Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

7 wrzesnia 2012, piatek - zmiana mieszkania cz. 3

To byl ostatni dzien, w ktorym moglismy uzywac poprzedniego mieszkania. Hernan dal nam do zrozumienia, ze do godziny 17.00 mamy wziac manatki w troki i zostawic pokoj w najlepszym porzadku. Zabralam sie wiec do czyszczenia, sprzatania, aromatyzowania dusznego pomieszczenia, myslac tylko, czy zdazymy cos dzis wynajac, czy nie. Mielismy dac odpowiedz pewnej parze, ktorej mieszkanie ogladalismy tego samego dnia, w ktorym nas wyrzucono.

Zaproponowalam H. abysmy zajrzeli do ruchliwego locutorio. Zwykle w tych sklepikach-kafejkach ludzie wieszaja ogloszenia o wynajmie, wspoldzieleniu pokoju. Nie inaczej bylo i tym razem. H. poszedl do kafejki i po chwili wyszedl z korpulentnym, obcietym na modle retro krajanem, na oko po piecdziesiatce:

- Sluchaj, w okolicy znam jedno mieszkanie z dobrymi lokatorami - zaczal w punjabi. - U mnie w sklepie ludzie wieszaja sporo anonsow, ale moge powiedziec, ze polecam tylko tych ludzi, bo to solidni i mili Latynosi. Ona w ciazy, on wojskowy. W pokoju mieszka jeszcze jedna dziewczyna, ale to chyba siostra Eduardo.

Tymczasem po naszym odejsciu na ulicy pojawila sie....zona 'naszego przyjaciela'! Udawala, ze mnie nie widzi:
- Dobry wieczor, myslalam, ze jest Pani we Wloszech - zagailam.
- A tak, lece...jutro lece...a teraz musze isc do supermarketu, przepraszam, spiesze sie...dziekuje! - i tyle jej bylo.

Jednak kiedy wracala, wskazalam ja H. i nowopoznanemu wlascicielowi locutorio. Minni i H. sami zaczepili zone 'naszego przyjaciela':

- Czesc Namiya, co sie stalo, ze nie chcecie wynajac pokoju tej parze? On jest moim krajanem, jest spokojnym mlodym czlowiekiem - Minni nie kryl oburzenia, ale staral sie byc spokojny.
- Eee, bo wlasnie...mamy klopot z empadronamiento, nie mozemy nikogo zameldowac - wypalila po chwili namyslu. - Mamy inne dziewczyny tam, rozumiesz - wskazala palcem na swoje mieszkanie.
- To dlaczego nie powiedzieliscie tego wczesniej? Sami tez macie klopoty z policja, z tego, co wiem - odparl Minni.
- No...tak...ja musze leciec do domu, zostawilam pranie i lece jutro do Wloch - machnela reka na pozegnanie i oddalila sie.
- Ta dziewczyna i jej maz to same kopoty. Ciagle sie kloca i w zeszlym tygodniu przyjechala policja, bo tak sie na siebie darli. Dobrze, ze nie zamieszkaliscie tam - podsumowal z pewna mina Minni. - A teraz chodzcie, zaprowadze Was do tego mieszkania.

Mieszkanie nr 2. 
Ostatnie pietro w 4-kondygnacyjnym budynku, bez windy. Maly korytarzyk, zaraz po lewej wejscie do kuchni. Po prawej stronie stolik do posilkow, po lewej - cale wyposazenie. Kuchnia na gaz, widac w glebi zapas butli gazowych.

- Przedstawiam Wam H., to moj krajan, bardzo odpowiedzialny i spokojny czlowiek, jest tu ze swoja zona - Minnie wychodzi z siebie, aby dodac nam splendoru - pozwolicie, ze bede im towarzyszyl. Para Latynosow skinela glowami i podala nam rece.

- Mamy ten pokoj - niska farbowana blondynka z kolczykiem w brodzie i w zaawansowanej ciazy popycha lekko drzwi pokoju przylegajacego do kuchni. Pokoj kwadratowy, naprzeciw drzwi okno, podwojne lozko ustawione w poprzek pokoju. - Wyglada tak, jeszcze go posprzatam, bo dziewczyna, ktora tu mieszka, nie zdazyla wyniesc swoich rzeczy - tlumaczyla przeciagle Latynoska. - Zapraszam do lazienki - dodala widzac, ze nie zadamy jej pytan.

