Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zameldowanie. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą zameldowanie. Pokaż wszystkie posty

19 maja 2013, niedziela: Jacy sa Polacy?

Ten post dlugo czekal na publikacje. Kiedy jednak przegladam sie w oczach H. az widze, ze ocenia. Nie tylko mnie, ale ludzi wokol.

Najpierw zdziwila go sasiadka. Z malej wsi, starsza Pani wychowujaca wnuczke, kiedy jej syn pracuje 24 godziny w ochronie, a synowa w szkole jako sprzataczka. Wychowuje moze jest za duzym slowem. Na pewno jednak doglada, siedzac na lawce pod blokiem i wymieniajac sie uwagami z podobnymi paniami, babciami okolicznej dziatwy. Krotko, praktycznie obciete wlasna reka siwe wlosy, leniwie narzucona podomka i kapcie z gumy albo z weluru. Zaraz zabierze sie za obiad, przebierac sie nie ma sensu.

H. ze swoja sniada karnacja i eleganckim ubiorem przyciagal wzrok pan. Zwlaszcza, gdy zakladal swoje polyskujace pantofle ze skory bydlecej, biala lniana marynarke i jeansy Armani. Osiedlowe Panie nie odrywaly swoich znuzonych spojrzen. Odprowadzaly go nimi wrecz az do klatki. Sasiadka - jej oczy patrzyly dokladnie, ktory numer wybija tajemniczy przybysz na tablicy domofonu.

Starsze osoby w autobusie tez patrzyly. Czasem z zainteresowaniem, czasem z pretensja. Ta pretensja wydala sie H. szczegolnie interesujaca. Pytal:
- Czy cos sie tym ludziom stalo? Czy przed chwila ktos ich ponizyl, zwyzywal? Patrza, jakbym to ja byl winien.
Obserwowal ich, jak oni jego. Ich sposob mowienia bliski krzykowi, sposob poruszania sie. Dziarski, sprezysty i bardzo sztywny, jak na apelu wojskowym. Widzial, jak kloca sie z niewidzialnym przeciwnikiem, jak sami wyzywaja, jak narzekaja. I jak szukaja sprawcy swojego nieszczescia egzystencjalnego. Podobnie do korespondentow mediow, fotografow, zwyklych obcokrajowcow w tekscie Wyborczej, H. uwazal, ze Polacy musza miec wroga, prawdziwego albo wyimaginowanego, posiadaja pewien rodzaj megalomanii narodowej polegajacej na obnoszeniu sie z cierpieniem i zloscia i sa "slodko zabojczy". Zdrobnieniami i miekkoscia jezyka moga skutecznie uspic czujnosc.

A urzednicy? Ten specyficzny rodzaj czlowieka byl tylez zolnierzem, co laskawca, ktory podkreslal, ze jest liberalny i wyrozumialy dla pollegalnego imigranta z Orientu. Szczegolnie to ostatnie utkwilo w pamieci H. kiedy odbywalismy przesluchanie. Przesluchanie ktore trwalo blisko 4 godziny i mialo pokazac, czy zyjemy razem, czy robimy interes, jak to opisalam w poprzednim poscie. H. zadziwilo milosierdzie urzednikow. Skoro byli tacy liberalni, dlaczego odwiedzali dom az dwa razy, za kazdym razem inna ekipa, dlaczego przesluchiwali najpierw nas, a potem moich rodzicow? Mysle, ze szukal potwierdzenia mentalnego:
- Szukamy wroga.
To byloby bardziej prawdopodobne.


11 maja 2013, sobota: wywiad z Polka-emigrantka dla "Lejdiz" - odslona druga

Pisalam o wartosciach, ktore znacza dla nas wiecej, kiedy jestesmy na emigracji. Co sie jednak dzieje w momencie, kiedy, bedac na emigracji, tracimy prace? Nowej nie widac, a mamy do placenia czynsz, czesto jeszcze kogos utrzymujemy?

Rozmawialam z kolejna emigrantka, tym razem zalozycielka fundacji pomocowej w UK. Z jej wypowiedzi jasno wychodzilo, ze Polakom, tym bardziej tym niewyksztalconym, nie mowiacym w obcym jezyku, wiedzie sie zle:

"Jak się żyje Polakom-imigrantom?

Poruszyła Pani jeszcze jedną kwestię: zasiłków. Imigrantom w ogóle ciężko dostać jakiekolwiek benefity. Trzeba spełnić szereg wymagań. Pamiętajmy, że przy obecnie zaostrzonej polityce migracyjnej, urzędy będą udowadniały, że się cos komuś nie należy: że nie ma się tzw. habitual residency, czyli prawa pobytu. Wiadomo, że każdy obywatel UE ma taki pobyt, ale musi to udowodnić. A trudno udowodnić, ze białe jest białe. A to trwa, nawet kilka tygodni. W tym czasie dana osoba może zostać bez grosza przy duszy, w głodzie.

A co z mieszkaniami?

Aby dostać lokal socjalny, w tej chwili trzeba mieszkać minimum 5 lat. I mieć pobyt stały. Większość nowo przyjeżdżających Polaków tego nie ma…Podobnie jest z pracą. W tej chwili bez języka pracy się nie dostanie.

A co z rodzinami? Często wyjeżdzają pary z dziećmi.

Tak, to prawda. To zwykle mężczyzna pracuje, kobieta opiekuje się dziećmi. Jednak jeśli nie są małżeństwem, wówczas kobiecie nie należą się żadne świadczenia, np. w przypadku rozstania się lub śmierci partnera. Nie należy się też pomoc lekarska (oprócz ratowania życia)."


Wydaje sie, ze jechac w ciemno, jak to robilismy kilka-, kilkanascie lat temu, to bezmyslnosc. Skutkuje dramatami. Brak mieszkania, brak zasilku, brak mozliwosci zwrocenia sie do urzedu po pomoc, brak mozliwosci skorzystania z opieki lekarskiej - lepiej chyba juz wrocic. A mimo to wieli Polakow zagranica zostaje. I klepie biede. Kolo sie zamyka...

14 grudnia 2012, jak zmieniamy mieszkanie po raz trzeci

Pieniadze sa (nie) dobrem, ktore szybko sie konczy tak, jak przyszlo. Przezywalismy powazny kryzys zaytulowany: sprawdzamy ceny zywnosci, rezygnujemy z protein i chodzimy pieszo tak daleko, jak sie da. Nie mialam butow na zime, H. cierpial na brak swetra, a temperatura spadala ponizej zera.

- Musimy zmienic mieszkanie na blizej pracy - wypalilam, bo i szef zapalil sie do projektu i zaoferowal pomoc w dzwonieniu do najemcow.

Zaczelismy wiec zbierac wszystkie ogloszenia napotkane na przystankach autobusowych, przegladalismy wszystkie strony internetowe z anonsami. Interesowaly nas 3 osiedla, barria: Entrevias, Palomeras i Vallecas. Byle nie musiec placic za bilet miesieczny. Maksimum 30 minut od pracy.

Pierwsze dni byly jak randka w ciemno. Pokoje byly albo nieumeblowane, albo nie mozna sie bylo zameldowac (a tego porzebowalismy do slubu), bo corka, bo siostra, bo kilkanascie osob na raz mialo meldunek, a nie mieszkalo. Albo lozko w pokoju dla pary wygladalo jak pojedyncze i nie dalo sie w zaden sposob rozlozyc. Albo dzielnica, w ktorej mielismy osiasc byla w przewazajacej czesci romska. Kobiety stojace pod blokiem, inne krzyczace z okien na swoje dzieci. Wszedzie duzo brudu, tony wiszacego prania. A pod klatkami mlodziez. Hasz i piwo, grafiti i niewybredne napisy.

Tuz przed swietami mijal drugi tydzien poszukiwan najtanszego, najlepszego i mozliwie najblizej usytuowanego domu. W koncu z ogloszenia w sieci wyklul sie spokojny i tani pokoj w przyleglej do Vallecas dzielnicy Entrevias, z podwojnym lozkiem, slonecznym oknem i ogrzewaniem. 31 minut pieszo od biura, wyremontowany i pomalowany na zolto, w odcieniu jasnego ugru.

Wplacilismy kaucje i mielismy przenosic graty w weekend 30-31 grudnia do nowej lokalizacji. Napisalismy tez do prawniczki Esperanzy, bardziej na wszelki wypadek niz po to, aby konsultowac decyzje. Jej odpowiedz nadeszla tego samego dnia i byla krotka:

- Jesli rzeczywiscie zmienicie mieszkanie, nie powiemy nic urzedowi. Moga byc klopoty.

Tymczasem poinformowalismy nasza boliwijska gospodynie o zmianie, zaoferowalismy pomoc w rekrutowaniu chetnych. W noc przed Wigilia usiadlam z nia, aby wydobyc z siebie tylko:

- Zostajemy z Toba, Maria. Nasza prawniczka odradzila nam zmiane mieszkania. Ale nie jestesmy w stanie placic tyle, ile przedtem. Da rade zejsc z ceny?

- Jak dobrze, nie chce tu nikogo nowego. 10 EUR mniej, ok? - odparla bez namyslu. - mozecie tez zmienic pokoj, bo druga lokatorka sprowadza siostre i zamieni sie ze mna pokojami.

- Niech bedzie.

Tak stracilismy kaucje w nowym mieszkaniu, przenieslismy sie do nowego pokoju z oknem, z ktorego wialo bardziej niz z poprzedniego. Sciany mialy splowialy, rozowy kolor. Wszedzie czulo sie wilgoc i chlod. Razem z kolorem scian plowiala nasza nadzieja na spokojne zycie w Madrycie.

- Wy chyba lubicie klopoty - podsumowal nas Abdul w pewien posylwestrowy wieczor, bladzac wzrokiem po zalamaniach w rozowej scianie.