Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzulmanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzulmanie. Pokaż wszystkie posty

16 wrzesnia 2012, poniedzialek, czyli jak zaczelam prace

W weekend po zainstalowaniu sie w nowym mieszkaniu nie chcemy nigdzie dzwonic. Ale kiedy uprzytamniamy sobie, ze do spotkania w sprawie mojej karty rezydencji zostalo dwa tygodnie, beztroski nastroj pryska jak iskra wykrzesana z kamienia. H. ma trzy alternatywy, ale jedna odpada z naturalnych przyczyn. Wlasciciel nie moze dluzej prowadzic kafejki internetowej, tym bardziej wiec pracy nie da. Nawet przy sprzataniu, demontowaniu stanowisk komputerowych i kabin telefonicznych. Pozostaja wiec dwie mozliwosci. H. zaklada rece z tylu glowy:

- Mustafa ma w Madrycie sklep i firme przeprowadzkowa. To moj znajomy jeszcze z wioski. Abdul mowil, ze moglbym u niego sprobowac. Wiec polecimy ciebie, zebys miala prace. Pewnie bedzie to sprzatanie na pol etatu albo sprzedaz, ale raczej to pierwsze, jeszcze nie znamy hiszpanskiego tak dobrze, zeby gadac do ludzi - dumal. - z drugiej strony, moj przyjaciel polecil mi tutaj wlasciciela sklepu online z bizuteria. Znaja sie od lat, facet szukal pakowacza kolczykow, tez na pol etatu. Dzwonie.

H. w swoim jezyku probowal nakreslic nasza sytuacje, tresciwie opisal, co musimy zrobic, aby zaczac tu normalne zycie. Mustafa cierpliwie wysluchal opowiesci i, po minie H. wywnioskowalam, ze potrzebuje czasu do namyslu. Jednak po rozmowie H. powiedzial tylko:

- A to sprytny 'byznesmen'. Tlumaczy, ze kryzys, ze ma jednego zaufanego pracownika, i ze woli mezczyzne. No ale 'nie wyklucza zatrudnienia w przyszlosci'. Wiesz - dodal refleksyjnie - u mnie w wiosce to mus, aby sobie pomagac. Ludzie witaja osobiscie nowoprzybylych, daja im pieniadze na utrzymanie, odwiedzaja i pytaja, jak im sie wiedzie. Dom jego rodziny jest od mojego ledwie kilka przecznic. A on ani mnie nie przywital na lotnisku, ani nie zadzwonil, choc ma numer. Abdul mowi, ze podobno do niego nie dzwonilem za czesto i teraz on nie chce mi zrobic przyslugi. A szuka kogos do swojego biznesu, wiem to od niego. - H. nie kryl wscieklosci. Jest dumna osoba, nie przywykl do dostawania po twarzy. A wlasnie mu to zrobiono. Opanowal sie po chwili i po telefonie do przyjaciela wykrecil numer wlasciciela sklepu z bizuteria.

Tu rozmowa byla krotka. Imran odpowiedzial rzeczowo:
-W piatek, kolo meczetu. Poznamy sie, porozmawiamy. Od kogo, mowisz, masz moj numer telefonu?

Niski, muskularny mezczyzna stal w towarzystwie dwoch innych, ktorzy bawili sie z jego corka. Mowil dobrym angielskim i bezceremonialnie podal mi dlon pytajac, skad jestem:

- Imran, moja zona jest Rosjanka.

Poprosil nas, abysmy usiedli w pobliskiej kafejce. Chwile porozmawial z dwoma mezczyznami, po czym zostawil ich z coreczka.

- Tak, szukam kogos, kto bedzie pakowal kolczyki. Chodzi o zmiane opakowania, rebranding, rozumiesz? - jego wzrok przez chwile skoncentrowal sie na mnie - mozesz zaczac od poniedzialku. Pensja nie bedzie duza, bedziesz pracowac na pol etatu. Kareem! - zawolal jednego z mezczyzn, ale obaj weszli do kafejki - od ktorej dziewczyna moze przyjsc?
- Od 11.30 - odparl chudy, sniady towarzysz z lekkim brzuszkiem.
- A wlasciwie to skad jestes? - zapytal H. trzeci mezczyzna i niezwlocznie po jego odpowiedzi dodal angielszczyzna, zwracajac sie do mnie:
- O! Moj ziomek, mieszkamy w tym samym stanie - dodal, witajac sie z H. - Ahmed, mam kafejke niedaleko - dodal z emfaza, jakby byl wlascicielem supermarketu.

Tak zostalam zatrudniona.

Ramadhan - lipiec i sierpien dla wytrwalych

Polowa lipca. W Madrycie 38-42 stopnie w cieniu. Pot cieknie juz nie strumieniem, a leje sie jak z cebra po koszulach, rekawach, zakamarkach spodni. Wyobrazam sobie zakryte szczelnie kobiety - w hijabach, sukmanach i...widze tylko omdlenie.

Zaczelismy Ramadhan, miesiac postu i dobrowolnego wyrzeczenia. Nie bedziemy pic ani jesc do zmierzchu, do wieczornej modlitwy ok. 21.30. To bardzo trudne dla kogos, kto uwielbia jesc i musi miec cos w ustach co 4 godziny. Pierwszy dzien zaczynam od suszy w ustach, potwornego bolu glowy i kuszacych zapachow z pobliskiej tawerny, ktore wierca mi w mozgu dziure. Dziura zieje aromatem frytek, kebabow, smazonych ryb i ciast. Wszystko wydaje sie kuszace. Ale nie, nie moge - probuje przemowic do swojej swiadomosci. H. jest w lepszej kondycji, smieje sie z mojego podlego nastroju, glaszcze po glowie, aby zniwelowac tepy, nieustepujacy bol w skroniach.

-Jesc....-na tyle tylko mnie stac.

A przeciez nie mozemy zniesc upalu w naszym pokoju. Nie dziala wiatrak, zimny prysznic, plukanie ust lodowata woda. Wylegamy na ulice. Probujemy oszukac glod, spacerujac po zaulkach Madrytu. Zagladamy do znajomego locutorio sprawdzic poczte, porozmawiac ze znajomymi. Probujemy oszukac czas. Jednak czas dluzy sie niemilosiernie. Godziny mijaja na czekaniu na posilek, ograniczaniu aktywnosci do minimum. I na czytaniu. To naprawde senne popoludnia.

Cala Hiszpania zreszta jest senna. Lipiec i sierpien to miesiace urlopow. Jesli jakies biuro pracuje, pracuje po 4 godziny i pracownicy ociagaja sie z jakakolwiek aktywnoscia, ktora nie jest picie kawy. A ze dwoje imigrantow probuje tutaj zaczac nowe zycie - to interesuje ich mniej niz nowy stroj ksieznej Letizii.

Czekamy na wrzesien bo, jak obiecala prawnik, ktora zamierzam poznac, "wszystko bedzie zalatwione w 4 miesiace"...