Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

23 marca 2016: E-migrantka w Rownosci, natemat.pl i radiu TOK FM

fot. natemat.pl
"Zostaje tutaj, nie dam sie zlamac" - te moje slowa znalazly sie na pierwszej stronie portalu natemat.pl.

Bardzo sie ciesze, ze moj glos spotkal sie z zainteresowaniem czytelnikow tak w portalu "Rownosc", jak i wlasnie "natemat.pl". Oczywiscie glosy byly rozne. Niektorzy zarzucali mi manipulacje religijna, niektorzy zarzucali religii jako takiej wyrzadzanie zla. Niektorzy wreszcie interpretowali wersety koraniczne doslownie.

Premier Belgii podczas swojej konferencji prasowej powiedzial, ze ci ludzie, dalecy od swojej religii, dalecy od jakiejkolwiek religii, zrobili zamach na wartosci europejskie: demokracje, wolnosc, europejski styl zycia. I ze kryminalisci nie zlamia spoleczenstwa belgijskiego, ktore bedzie zjednoczone i nie podda sie strachowi.

Jego glos jest dla bardzo wazny. Jestem muzulmanka. Ale przede wszystkim jestem czlowiekiem, potem kobieta, potem feministka, a nastepnie muzulmanka. Wartosci, przeciw ktorym wystepuja ekstremisci, sa wartosciami ogolnoludzkimi, wypracowanymi w ciagu stuleci niepokojow, wojen i konfliktow. Bardzo kruchymi, co widac w tej chwili podczas nowych konfliktow (ktorym swiat Zachodu pomogl sie wylegnac), podczas tych okrutnych atakow. Pamietajmy o tym i w momentach ciezkich dla Europy, dla swiata, powinnismy sie jeszcze bardziej zjednoczyc. Bez wzgledu na wyznawana religie, pochodzenie czy poglady polityczne. Udzial w marszu przeciw terroryzmowi jest wlasnie takim wyrazem zjednoczenia.

Tu mozecie posluchac wypowiedzi o Molenbeek i terrorze w audycji "Post Factum" Agaty Kowalskiej w radiu Tok FM:


 

22 marca 2016, Co wiemy o terroryzmie w Brukseli, czyli wspolwina spolecznosci

fot. Maja Fabczak
To nie bedzie ladny, uladzony post. Wpis ten dedykuje wszystkim ofiarom terroru i terroryzmu. Wszedzie w: Paryzu, Brukseli, Gazie, Bejrucie, Istambule, Damaszku, Alleppo, Bagdadzie. Tam, gdzie gina niewinni ludzie, nie powinno byc miejsca na poblazanie. Jak napisala moja belgijska kolezanka: "dajcie mi karabin!" Bo krew  splywa nie tylko po scianach. Krew uderza do glowy, skoro zadne racjonalne przeslanki nie potrafia wyjasnic, dlaczego znow doszlo do zamachu. Tym razem w moim miescie.

Mieszkam blisko domu rodzinnego mordercy. Przygladam sie jego dzielnicy - mimo francuskich papierow wychowal sie tutaj, na Molenbeeku i zapewne czesto podrozowal w poszukiwaniu zapomogi socjalnej z jednego kraju do drugiego. Podobnie jego brat - prowadzili tutaj razem "dziuple" dla dilerow i drobnych przestepcow, poki nie zlikwidowala jej policja. Miejsce stoi puste, ale wciaz przypomina, czym trudni sie spora czesc mieszkancow tej dzielnicy, w znakomitej wiekszosci z polnocnych czesci Maroka. Drobne kradzieze, wlamania, ataki na funkcjonariuszy policji (w dzien policyjnej interwencji w Forest przeszla moja ulica demonstracja przeciwko policji, podczas ktorej skandowano: policja mordercy), radykalizm i zycie z garnuszka opieki spolecznej - taki pejzaz moze przestraszyc. Dodajmy do tego liste mieszkancow dzielnicy, ktorzy organizowali zamachy: bracia Belhadj, Hassan El Haski (zamach w Madrycie z 2004), Nemnouche (atak na muzeum zydowskie w Brukseli), Abbaaoud, Haddad, Abdeslam, Akrouh (autorzy zamachow w Paryzu), Coulibaly (Paryz, styczen 2015), Khazanni (zamach w pociagu Thalys w 2015).

Mozemy licytowac sie nazwiskami mordercow. Mozemy znow wskazywac palcem - oto dzielnica terrorystow. Ale wiadomo jedno: lata zaniedban i lichej polityki integracyjnej (powtarzam to za kazdym razem), zamknieta spolecznosc - to wszystko kumulowane latami - doprowadzilo do wybuchu. Nie tylko w Zaventem na lotnisku miedzynarodowym czy w metrze Maelbeek. Tam, w dzielnicy, ktora politycy przekupywali zasilkami i zapomogami w zamian za glosy na ich partie...Dzis wiadomo, ze "Komunikacja miedzy policja, a mieszkancami tej dzielnicy nie istniala". To tlumaczy, dlaczego Abdeslam ukryl sie kilkaset metrow od swojego rodzinnego domu, przy ulicy, na ktorej stacjonuja zwiazki zawodowe, CPAS (czyli belgijski OPS) i kilka miejsc kulturalnych, gdzie odbywaja sie imprezy masowe (Brussels Brewery). Morderca ukryl sie w budynku nalezacym do urzedu dzielnicy, na parterze. Razem ze swoim wspolnikiem, jego kuzynka, jej synem i jego zona. Urzad zagrozil kuzynce mordercy (skazanej juz na 2 lata w zawieszeniu i znanej ze swojego radykalizmu), ze ja eksmituje. Ale czy naprawde to zrobi? Rodzina zyla latami w mieszkaniu socjalnym, najpewniej chroniona przez cala bliska spolecznosc, i przez lata rekrutowala dzihadystow do Syrii. Sasiedzi opisali rodzine jako "spokojna, a skazana byla nieszkodliwa, poruszala sie z trudem"...

To nie kilkunastu mordercow trzeba wiezic. Trzeba pociagnac do odpowiedzialnosci cala spolecznosc mieszkajaca w poblizu. Jest ona rownie odpowiedzialna za zamachy, za nieszczescie ofiar. Za ukrywanie mordercow i ich "krycie" wobec policji i sluzb specjalnych. Jesli najbardziej poszukiwany terrorysta Europy przebywal caly czas w Brukseli, a jego dziuple byly nieprzenikalne - traktowac to nalezy jako akt pasywnej odmowy wspolpracy z organami scigania. Ten pasywny opor wobec wlasnego kraju (czlonkowie diaspor dysponowali obywatelstwem Belgii) i celowy brak komunikacji z wladza nalezy rozumiec jako wspoludzial w aktach terroru. Tylko bez ofiar...

Dodac nalezy, ze zamachy w Paryzu, a teraz w Brukseli nasilily wsrod Belgow postawy dyskryminacyjne wobec imigrantow kazdej narodowosci. Znajome skarza sie na trudnosci w nadaniu obywatelstwa (17 lat w Belgii, 2 dzieci urodzonych w tym kraju), albo nawet w przedluzeniu kart pobytu czy zmianie statusu pobytu (inna, z dzieckiem w wieku szkolnym, ktorej po 5 latach nie chciano zmienic statusu na permanentny). A to dopiero poczatek reperkusji. Czy jednak wszyscy powinnismy placic taka sama cene za uparta konsolidacje spolecznosci Maghrebu przeciw demokracji i pokojowemu wspolistnieniu?
 




4 marca 2016, post-Unijna rzeczywistosc - troche wariacji

fot. Mucahit Gayiran
Czasem zastanawiam sie, co by bylo gdyby. Gdyby UE nie rozpadla sie tylko na papierze. Ale naprawde. Gdzie bylaby wtedy Polska? Takie pytania sa uzasadnione, bo Europa zamknela sie definitywnie na przybyszy z Afryki i Azji, ktorzy szukaja lepszego zycia, na uciekajacych przed wojna, na wybierajacych kraj, do ktorego podazaja na podstawie innego mitu - mitu o przyjaznym panstwie wielokulturowym.

Wielka Brytania dlugo zdawala sie byc takim krajem. Pracy w brud, dobra minimalna stawka, rzadkie kontrole papierów w sektorze malych i srednich przedsiebiorstw. Zatem praca dla kazdego, legalnego imigranta i nielegalnego przybysza. Do tego brak (zasadniczo) bariery jezykowej i liczne swiadczenia. Jak twierdzi moj maz, mozna bylo pracowac latami nielegalnie i miec sie z czego utrzymac, podrozowac i pobierac benefity. A po kilku latach mozna sprowadzac pozostalych czlonkow rodziny. To wlasnie te ostatnie korzysci rozsierdzily brytyjskiego premiera Davida Camerona. Widmo zmniejszenia, a nawet obciecia srodkow na pomoc spoleczna jednak nie zniechecilo tysiecy, ktorzy jak mantre powtarzali "England" i budowali szalasy w dzungli Calais. Panstwo wielokulturowe w modelu angielskim przypominalo szereg diaspor, anizeli mozaike skomponowana z wielu elementow. Byli wiec Pakistanczycy i Indusi (dwie grupy naplywowe najliczniejsze dotychczas), Nepalczycy, Polacy, Litwini, Slowacy, Lotysze, Nigeryjczycy, Somalijczycy, Jamajczycy - i wszystkie te grupy osobno. Anglikom przyzwyczajonym skadinad do widoku roznych twarzy, miasteczka, gdzie juz nie slychac angielskiego, przestaly sie podobac. Dlatego referendum daje wynik negatywny - UK opuszcza UE.

Donald Tusk apeluje wiec do migrantów, aby nie przyjezdzali do Europy i uratowali status quo UE.
Wiele panstw zamyka swoje granice (Austria, Macedonia, Bulgaria, Serbia, Rumunia, Szwecja, Dania i Belgia) i akceptuje "Plan Samsona", wysnuty przez holenderskiego polityka pomysl zawracania migrantow do Turcji. Turcja godzi sie na warunki pod naciskiem lobby UE i opracowuje plan umieszczania migrantów w swoich osrodkach, a czesci migrantow ekonomicznych daje bilety na powrot do swoich krajow. Tymczasem Grecja nie udzwignie kryzysu migracyjnego. W kraju dojdzie do zamieszek, bo UE zazadala drobiazgowej rejestracji migrantow i uchodzcow i wydawania specjalnego dokumentu uprawniajacego do podrozy wglab Europy (preferowani sa wylacznie Syryjczycy). Helleni sobie nie radza i zostaja wykluczeni z UE za niedopelnienie formalnosci, ktore de facto wstrzymuja migrantów na terytorium kraju. Sa pierwsze ofiary - w atmosferze skandalu Grecja podziela los UK.

Niemcy biora sie do roboty. Ponad milion nowych podan o azyl daje co prawda duzo nowych miejsc pracy, ale spora czesc decyzji przeciaga sie w czasie, doprowadzajac do przepelnienia centrów. W kilku z nich wybucha bunt na tle narodowosciowym (Afganczycy walcza z Syryjczykami i Irakijczykami) i zmusza kraj do przyspieszenia procedur. W efekcie kraj zaludnia sie nielegalnymi imigrantami, ktorzy otrzymali decyzje negatywne, ale nie zamierzaja wrocic do swoich krajow. Ostatecznie Niemcy optuja za systemem kwotowym dalekim od swoch obietnic i godza sie na kilkanascie tysiecy nowych azylantów rocznie. Majac jednak o 6 panstw czlonkowskich mniej do rozdzialu wszystkich przybywajacych do Europy, musza pogodzic sie z zalewem migrantami, jak poprzednio.

Szwecja i Norwegia zamykaja granice i ograniczaja przyjecia azylantow do kilkunastu tysiecy rocznie - preferujac Syryjczykow. Nie ograniczaja jednak pomocy socjalnej, jak to w koncu robi Dania i Holandia. Belgia staje w obliczu zalewu migrantami uciekajacymi z Calais i decyduje sie wprowadzic kwoty przyjec, a takze zredukowac pomoc socjalna azylantom. Jej granice z Francja pozostaja zamkniete. Co do jej sasiadki - Francji - blisko polowa mieszkanców "Dzungli" nie ma wyjscia i aplikuje tam o azyl. Problem w tym, ze spora czesc z nich ma juz dokumenty innych panstw czlonkowskich, np. Wloch. Kraj Cezarów odnotowuje wiec znaczny wzrost repatriacji migrantów. I pograza sie w konflikcie dyplomatycznym z Francja. Dodajmy, ze w wyborach parlamentarnych wygrywa nad Sekwana partia  Marine Le Pen, wiec i polityka migracyjna sie zaostrza.

Polska tonie w izolacjonizmie i zaciesnia wspolprace z Wegrami, Czechami i Slowacja - wkrotce dolacza do sojuszu Litwa i Lotwa. Po odmowie przyjecia uchodzcow i ogloszeniu, ze ma "wlasnych" uchodzców wsrod Ukraincow, nasz kraj rozluzni swoja polityke migracyjna. Ale tylko wobec sasiadow zza wchodniej granicy. Spowoduje to rzecz jasna wzrost podan o azyl ze strony Ukraincow i Bialorusinow. To zas doprowadzi do oburzenia Rosji, ktora z kolei zaciesni swoja wspolprace z Francja i UK.

A co robia migranci po rozpadzie "European Dream"? Pakistanczycy szturmuja kraje Zatoki Perskiej, Syryjczycy nadal ryzykuja zycie przeprawiajac sie do Grecji, az w koncu polityka europejska (akceptowanie wylacznie uchodzców przebywajacych w obozach w Turcji, Jordanii i Libanie), zmusza ich do zaprzestania ryzykownych rejsów. Afganczycy probuja za wszelka cene, ale w koncu decyduja sie na azyl w pierwszym lepszym panstwie UE. Czyli Bulgarii, Chorwacji i na Wegrzech. Irakijczycy i Iranczycy rozczarowani poziomiem zycia w Europie przestaja starac sie o azyl i staja sie imigrantami ekonomicznymi. Podobnie do Albanczykow, Kosowian i Roma, ktorzy zasilaja szeregi nielegalnych imigrantów. Czyli...co mi zrobisz, jak mnie zlapiesz.

21 lutego 2016, Targi Ksiazki w Brukseli czyli cicha wojna kulturalna

Mieszkam w Brukseli trzeci rok. Na tyle dlugo, aby wiedziec, ze moj kraj jest w zasadzie sztucznym wytworem panstw, ktore w XIX wieku mialy w Europie najwiecej wplywow i potrzebowaly utrwalic porzadek polityczny (i zahamowac zakusy swoich sasiadow na ziemie ni to holenderskie, ni to francuskie, kiedys hiszpanskie, austriackie). Wybraly wiec utworzenie panstwa-wentylu, ktory stanie sie monarchia marionetkowa (wybrano krola z dynastii niemieckiej) i ktory z zasady bedzie panstwem neutralnym. Impulsem do powstania Belgii bylo wyznanie - wiekszosc Belgow jest katolikami.

Dzis panstwo to neutralne nie jest, tworzylo zreb UE i NATO i jest znaczacym graczem na arenie miedzynarodowej pokazywanym swiatu jako centrum roznorodnosci kulturowej. Roznorodnosc ta jest rzeczywiscie imponujaca. Mozna uslyszec w zasadzie wszystkie jezyki europejskie i wiele poza-europejskich. Jest wiele miejsc kultu i wolnosc praktykowania religii. W tym tyglu kulturowym jednak rosnie napiecie nie tyle miedzy grupami naplywowymi, a spoleczenstwem belgijskim (tzw. Belgami od zarodka, fr Belge de souche), co miedzy samymi Belgami. Trzeba bowiem wiedziec, ze kraj podzielony jest na 3 niezalezne federacje: flamandzka na polnocy, francuska/walonska na poludniu i centralna, dwujezyczna w Brukseli. Oficjalnie istnieja takze 3 grupy jezykowe tego kraju: flamandzka, francuska i niemiecka (najmniej liczna, prezent po Traktacie Wersalskim z 1919).

Podzialy jezykowe widac w zasadzie wszedzie. W Brukseli respektowane sa oba jezyki wiekszosciowe, ale juz 15 km na pln-wschod od stolicy mowi sie wylacznie po niderlandzku (i, odpowiednio, na poludniu mozna uslyszec wylacznie francuski). Sama Bruksela zreszta tez ma swoje pleki ("miejsca", ndl), i instytucje frankofonskie. Tych ostatnich jest wiecej, bo jezykiem francuskim posluguje sie znaczna czesc miasta (70-85%). I tylko 10-15% (tendencja rosnaca) przyznaje sie do flamandzkiego jako jezyka ojczystego.

Pewnie dlatego najwieksze wydarzenia kulturalne organizowane sa dla dominujacej czesci frankofonskiej. Tak tez bylo na brukselskich Targach Ksiazki (La Foire du Livre a Bruxelles). Francuskie czasopisma, francuscy wydawcy, frankofonska telewizja. Miliony ksiazek wydawnictw rodzimych i tych znad Sekwany. Co prawda bylo stoisko z literatura kanadyjska i luksemburska, ale o literaturze flamandzkiej bylo cicho. Kilka tytulow dla dzieci i kilka pozycji dla koneserow archeologii.  Zastanawialam sie, czy taka selekcja zaproszonych wystawcow to dzialanie zamierzone, czy wydawnictwa niderlandzkie nie byly zainteresowane udzialem? Dziwila takze nieobecnosc wydawnictw obcojezycznych (np. angielskich, hiszpanskich, niemieckich czy polskich). Pamietam na Miedzynarodowych Targach Ksiazki, ktore odbywaly sie w PKiN-ie (a mialam przyjemnosc byc na nich w zasadzie co roku, dzieki tacie, ktory pracowal we WSiP), obecnosc wielu wystawcow obcojezycznych (za czasow swietnosci nawet z 30 krajow!). Zreszta wystarczy zerknac na liste wystawcow Warszawskich Targow Ksiazki, ktore sa spadkobierca idei.

Brakowalo mi tej kosmopolitycznej atmosfery, jaka znajdowalam w Warszawie. Wiecej - mialam wrazenie uczestnictwa w jakiejs ukrytej wojnie kulturalnej franko-niderlandzkiej. My swoje-wy swoje i wara od naszego! Moze dlatego wsrod tej frankofonskiej odysei szukalam autorow dwujezycznych i jakichs znakow dialogu. Na prozno. Nawet podczas dyskusji o "duszy europejskiej" autorzy belgijscy ani razu nie wspomnieli o dualizmie (a w zasadzie trzech twarzach), swojej wlasnej tozsamosci. Perorujacy tak chetnie o problemach europejskich, kryzysie UE, migrantach, pozostawiali temat kulturalnej dominacji jednej grupy nad druga przemilczany niczym tabu (w pewnym momencie nie bylo mozliwe sformulowanie rzadu w Belgii, bo dwie grupy etniczne nie potrafily sie ze soba dogadac, jest o czym rozmawiac). A mnie, jako imigrantce, ktora jako zywo chce partycypowac w budowie wielojezycznego i wielokulturowego spoleczenstwa, potrzebne sa wzorce plynace z obu stron. Zwlaszcza, ze tak apeluje sie w Brukseli o dwujezyczne wychowanie i edukacje dzieci, mlodziezy i doroslych. 


8 lutego 2016, o patriotyzmie Polakow za granica

fot. Margaret Pietkiewicz-Price
Czy wybierajac inny kraj jako swoje miejsce zycia i pracy, mozna jeszcze odczuwac silne wiezi z krajem, ktory sie zostawilo? A moze jest sie "zdrajca" wlasnego kraju, bo sie z niego ucieklo? Opinie nie sa wyposrodkowane (co dziwi). Skoro kraj nie przedstawia satysfakcjonujacych rozwiazan (a uwiezienie w kredycie, prace po godzinach za niewielkie pieniadze), wyjezdzamy do innych "ojczyzn" po lepsze zycie. Ale czy nadal jestesmy patriotami w tradycyjnym tego slowa znaczeniu?

Tak "klasycznie" pewnie wyobrazali sobie patriotyzm demonstrujacy w Amsterdamie z ramienia Klubu Gazety Polskiej. "UE i Niemcy niszcza Polske", "Dosc klamstw o Polsce" - transparenty pojawily sie wsrod polskich emigrantow. O jakie klamstwa chodzi? Ano o "cyfrowa inwigilacje", brak wolnosci slowa i wolnych, niezaleznych mediow. Wiekszosc mediow europejskich rozpisuje sie o Polsce jak o krainie absurdu i politycznego folkloru. Demonstranci - patrioci-emigranci postanowili najwyrazniej sprostowac ten wieloglos krytyki pod adresem rzadzacych.

Demonstracja byla zreszta forma odpowiedzi na inny przemarsz, tym razem w obronie demokracji. Rownie liczny, z haslami anty-rzadowymi, ktory przeszedl bez echa. Patrioci-emigranci-antyrzadowcy dawali wyraz swojej patriotycznej troski w podobny sposob do swoich przeciwnikow. KOD nie zostal zlamany, ale i nie posluzyl do propagacji idei wsrod licznej polonii w Holandii.

Wrocmy do pytania: czy KOD-owcy i zwolennicy "Gazety Polskiej" to patrioci? Kiedy rozmawialam z tata o jego lichej pracy i kiepskiej egzystencji w Polsce, odmawial przyjecia propozycji wyjazdu za granice. Tlumaczyl, ze kraju nie zostawia sie, bo chce sie miec lepszy start. Kraj jest jeden i, mimo zawieruch historycznych (rodzina stracila caly majatek w czasie wojny i niektorzy nasi krewni ucierpieli za czasow komuny), przy tym kraju sie stoi. Nie mozna byc do konca i Polakiem, i Niemcem, Polakiem i Francuzem czy Polakiem-Belgiem.

Jesli pojdziemy tym tropem uznamy, ze polscy emigranci ekonomiczni patriotami nie sa. To nie spisek polityczny, przesladowania czy realne zagrozenie zycia byly powodem decyzji o wyjezdzie. W wiekszosci przypadkow byla to pogon za praca, odkladaniem pieniedzy na dom w Polsce. Nawet jesli tymczasowa, decyzja ta stoi w opozycji do bycia patriota. To roznica jednego ledwie pokolenia (urodzonego juz w tzw. wolnej Polsce), kiedy nie jest sie zmuszanym do opuszczenia Polski i latami pracuje sie na czarno, zyjac w strachu przed deportacja. Co ciekawe, te same dylematy, ktore Polacy mieli w poprzedniej fali emigracji, maja dzis Ukraincy, Rosjanie i Bialorusini. Wiekszosc z nich wegetuje, przesylajac wszystkie zarobione pieniadze za zelazna kurtyne. Pracuja nielegalnie i, deportowani, wracaja innymi drogami do tego samego kraju. I dziwia sie, ze tak narzekamy na warunki zatrudnienia w Polsce.

Inna kwestia - korzystanie z dobrodziejstwa Schengen (nie wiadomo, jak dlugo jeszcze), tworzy inny typ bycia emigrantem. Emigranta, ktory wraca na chwile do kraju albo przebywa tymczasowo w interesach. Ktory zapewne czuje sie dobrze jako obcokrajowiec i, dzieki zdobytemu doswiadczeniu ma szanse na podobna prace do wykonywanej w Polsce. Ten postmodernistyczny patriota (mozna kochac swoj kraj i nie zrywac z nim stosunkow, bo sie do niego wraca, inwestuje sie w mienie ruchome i nieruchome, podpisuje sie kontrakty z polskimi podmiotami), wiaze sie z krajem pochodzenia przez przeplyw kapitalu i moze miec rodzine w Polsce, a pracowac za granica. "Plynny patriota" kocha swoj kraj, nie bedac w nim. A czy "poswieca zycie ojczyznie", jak chce slownikowa definicja? Posrednio pewnie tak. Poswieca swoj czas i pieniadze. Moze powinnismy zatem zrewidowac przestarzale definicje, aby dyskusja "patriota" vs. "emigrant" nie byla tak jalowa?


17 stycznia 2016, E-migrantka w Ewangelickim

Zaproszono mnie do skomentowania artykulu-wywiadu dotyczacego islamu. Religii, ktora przez kilkanascie ostatnich miesiecy "robi"czolowke wiekszosci gazet, programow telewizyjnych czy debat. Nie chce tutaj pytac, czy ta religia w jakis sposob zagraza porzadkowi swiatowemu (czy tez, jak chca zwolennicy asymilacji spoleczenstw), bulwersuje system europejskich wartosci. Bo tak nie jest. Przez wieki wiele kultur i spolecznosci zylo w relatywnej zgodzie, po sasiedzku. To swiat polityki i ekonomicznych wplywow doprowadzil do wasni na tle wyznaniowym (opozycja chrzescijanie-muzulmanie jest tylko jedna z nich). A sama religia, jak mozemy sie przekonac, czytajac "Koran", niewiele ma wspolnego z przemoca, dyskryminacja, ekspansja "mieczem". Wiecej - dzieki prostym przekazom i gloryfikacji pozytywnych dzialan czlowieka, moze byc dobrym przykladem dla innych spolecznosci.

W swojej polemice z, dosc sceptycznym podejsciem do islamu, oparlam sie na przykladach ludzi, ktorzy, choc sa muzulmanami, stanowia awangarde swiatowa w promowaniu najzwyklejszych ludzkich wartosci i praw. Pisarz Bensalem Himmich, aktywistka Malala, polityk i działacz charytatywny Imran Khan, działacz społeczny Abdul Sattar Edhi (tworca poteznej organizacji charytatywnej, ktora prowadzi kilkanascie szpitali, przytulkow i szkol), czy Muhammad Yunus – twórca systemu mikrokredytów i ekonomista). Honorowani nagrodami, bynajmniej nie zapomnieli o swoich powinnosciach. Abdul Sattar Edhi nadal ma tylko kilka par odzienia i chodzi na piechote do "swoich" szpitali, Malala nie zdjela swojego szalika i jezdzi po calym swiecie z odczytami, ze kobieta moze i powinna sie ksztalcic (nie jest to oczywiste nawet w krajach dojrzalej demokracji). Imran Khan ufundowal kolejny szpital dla pacjentow chorych na raka, gdzie pochodzenie i majatek nie odgrywaja zadnej roli (takze w wyborze lekarzy czy pokoju), a ubozsi pacjenci leczeni sa za darmo. Te wartosci niesie nie tyle sama religia, co ludzkosc. Religia wlasciwie praktykowana moze tylko te humanitarne wartosci uwypuklic i nadac im nowy sens. Zachecam wiec do lektury polemiki. Badzmy dobrzy dla siebie i poznawajmy inne kultury i religie. A wtedy czarne nie bedzie czarne, a biale nie bedzie tak biale. Tak "czyste" kolory nie istnieja w przyrodzie.

Polemike i wywiad z pisarzem Piotrem Ibrahimem Kalwasem mozecie przeczytac na www.ewangelicki.pl