- I co? - zapytal Minni po obchodzie mieszkania. - Potrzebujecie czasu na decyzje?
- Tak, dodal H. - a jaka cena?
- Powiedzieli mi, ze 270 EUR z kosztami gazu i pradu.
- Nic taniej ?
- Jestescie w stanie zejsc z ceny ? - negocjuje nasz znajomy.
- Ok, dla Was 250 EUR - odpowiada dziewczyna i znika w kuchni.
- Ok, przekaz im, ze zadzwonimy jutro z decyzja.

Po sprzataniu wyszlismy do kafejki Abdula kolekcjonowac numery do wlascicieli mieszkan w Centrum. Jak przyznal H. 'musimy miec alternatywe'. Znalezlismy jeden numer, do dziewczyny z kamienicy oddalonej 3 ulice dalej. Ogloszenie bylo napisane odrecznie, a za papier posluzyla kartka z kalendarza z roku 2006.

- Witaj, Maria - Abdul postanowil pomoc nam w negocjacjach - wciaz masz ten pokoj dla pary do wynajecia? Dobrze. Jaka cena? Dobrze. Kiedy mozna zobaczyc mieszkanie? Po poludniu o ktorej? Dobrze. Mam tutaj pewna pare, to moj kuzyn z zona, szukaja czegos dla siebie. Przyjda po szostej. Dzieki, do nastepnego! - Mozecie isc na kawe, a potem obejrzyjcie mieszkanie.
- Musimy teraz w takim razie przyjsc do ciebie z rzeczami, bo nie bedziemy mogli ich trzymac na bostonskiej - rzucil Hayat i w ciagu godziny zajelismy naszymi rzeczami nieczynna kabine telefoniczna.

Mieszkanie nr 3.
Po szostej zadzwonilismy pod wskazany adres. 3 pietro, bez windy. Kamienica z lat 30-tych zeszlego wieku. Solidna budowa, wysoka powala, mury z cegly. Wyglada troche jak zamek Gargamela: spadzisty, ciemnobrazowy dach, szara elewacja, smukla czesc z balkonami. Wydaje sie, ze kamienica mogla miec winde, bo srodek schodow ma jasniejsze kwadratowe pole, ktore ciagnie sie az do samej gory. W drzwiach wita nas rzezka Boliwijka:
- Czesc, jestem Maria - podaje niewielka, pulchna reke. Imponujace, czarne wlosy, krepa budowa ciala, niski wzrost. To ten pokoj - wskazuje palcem pomieszczenie na wprost drzwi wejsciowych, przylegajace do ni to saloniku, ni to korytarza z malym stolem jadalnianym.

Pomieszczenie przestronne. Z prowizorycznym oknem, otworem w scianie przykrytym dykta i zabezpieczonym sznurkiem. Podwojne, solidne loze z nowym materacem. Wokol lozka dwie komody i malofunkcjonalna szafka z przeszklonymi drzwiami. Nad lozkiem - wiszaca szafka. Wejscie toruje olbrzymia szafa-sciana. Bo jak sie okazuje, pokoj jest tak samo skonstruowany jak Hernana i Eugenii tyle tylko, ze nie ma przepierzenia, a drzwi wbudowane w te duza szafe. Samo pomieszczenie wydaje sie jednak przytulne. A cena - tez nizsza niz Hernana, 280 EUR. Obiecujemy lamana hiszpanszczyzna, ze zadzwonimy jeszcze tego samego dnia.

Wrzesniowa aura w Madrycie przypomina lato. O siodmej jest wciaz widno i cieplo, ok. 30 stopni. Siadamy wiec na parkowej lawce na placu Cayetano i deliberujemy. Za i przeciw, czyli ktore mieszkanie bedzie dla nas lepsze:
- Pokoj w Vallecas jest bardziej widny i przynajmniej nie ma szafy za sciane - przekonuje H.
- Tak, ale wszedzie bedziemy mieli daleko. I do Abdula, zeby sprawdzac poczte, i do Esperanzy, no i do Centrum miasta. A teraz musimy wszystko konsultowac, zalezymy od innych ludzi - dodal maz.
- Dobra, przekonales mnie, zadzwonmy do Marii.

Tego samego dnia nasze manatki odbyly kolejna podroz. Mielismy nadzieje, ze ostatnia, przynajmniej do konca naszego procesu. Brakowalo tylko pracy, ale to, obiecalismy sobie, zrobimy w nastepnym tygodniu.


Brak komentarzy: