOK FM Tomasz Cytrynowicz z Urzedu ds. Cudzoziemcow, obcokrajowcy narzekali na dlugosc procesu. Cytuje: "Nie mogli ocenic, kiedy beda mieli dostep do polskiego terytorium". Urzednik potwierdzil, ze proces trwal miesiace, a nawet zdarzalo sie, ze na decyzje czekano ponad rok!
Zmiana: skrocenie procedury i informowanie o kazdym etapie procesu zainteresowanych.

2. Papiery, papiery. Dostarczanie wszystkich "materialow dowodowych"trwa. Bolaczka jest zwlaszcza zaswiadczenie o zameldowaniu, o czym mozecie przeczytac chocby w felietonie Marii Strelbickiej, ktora musiala pisac skargi na urzednikow.
Zmiana: mniej papierkow.

3. Wizyty domowe. W obecnym zapisie prawnym w art. 11 ust. 7 mamy: "W przypadku gdy cudzoziemiec nie wyrazi zgody na dokonanie sprawdzenia lokalu albo zgody albo utrudnia lub uniemożliwia przeprowadzenie  czynności, o których mowa w ust. 4, uznaje się, że informacje o faktycznym miejscu pobytu cudzoziemca nie zostały potwierdzone".

W tej chwili nie informuje sie cudzoziemca (my dowiadywalismy sie o procedurze u konsultantow Stowarzyszenia Interwencji Prawnej) o tym, ze bedzie sie nachodzic go w domu. Nachodzic jest tutaj zasadnym terminem, bo nie dosc, ze nie znasz "dnia ani godziny", to jeszcze musisz wyeksponowac wszystko, co swiadczy o tym, ze faktycznie przebywasz pod wymienionym adresem i wiedziesz zycie malzonka. Mielismy 2 wizyty, za kazdym razem pytano o to samo H. oraz mojego ojca...
Zmiana: szczegolowe informacje o przeprowadzanym dochodzeniu, aby nie bylo niespodzianek.

4. Obecny art. 101 pkt. 4 daje Urzedowi ds Cudzoziemcow mozliwosc odmowy przyznania kolejnej karty pobytu, jesli cudzoziemiec przebywa poza Polska ponad 10 mies.
Zmiana: dodanie wyjatkow (bardzo waznych z punktu widzenia cudzoziemca, ktory przeciez ma prawo sie przemieszczac):
 a) wykonywanie przez cudzoziemca obowiązków zawodowych lub świadczeniem przez niego pracy poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej na podstawie umowy zawartej z pracodawcą, którego siedziba znajduje się na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej, lub
b) towarzyszenie cudzoziemcowi, o którym mowa w pkt 1, przez jego małżonka lub małoletnie dziecko, lub
c) szczególna sytuacją osobistą wymagającą obecności cudzoziemca poza terytorium Rzeczypospolitej Polskiej -  przerwa ma trwac nie dłużej niż 6 miesięcy.

5. W swietle art. 170 ust. 1 o malzenstwach mieszanych - "zawarcie i funkcjonowanie malzenstwa w celu obejscia przepisow" - choc trudno doszukac sie sensu w zapisie prawnym mowiacym o funkcjonowaniu i trwaniu fikcyjnych malzenstw, przepis ma byc zlagodzony. Jednak kontrole oraz procedura sprawdzajaca ma sie wydluzyc i byc bardziej szczegolowa...

Co jeszcze ma ulec zmianie? Witold Klaus ze Stowarzyszenia Interwencji Prawnej walczy jeszcze o kilka aspektow procesu legalizacji pobytu:
- pouczenie ma byc w 26 jezykach i ma byc zmienione
- wiecej rosyjskiego w urzedzie i na infolinii
- zaadaptowane przepisy unijne
- pozwolenie na prace - "szukamy Polaka, ale jesli go nie znajdziemy, szukamy cudzoziemca" i zlagodzenie brzmienia przepisow o utracie pracy.

Wszystkie propozycje zmian znajdziecie na stronie www Stowarzyszenia.



23 sierpnia 2013, piatek: Co o migracjach mowi nam Eurostat

Zeby mowic cokolwiek o migracjach w Europie, nie mozna pominac narzedzia okreslajacego trendy w ruchu ludnosci. Eurostat od lat sluzy badaczom, socjologom, dziennikarzom i dzialaczom organizacji pozarzadowych do szacowania, ile i kto przebywa na terytorium Unii Europejskiej. Interesujace sa liczby przedstawiajace zarowno migracje wewnatrz UE, jak i ruch obywateli innych krajow do UE i z UE. Co prawda polska wersja Eurostatu zawiera dane z 2009 roku, to angielska ma juz uaktualnione dane z 2011 roku. Oczywiscie sa to dane oficjalne, pokazujace jedynie ludzi, ktorzy legalnie i z wlasnej inicjatywy osiedlaja sie w krajach UE.

Kto zatem przyjal najwiecej imigrantow? Nietrudno zgadnac. UK zaostrzylo juz polityke imigracyjna i o pobyt juz nielatwo, ale dwa lata temu przyjezdzalo do niej przeszlo pol miliona imigrantow. Prawie tyle samo dostawalo sie do Niemiec, a ok 450 000 do Hiszpanii (teraz, o ironio, bardzo chca sie wydostac) i ok 385 000 do Wloch. Te kraje karmily ponad 60% wszystkich imigrantow UE.

Jakie kraje przodowaly w statystykach imigrantow? Maroko, Algieria, Indie, Chiny, Ekwador i USA oraz Turcja, Ukraina, Rumunia. Polska takze znalazla sie w czolowce zwlaszcza po migracji niemieckiej (89 000 wedlug szacunkow podawanych przez urzedy imigracyjne Niemiec i Deutsche Welle) i angielskiej (jest nas podobno ponad milion, a w calej UE ponad 2 miliony).

Czy Eurostat jest narzedziem miarodajnym? Legalni imigranci to kropla w morzu ogromnego ruchu ludzkiego na kontynencie. Tysiace przemierzaja kraje UE i kandydujace (jak Turcja) w poszukiwaniu lepszej przyszlosci albo zycia w poczuciu bezpieczenstwa.  Zwlaszcza w obliczu zamieszek i wojny domowej w Syrii, Egipcie czy Mali. Zreszta jesli wierzyc statystykom Interpolu, ktore mowia, ze Europe (Malte, Wlochy, Grecje) zalewaja w duzej mierze imigranci bedacy poza wszelkim systemem, mapa Eurostatu wydaje sie przygladzonym staromodnym tupecikiem na lysej glowie Europy. Skoro malutka, 400 000 Malta ma co roku rejestr 2000 ludzi nielegalnie przekraczajacych jej terytorium, podobnie Grecja (przerazajace filmy z obozu w Patras) widac, ze zywiol ludzki tylko bedzie sie wzbieral. Widac tez, ze te kraje nie dosc, ze nie radza sobie z nadmiarem ludzi, to w przypadku ucieczki z warunkow, jakie w nich panuja, narazaja na smierc w wodach Turcji lub Wloch. Tego Eurostat nie powie...

A jakim gospodarzem dla imigrantow jest Polska? Przeczytajcie niedawno opublikowany wywiad z dziennikarzem TVN, ktory spedzil kilka tygodni w bialostockim osrodku dla imigrantow. Moze nie spartanskie warunki Patrasu, ale areszt - to porownanie przychodzi do glowy jako pierwsze. Nas jednak rocznie, jak juz pisalam w poprzednim poscie, "zalewa" duzo mniej imigrantow. I chyba dlugo nie bedziemy ziemia obiecana.






19 maja 2013, niedziela: Jacy sa Polacy?

Ten post dlugo czekal na publikacje. Kiedy jednak przegladam sie w oczach H. az widze, ze ocenia. Nie tylko mnie, ale ludzi wokol.

Najpierw zdziwila go sasiadka. Z malej wsi, starsza Pani wychowujaca wnuczke, kiedy jej syn pracuje 24 godziny w ochronie, a synowa w szkole jako sprzataczka. Wychowuje moze jest za duzym slowem. Na pewno jednak doglada, siedzac na lawce pod blokiem i wymieniajac sie uwagami z podobnymi paniami, babciami okolicznej dziatwy. Krotko, praktycznie obciete wlasna reka siwe wlosy, leniwie narzucona podomka i kapcie z gumy albo z weluru. Zaraz zabierze sie za obiad, przebierac sie nie ma sensu.

H. ze swoja sniada karnacja i eleganckim ubiorem przyciagal wzrok pan. Zwlaszcza, gdy zakladal swoje polyskujace pantofle ze skory bydlecej, biala lniana marynarke i jeansy Armani. Osiedlowe Panie nie odrywaly swoich znuzonych spojrzen. Odprowadzaly go nimi wrecz az do klatki. Sasiadka - jej oczy patrzyly dokladnie, ktory numer wybija tajemniczy przybysz na tablicy domofonu.

Starsze osoby w autobusie tez patrzyly. Czasem z zainteresowaniem, czasem z pretensja. Ta pretensja wydala sie H. szczegolnie interesujaca. Pytal:
- Czy cos sie tym ludziom stalo? Czy przed chwila ktos ich ponizyl, zwyzywal? Patrza, jakbym to ja byl winien.
Obserwowal ich, jak oni jego. Ich sposob mowienia bliski krzykowi, sposob poruszania sie. Dziarski, sprezysty i bardzo sztywny, jak na apelu wojskowym. Widzial, jak kloca sie z niewidzialnym przeciwnikiem, jak sami wyzywaja, jak narzekaja. I jak szukaja sprawcy swojego nieszczescia egzystencjalnego. Podobnie do korespondentow mediow, fotografow, zwyklych obcokrajowcow w tekscie Wyborczej, H. uwazal, ze Polacy musza miec wroga, prawdziwego albo wyimaginowanego, posiadaja pewien rodzaj megalomanii narodowej polegajacej na obnoszeniu sie z cierpieniem i zloscia i sa "slodko zabojczy". Zdrobnieniami i miekkoscia jezyka moga skutecznie uspic czujnosc.

A urzednicy? Ten specyficzny rodzaj czlowieka byl tylez zolnierzem, co laskawca, ktory podkreslal, ze jest liberalny i wyrozumialy dla pollegalnego imigranta z Orientu. Szczegolnie to ostatnie utkwilo w pamieci H. kiedy odbywalismy przesluchanie. Przesluchanie ktore trwalo blisko 4 godziny i mialo pokazac, czy zyjemy razem, czy robimy interes, jak to opisalam w poprzednim poscie. H. zadziwilo milosierdzie urzednikow. Skoro byli tacy liberalni, dlaczego odwiedzali dom az dwa razy, za kazdym razem inna ekipa, dlaczego przesluchiwali najpierw nas, a potem moich rodzicow? Mysle, ze szukal potwierdzenia mentalnego:
- Szukamy wroga.
To byloby bardziej prawdopodobne.


16 stycznia 2013, sroda - jak kochaja nas urzednicy

Byla 10 rano. Zimno, ale kilka stopni na plusie. Wlasnie zatrzasnelam drzwi wejsciowe, kiedy uslyszalam wolanie H. Wybiegl na klatke schodowa, trzymajac w reku telefon:

- Dzwoni kobieta z urzedu! Mamy decyzje! - wydawal sie uradowany. - Tak, ja mowisz po hiszpansku troche, daje moja zone. - i przekazal mi sluchawke.

- Slucham, prosze mowic - wypalilam. - Tak, jestem zona. Tak...tak...ok, dziekuje...

- I co - ?! - idziemy do urzedu. Super! - krzyczal w podnieceniu maz.

- Czekaj. - wypalilam tylko, bo glos urzedniczki zanikal w korytarzu starego domu. - Jej glos brzmial smutno, powiedziala, ze nie ma zgody...

- Wyslemy do niej Esperanze. Jak to, tyle miesiecy i co ta urzedniczka wyprawia!

Kiedy pocalowalismy klamke gabinetu naszej adwokat, choc powinna od godziny urzedowac w swoim biurze, pojechalam do pracy. Lzy splywaly mi po twarzy. Same, nieprzymuszone. Nic to, teraz poczekamy na osad osoby, ktora jest w temacie naszych spraw.

Kiedy bylam w pracy, H. wyslal mi wiadomosc na fejsbuku:

- Stworzyli raport. Trzy strony powodow, dlaczego nas nie zaakceptowali. Uzasadnili to Twoim poznym zameldowaniem w Madrycie. I ¨brakiem wiedzy o naszym wspolnym zyciu osobistym i rodzinnnym¨.
- Z kim byles w urzedzie - wyklikalam.

- Z Abdulem. Wyklocal sie, ze bedziemy apelowac. Powiedzieli, ze mamy to pokazac prawnik i niech ona sie z nimi kontaktuje w sprawie apelacji - odpisal maz.

Urzednicy znalezli wygodna wymowke, aby nie udzielic nam slubu. H. potem, jeszcze nie dowierzajac werdyktowi, rozmawial z kims, kto zarejestrowal zwiazek partnerski z Hiszpanka. Podobniez istnieje niepisane prawo, ze przyszli malzonkowie musza mieszkac ze soba nieprzerwanie przez rok pod tym samym adresem. Moj szef dodal, ze trzy lata wstecz urzednicy wykryli blisko 1000 falszywych malzenstw i dlatego sprawdzaja kazdego nie-Europejczyka.

Tymczasem znajomy H. zawarl w listopadzie zwiazek malzenski z Hiszpanka. Zaplacil agentowi 5000 EUR. Kilka dni po naszym werdykcie otrzymal ksiege malzenska i karte rezydencji w Hiszpanii.

Wezme slub za pieniadze - czyli jak psuje sie malzenski 'rynek'

fot. Noffy, freeimages.com

Szukalam zestawu dokumentow potrzebnych w Polsce do zawarcia slubu z moim mezem. Wiele forow oferowalo raczej opowiesci 'kochamy sie, on jest muzulmaninem, pewnie bedzie mnie wiezil i bil' niz rzetelne porady i liste dokumentow. Kopalam dalej w nadziei, ze jednak zaswieci swiatelko i w liscie dokumentow nie zobacze zaswiadczenia z sadu, ze taki a taki obywatel, zgodnie z prawem swojego kraju, moze zawrzec malzenstwo. Na taki papier czeka sie w Polsce nawet 5 miesiecy...Potwierdzilam to wczesniej telefonicznie z USC w Warszawie - gdybysmy chcieli jednak zawrzec zwiazek w moim kraju, maz musialby zlozyc wniosek w sadzie, ze moze sie ze mna ozenic.

Szukalam wiec ludzkich porad, jak i gdzie skrocic czas oczekiwania, ktory plynie nieublaganie. Kilka slow kluczowych i...odkrylam strone, na ktorej handluje sie slubami! Tytul watku: 'Wezme slub za pieniadze'. Jest to wiec swego rodzaju gielda slubna z namiarami polskich kobiet, posrednikow, 'przyjaciol' mezczyzn, ktorzy zaplaca za papier.

Wiem, ze wiele zdesperowanych finansowo kobiet ze slubu czyni benefit i reperuje nim swoj budzet. Musi im sie to oplacac, skoro biznes kwitnie. Z nieoficjalnych opowiesci wiem, ze Azjaci przoduja w zawieraniu podobnych umow. I placa po 4-7.000 EUR. Jeden warunek: pani musi miec albo dlugoterminowa rezydencje, albo ma byc 'native'. Podobniez istnieja biura oferujace uslugi papierowych malzenstw i agent w jednym czasie prowadzi kilka-kilkanascie takich spraw. Dlatego urzednicy USC jak Europa dluga i szeroka sprawdzaja prawdziwosc zwiazku: czy to przez wywiad matrymonialny, czy telefon lub niezapowiedziane odwiedziny pod adresem zameldowania.

Czuje wkurzenie, ze spedzamy 7 miesiac na emigracji po to, aby zalatwic wszystko legalnie i krok po kroku, moj maz czuje sie jak nikt i nie jest w stanie odpowiedziec na ponizajace traktowanie podczas rutynowych procedur, bo przeciez jest z kraju, ktorego obywatele 'oszukuja urzedy', a decyzji o naszym malzenstwie jak nie bylo, tak nie ma, podczas gdy falszywy slub idzie gladko i czesto nie ma nawet wywiadu matrymonialnego.

Pewnie takie panie smieja sie slyszac, jak wyglada prawdziwa droga do malzenstwa. Z drugiej strony - poswiecaja kilka miesiecy, a nawet lat swojego zycia dla falszywego malzonka. Musza udawac, ze mieszkaja ze soba, ze przebywaja ze soba. Musza udawac milosc i stawiac sie razem na kazde wezwanie urzednika. Zadna relacja sie jednak przez ten czas nie rozwija - historii jak z filmu 'Zielona karta' nie uswiadczysz. Biznes jest biznesem i po 2 latach (wtedy statystycznie malzonek dostaje pobyt dlugoterminowy), wygasa swiadczenie uslug. Mozna sie 'rozwiesc' tak latwo, jak mozna sie 'ozenic'.

4 wrzesnia 2012, zmieniamy mieszkanie po raz pierwszy cz. 2

Nasz bagaz to 4 torby zakupowe, 2 podreczne plecaki i torba podrozna na kolkach. W torbach przewozimy polprodukty i poduszki, wentylator i koldre. W plecakach - troche ciuchow, kosmetykow i rzeczy absolutnie niezbednych. Na oczach H. wyrzucam kilka sztuk odziezy. Po co mi w nowym miejscu? Zdaze kupic nowe - tlumacze sobie swoje zachowanie. H. wzrusza ramionami, ale widze, ze i on pozbywa sie starszych rzeczy. Jedziemy z pierwsza partia.

Kiedy wracamy na ulice bostonska, oboje zaczynamy sie zle czuc. H. skarzy sie na bol glowy, ja nie moge opedzic sie od mysli, ze nasi gospodarze nas okradna. Dziele sie tym z H.:

- Nie bedzie tak zle. W ich mieszkaniu zostaly tylko Twoje ubrania. Wartosciowych rzeczy jeszcze nie przewiezlismy - tlumaczy.
- Ale mnie cos mowi, ze oni sa nieuczciwi albo chociaz pazerni na pieniadze, beda szukac okazji. Nie ufam "naszym przyjaciolom" - bronie sie.

Jedziemy z druga partia. Kiedy jestesmy w metrze, H. odbiera telefon. Od "naszego przyjaciela":
- Czesc, przyjacielu. Moja zona doszla do wniosku, ze to, co mowiliscie, nie jest prawda. Ona nie ma pracy, jak utrzymacie pokoj? Nie chcemy klopotow...wiesz, co mam na mysli...-glos brzmi stanowczo.
- Tak, to co chcesz, zebysmy zrobili? Dalismy zadatek...-H. probuje negocjowac.
- Damy wam zadatek, nie ma problemu. Zabierzecie swoje rzeczy. Tylko nie dzis, bo ja dzis pracuje w nocy, moja zona wyjezdza do Wloch, a szwagier pojechal za miasto...tak?
- W porzadku "moj przyjacielu"...-rzuca H., jakby jeszcze chcial zblizyc sie do Afrykanczyka. Kiedy mozemy zabrac rzeczy?
- Najblizsza sroda po 17, wtedy koncze prace, rozumiesz.
- Dobrze, kiedy bedziemy pod domem, zadzwonie - mowi H.

Rezygnacja, zwatpienie, wkurzenie - to mowi spojrzenie H. Wlasnie wysiadamy z metra, zeby wrocic z powrotem na ulice bostonska. Pech chce, ze spotykamy po drodze gospodarzy:
- Oj, co sie stalo? - pyta Hernan.
- Niestety musielismy sie wrocic. I nie wynajmiemy tego mieszkania. Wlasciciel jest wariatem - odpowiada H.
- Aj biedna, chyba jestes zmeczona? - pyta mnie Eugenia.
- Az chce mi sie plakac, doñu Eugenio - wyduszam z siebie, a gardlo az trzesie mi sie z podniecenia...
- Tylko wiecie, ja znalazlem lokatorow, wprowadza sie w piatek, macie niewiele czasu - dodaje twardo Hernan.
- Tak, znajdziemy cos, nie martwcie sie - H. wydaje sie robic dobra mine do zlej gry.

Abdul odwiedza nas tego samego wieczoru. Ma mine tak samo nietega, ale kiedy slyszy, ze nas wycyckano, nie przestaje sie smiac:
- Alescie naiwni. W tym miescie kazdy musi klamac, ze ma prace, ze ma zarobki, ze wiecej go w domu nie ma, niz jest. No i za empadronamiento trzeba doplacac, to lubia gospodarze.
- Po prostu nigdy wiecej wynajmowania pokoju od Afrykanczykow. Chyba nie lubia nikogo oprocz swoich - rzuca H.
- Swoi potrafia byc tak samo niefajni... - Abdul nagle smutnieje.
- Chcesz nam cos powiedziec ?  - tym razem ja wtracam swoje grosze.
- Tak, wlasciciel kafejki zamyka biznes. Obiecuje, ze zaplaci "niebawem". Musze szukac innej pracy...
- Ten miesiac sie ciekawie zaczal - podsumowal H.

Tego wieczoru mielismy ochote sie upic. 



4 wrzesnia 2012, zmieniamy mieszkanie po raz pierwszy cz. 1

Hernan i Eugenia byli bardzo dobrymi gospodarzami. Ale cena, jaka proponowali za pokoj bez wentylacji, byla za duza. H. wyliczyl, ze z naszymi wydatkami, tlumaczeniami dokumentow, tlumaczami podczas dwoch najblizszych spotkan w urzedach, mozemy byc na ulicy bostonskiej najwyzej miesiac. Potem i tak bedziemy musieli szukac mieszkania - przekonywal. Chcac nie chcac wiec ktoregos upalnego dnia H. porozmawial z Hernanem i ustalili, ze manatki zabieramy z koncem miesiaca, ze wszystkie oplaty uregulujemy takze przed opuszczeniem mieszkania i ze nie zerwiemy kontaktu.

W zasadzie nie wysilalismy sie w poszukiwaniu mieszkania. Ot, kilka wizyt w kafejce kuzyna, jedno ogloszenie zdrapane ze slupa - H. zapewnial, ze znajdziemy pokoj w 1 dzien! No wiec kiedy pojechalismy daleko na poludnie Madrytu, do Villa de Vallecas, nie dziwilam sie bardzo, ze za dobra cene mozna szybko sie przeniesc.

Mieszkanie 1 - tyl Vallecas, blisko parku i ryneczku-pchlego targu. Wlasciciel - Nigeryjczyk. W mieszkaniu zona i szwagier. Tytuluje nas 'swoimi przyjaciolmi' i prowadzi do lichego pokoju z oknem, gdzie oprocz lozka i malego regalu nie ma nic. Usmiechamy sie do siebie z Hayatem, ale wiele nie potrzebujemy.
Kuchnia na butle gazowa. Nie ma ogrzewania. Jakis przypadkowy schowek na produkty, przestronny. Lazienka w stanie normalnym. Zona Afrykanczyka dba o porzadek. Jak twierdzi, nie chce pracowac nigdzie indziej poza domem. Jest podejrzanie usluzna. Za wszystko nam dziekuje.
-Dziekuje - mowi, kiedy opuszczamy mieszkanie.
Dwa dni pozniej dobijamy targu, takze z osobista wizyta w ich domu. 230 EUR z oplatami za prad, gaz i wode.
-Dobra, ale nie chcemy problemow - powtarza lamana angielszczyzna mezczyzna. Mamy swoje problemy i jeszcze dodatkowe z ludzmi - nie chcemy. Pracujesz? - pyta podniesionym tonem.
-Tak, online - mowie, bo to prawda. - Szukam tez pracy tutaj, w Madrycie.
-To skad macie pieniadze na mieszkanie - mezczyzna staje sie podejrzliwy.
-Moj maz sprzedal ziemie u siebie w kraju - wypalam choc widze, ze H. nie jest z tej informacji zadowolony.
-Jak chcecie placic? Bo teraz musicie zaplacic za rezerwacje mieszkania - naciska Nigeryjczyk.
-Ile? - H. wstaje i wyciaga 50 EUR - wystarczy?
-Tak, moze byc.

Wieziemy nasze rzeczy przez cale miasto. Dwie linie metra i kawalek drogi z glownej stacji na obrzeza dzielnicy. Ladnie tu, zielono. Ale przeczucie, ze cos pojdzie nie tak, nie opuszcza mnie...

2 wrzesnia 2012, poznaje nasza prawniczke

Grube, pancerne drzwi otworzyla dosc korpulentna, atrakcyjna blondynka w zoltych okularach.
-Esperanza - wyciagnela reke i paznokcie koloru lila drasnely moja dlon. - Przepraszam, czasem sciskam reke klientow tak mocno, ze zostaja slady - dodala, prowadzac nas do malego pokoju z jednym biurkiem.

Esperanza zajmuje sie doradztwem prawnym dla emigrantow przebywajacych w kraju legalnie i nielegalnie. Pomaga sprowadzac zony/mezow, dzieci, zalatwia spotkania w sprawie papierow i kart oraz slubow, rozwodow i atestacji wszelkich dokumentow. Podobno kazdy imigrant otarl sie kiedys o te postac. I albo zostal z nia na dluzej, do konca swojego procesu, albo szybko zrezygnowal.

-Wszystko bedzie zalatwione w 4 miesiace - zapewnila. I Twoja karta pobytu, i slub, i jego karta pobytu. To kaszka z mlekiem - wymachiwala rekoma i papierami. - Napisze teraz, jakich dokumentow potrzebuje, abyscie mogli szybko je zlozyc w urzedach.
A wiec - po niespelna 30 sekundach zaczela wyliczac:
-Ty - paszport, zameldowanie, akt urodzenia i akt potwierdzajacy zdolnosc do zawarcia malzenstwa.
On - paszport, zameldowanie w Hiszpanii, akt urodzenia, akt o zdolnosci do zawarcia malzenstwa - wszystkie atestowane w ambasadzie twojego kraju. Ty - tu prawniczka wskazuje na mnie - nie musisz atestowac dokumentow. Jestes obywatelka UE, spokojnie.

-A teraz karta pobytu - tu prawniczka zawiesza glos. - Javier! - az podskakuje na swoim krzesle. - Podejdz tutaj i zerknij na nowelizacje ustawy o przyznawaniu karty pobytu. - dostalismy te nowelizacje ledwie 2 tygodnie temu - mowi sciszonym glosem Esperanza. Wydaje mi sie, ze do rezydencji potrzebujesz umowy o prace. Pracujesz gdzies?
-Nie - mowie zaskoczona. - jestem tutaj od miesiaca...
-W takim razie przed spotkaniem w urzedzie imigracyjnym musisz gdzies znalezc prace. Jakakolwiek, byle byl papier - przekonuje nas prawniczka.
-Ale...poprzednio wszystko bylo latwiejsze...-przerywa H.
-Tak, ale jest nowelizacja, nie ma rady. Aha - oto Wasze daty spotkan w urzedach. Slub - 18 wrzesnia, karta - 28 wrzesnia. Czegos wam brakuje z listy, jaka przedstawilam?
-Nie, tylko kontraktu - wypalilam.
-No to do dziela. Jak chcecie, przyjdzcie po dostaniu kontraktu do mnie, musze miec kopie.

Kiedy znalezlismy sie na ulicy, zastanawial nas czas realizacji wszystkich postulatow. 2 tygodnie na znalezienie pracy w miescie bezrobocia i podczas ogolnohiszpanskiego kryzysu, 4 miesiace na realizacje calosci procesu legalizacji pobytu i malzenstwa. Szumialo nam w glowie. H. nie tracil nadziei.
-Slyszalem od przyjaciela o pewnym Hindusie, ktory potrzebowal pakowacza kolczykow. Jutro do niego zadzwonie. Mam tez znajomego z wioski, ktory ma restauracje, moze on da prace. No i szef kafejki - tez szukal kogos do sprzatania na 1/4 etatu. Wszystko bedzie dobrze - probowal uspokajac, ale i tak gdzies z tylu glowy widzialam znak ostrzegawczy...

Romowie, Gitanes

Mialam przygode. Gdzies na Plaza de Castilla, w poblizu slynnych krzywych wiez, podeszlo do nas kilkoro dzieci. Ze niby zbieraly podpisy na ubogie dzieci ze swiata. H. byl sceptyczny, odsuwal dzieci zdecydowanym ruchem. Ja wysluchalam, co maja do powiedzenia i, o naiwnosci, nawet podpisalam sie nieczytelnym podpisem pod petycja. Naiwnosc wynika z wpojonego mi przekonania, ze nawet zlodzieja wysluchac nalezy. Wiec dzieci mowily, dolaczyly do nich inne, ktore probowaly wybadac, czy nie mamy pieniedzy czy cennych zegarkow, dokumentow, itp. Ale jako, ze i my jestesmy biedni, dzieci nic nie wskoraly. H. tylko splunal:
-Gitan children.

Wskoralam ja. Oberwalo mi sie za empatie wobec dzieciakow. Natychmiast przypomnialam sobie jednak inna historie, z Polski, kiedy pewna Pani kupila bulke cyganskiemu zebrakowi i...spotkala sie z dezaprobata z jego strony. Bulka wyladowala w koszu, Pani stala oniemiala...

Wyrzut sumienia przestal mi szybko doskwierac. Meczylo mnie tylko, skad w Madrycie tylu Romani! Sa widoczni wszedzie, wszedzie slychac ich blagalne glosy o pieniadze, ciagle siedza na trotuarze, przesiaduja w metrze, chodza od pasazarera do pasazera. Nieliczni zarabiaja na zycie, grajac na instrumentach, spiewajac, uzywajac talentow innych, niz lepkie rece. Niedawno widzialam nawet nastoletnia dziewczyne, ktora zebrala w metrze na dziecko. Rzeczywiscie, byla w ciazy...

Liczby sie nie myla. W samym Madrycie zyje blisko 800 tys. Romow. Moze ich byc wiecej, bo wiekszosc nie zyje legalnie. Podczas kiedy w Polsce maja ogromne dacze badz zyja w skupiskach w willach i apartamentach, w Hiszpanii zajmuja mieszkania socjalne, przydzielone przez wladze miast, przewaznie na przedmiesciach. Nie widac, aby posiadali walute, ale moze nie spotkalam na swojej drodze szefa, a jedynie podstawione plotki. W Polsce widac wiecej szefow. W Poznaniu cale rodziny koczuja w centrach handlowych, przesiadujac w kawiarniach i restauracjach. W Warszawie i na Mazowszu zyja z "biznesu"samochodowego i dorabiaja sie na nim znacznie. Tu, w Madrycie, widac tylko zebrakow i sprzedawcow podrobek tudziez mocno uzywanej odziezy. Albo dzieci okradajace turystow...

13 lipca 2012, piatek

To moj ostatni dzien w pracy. Podjelam decyzje, przekazalam. Nie spalam, aby ja wyjawic wspolpracownikom i szefowej. Dusilam ja w sobie dwa dni, w koncu wypalilam. I nic. Zadnego pozaru. Po prostu obowiazki zostana podzielone. A przypadkiem dowiedzialam sie, ze sama szefowa planuje zwariowana podroz, ale jeszcze nie teraz, w przyszlym roku. Tak, mialam bardzo przyjacielska rozmowe, nawet, jesli byla udawana i sugerowala tylko: znow ktos nas opuszcza, taki to podly swiat. Zostalam tez cieplo pozegnana przez dziewczyny, z ktorymi dzialalam przez 6 poprzednich miesiecy.

Czy czuje sie lepiej? Na pewno ryzykuje. Nie mam oszczednosci. Bedziemy zyli z pieniedzy mojego przyszlego meza. Podobno 3-4 miesiace, jak powiedziala nasza madrycka prawniczka Marta. Ale Marta slynie z optymizmu, zakladamy wiec 5-6 miesiecy pobytu i duuzo wydatkow na dokumenty, tlumaczenia, tlumaczy podczas kazdej wizyty w urzedach.

Pakowanie trwalo na przemian z celebracja urodzin. Z 15 na 16 lipca zaczelam zbierac niezbedne graty, kazda proba skladania ubran, ksiazek konczyla sie jednak fiaskiem. Co wlozylam cos do plecaka, samoistnie wypadalo mi z rak. I zaczynalam odplywac w smutku, zwatpieniu, czy na pewno dobrze robie, po co sie szarpie i czy wszystko w Madrycie bedzie przebiegac pomyslnie i zgodnie z planem.

To nie rzeczy, to ludzie kojarza sie z danym miejscem. Chwile po spakowaniu mialam przeciez oficjalne pozegnanie przed odlotem. Zegnac sie z przyjaciolmi nie jest latwo zwlaszcza, ze z kazdym cos tworzylam, cos przezywalam, i kazdego bliskiego wspieralam, jak moglam i czulam wsparcie, kiedy tego potrzebowalam. I teraz ta krucha rzeczywistosc po prostu rozpada mi sie w kieliszku szampana. Nie mam sily plakac, smutek i ekscytacja, co przyjdzie mi przezyc w Madrycie - te uczucia towarzysza mi przez kilka godzin przyjecia. Moja glowa pulsuje, a przeciez o 2. w nocy mam pociag do Krakowa i potem, o 8., samolot do Madrytu... 



Powitanie

W tym blogu przeczytacie o zmaganiach mlodej babki, ktora wplatala sie w zycie na emigracji. Moje refleksje jednak nie beda li-tylko namuzowywaniem, maja pomoc innym ludziom w zmaganiach za granica. Jesli bede pisac o sobie, moje wpisy beda odnosic sie do realiow, w jakich zyje/zyjemy. Zatem nie tylko osobiste przezycia, ale informacje o zmieniajacych sie przepisach w Urzedach Imigracyjnych roznych panstw europejskich, aktualnosci o imigrantach, ich zyciu, sylwetki ciekawych ludzi, ktorzy wybrali emigracyjne zycie - to wszystko znajdziecie na e-migrantce. A moze sami chcielibyscie zaczac pisac o emigracji? Zapraszam!

Aha - posty publikuje z kilkumiesiecznym opoznieniem. Wszystko dopiero trawie w sobie, ale mam nadzieje, ze dotre niebawem do przezyc biezacych. Wciaz duzo sie dzieje!

madryckie metro i osobliwe ostrzezenie o kontuzji