![]() |
fot. National Archives of Ottawa |
Pewnie sam urzednik imigracyjny w Halifax (bo to port, do Ottawy dziewczynka dotrze pozniej), podziwial ja za odwage. Ubrana w stroj wiejski, jakby wracala wlasnie z nabozenstwa w kosciele (no bo plaszczyk i buciki juz lepszej kategorii), z malym tobolkiem zawinietym w bialy material (co tam bylo, pamiatki, swiete obrazki, a moze jedzenie?), jeszcze nie do konca zdaje sobie sprawe ze zmiany w swoim zyciu. Ot, powiedziano jej, ze jada daleko i ze pewnie juz nie wroca do wioski. Jest przejeta, za chwile czeka ja badanie lekarskie (ktore ma orzec, czy dziewczynka nadaje sie na imigrantke kanadyjska, czy trzeba ja odeslac z powrotem do Antwerpii), wypelnienie formularzy (czesto przekrecaja imiona i nazwisko, wiec trzeba pilnowac) i przydzial do obozu przejsciowego, gdzie bedzie czekac na dalsze decyzje w sprawie swojej rodziny.
Kattyna Szysz (bo tak ma najprawdopodobniej na imie dziewczynka z widokowki) zostawila wioske w Galicji - wtedy terytorium pod zaborem austriackim, dzis pewnie jej wioska znajdowalaby sie na terenie Polski albo Ukrainy. Jedno zycie - przyjaciele, krewni, sasiedzi, krowy, konie, psy i dobytek w biednych Chinach Europy. Drugie zycie - gdzies w pokoju w Kanadzie, moze z najblizsza rodzina, moze z nia sama zmuszona do dorosniecia w ciagu kilkunastu dni rejsu statkiem pasazerskim (choc wtedy jeszcze przewozono statkami surowce dla amerykanskiej strony - klebily sie na pokladzie i pod nim pojemniki z olejem napedowym, weglem), nierejestrowana na pokladzie - pasazerowie trzeciej klasy byli zbyt liczni i zbyt "malo wazni", aby sie nimi zajmowac - spala na drewnianej lawie razem z kilkoma setkami innych pasaserow, pewnie sluchajac gdzies w oddali orkiestry i programu muzycznego z tancami w czesci "kabinowej". Pewnie widziala ze swojej czesci pokladu blade panie z parasolkami, wcietymi taliami, panow z wasem i monoklami, jak grali w gry, jak spiewali i smakowali drinki na lezakach kompanii przewoznej. Moze probowala dogadac sie z innymi pozdroznymi ktorzy, jak ona, chcieli dostac sie do eldorado? Takich, jak ona, bylo przeciez wielu. W 1905 roku przewaznie wyjezdzali Zydzi z Rosji, ludnosc z zaborow: rosyjskiego i austriackiego, troche Niemcow, troche Belgow przytloczonych bieda i nierentownoscia ich gospodarstw. Troche typow niebezpiecznych dla ustroju (dzialaczy zwiazkowych, komunistow, troche zadluzonych, troche rzezimieszkow, ktorzy marzyli o wiekszych pieniadzach), troche upadlych kobiet, troche awanturnikow i lowcow przygod (zloto! ropa!). Byli i turysci angielscy - odizolowani w swoich lozach z programem artystycznym (panie mialy nawet lekcje haftu i robotek, aby utkac kolorowe pamiatki rejsu przez ocean). W pozniejszych latach - uciekali intelektualisci, artysci i uchodzcy. Byl na statkach kompanii Red Star Line (dzis muzeum migracji w Antwerpii) nawet sam Albert Einstein.
Jak skonczyla sie przygoda dziewczynki za wielka woda? Siec o tym milczy. Po wpisaniu jej nazwiska wyswietla sie tylko ten wiersz:
"Jej dlugi warkocz
konczy sie na koncu wielkiej wody
tam czeka Kanada
Polske zabrala w wezelek
tam beda ja ubierac
tam stanie sie kobieta
matka w obcym jezyku,
rozdarta miedzy dwoma wcieleniami
zyjaca zawsze po drugiej stronie
i warkocz, kiedy jest pozno
w pokoikach w Kanadzie
codziennie dluzszy w niej
na koncu wielkiej wody"
*swobodne tlumaczenie utworu Bernarda Dewulfa "Dla Kattyny Szysz"
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz