Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

16 lutego 2018, wracam do kraju, a co potem?

fot. wojtek111

-Polska ma najwyzszy wskaznik umow terminowych w calej UE - podsumowal polski rynek pracy Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych w radiowej debacie "Czworki" o powrotach Polakow z emigracji. Co to oznacza? Ano to, ze wciaz na umowe o prace trzeba zasluzyc i mozna latami terminowac bez zasluzonego zabezpieczenia przyszlosci. Ekspert dodal tez, ze Polacy zajmuja drugie miejsce, po Grekach, w rankingu pracujacych najdluzej. Zarowno czas pracy, ktory wynosi 40 godzin tygodniowo, jak i niepewnosc zatrudnienia, stawiaja nas w nienajlepszym swietle. Chcialoby sie dodac rowniez nieplatne nadgodziny, potrzebe proszenia o urlop, odbieranie telefonow poza godzinami pracy (bynajmniej nie w sytuacji kryzysowej).

Wrocmy jednak do debaty. Temat cokolwiek nosny zwlaszcza, jesli cytuje sie przewoznikow paczek z Wielkiej Brytanii do Polski krzyczacych o dziewieciokrotnie wiekszym zainteresowaniu migrantow przeprowadzka do kraju. Goscie: specjalisci pracujacy z tzw. reemigrantami, Polacy, ktorzy wrocili, szef portalu Workservice, ktory publikuje rokrocznie raport o polskiej emigracji, ale takze polscy ekspaci i redaktorzy portalu powroty.gov.pl- dowodzili, ze istnieje przepasc miedzy tym, co bylo, a tym, co zastalismy po przeprowadzce, zwlaszcza w sektorze edukacyjnym. Anna Owczarska-Osinska, terapeutka z osrodka "Ogrody Zmian" dodala, ze za emigracje rodzicow placa dzieci: wychowywane przez babcie albo sasiadow, nie do konca dostosowane do zmiany jezyka i systemu ksztalcenia w Polsce, ale rowniez osoby starsze, pozostawione czesto samym sobie w nie do konca komfortowych warunkach. Dzieci przy tym odnajduja sie w systemie, ktory nie ulatwia ich reintegracji.

Rozwiazanie systemowe, o ktore apelowala terapeutka, powstalo - ale dopiero w 2016 roku i od 2017 jest wdrazane do szkol. Mowa o oddzialach przygotowawczych, w ktorych dzieci "powracajacych" sa grupowane po 15 w odpowiednich klasach i nauczane polskiego, polskiej kultury, itp. Nie ma jednak zadnych badan prowadzonych w ciagu nauki w takiej klasie (ile miesiecy, lat trwa nauka, podstawy programowe), wiadomo tylko, ze minimalna liczba godzin jezyka to 20 w klasach I-III szkoly podstawowej i 26 w klasach ponadpodstawowych. Jak wiemy, dzieci wychowywane na dwujezyczne powinny jak najwczesniej miec kontakt z jezykami, nawet od 1 roku zycia. Pozniej, po 8 roku zycia, ich zdolnosc absorbcji slownika innego jezyka, bedzie mniejsza. Dochodzi tym samym do tego, ze "dzieci i mlodziez staja sie towarem slabo eksportowalnym", jak podala Malwina Wrotniak z portalu bankier.pl.

Inna kwestia jest tez, o czym mowili uczestnicy debaty radiowej, kwestia emocjonalna. Poczucie osamotnienia, stres zwiazany z powrotem, poczucie niespelnienia, krachu marzen, poczucie zaczynania wszystkiego od poczatku nawet, jesli poruszamy sie po swojskim, znanym gruncie. Zdaniem rozmowcow, nie ma programu reintegracji, ktory pomagalby Polakom odnalezc sie w nowej/starej rzeczywistosci. Do tego dochodzi takze postawa pracodawcy, ktory czesto nie korzysta z bogactwa doswiadczenia, wiedzy i jezyka, jakim dysponuja powracajacy pracownicy. Poteguje sie wiec niekorzystne zjawisko socjologiczne, ktore rowniez zostalo podane przez jedna z ekspertek - "drenazu mozgu" lub jego marnotrawstwa.

Czy znaczy to, ze checi powrotu nie ma? Z pewnoscia jest. I kazdy z nas jej doswiadcza. Tesknote za krajem mozemy sobie oslodzic, chodzac po polskich sklepach, korzystajac z polskich uslug, wymieniajac sie doswiadczeniami z Polakami, ktorzy takze mieszkaja poza granicami kraju, ale czy naprawde chcemy wrocic? Czy nie jest tak, jak powiedziala dziennikarka bankier.pl w rozmowie radiowej o powrotach: "emigracja uzaleznia - jesli raz podejmie sie decyzje, istnieje przeslanka, ze latwiej bedzie tez wyemigrowac ponownie, do innego kraju"?



19 listopada 2017, raz, dwa, trzy transmigrantem jestes Ty

fot. David Ruiz

Slownik jezyka polskiego PWN nie poradzil sobie z definicja tego slowa. "Transmigracja" oznacza w klasycznym znaczeniu reinkarnacje, przemiane. Tymczasem jakis czas temu w socjologii i psychologii miedzykulturowej termin ten pojawil sie w innym kontekscie i poszerzyl spectrum, w jakim rozpatrujemy migracje i skutki z nia zwiazane.

Florentine byla jednym z transmigrantow. A chyba jeszcze bardziej jej 9-letnie dziecko. Kiedy zobaczylam mala, pomyslalam: "my mozemy sie od takich dzieci uczyc adaptacji kulturowej i jezykowej". Mala spokojnie sobie rysowala zwierzaki na kartce papieru, odpowiadajac mamie po wlosku, czasem po francusku lub angielsku, a czasem w jezyku ojczystym Wolof. Urodzila sie we Wloszech, w domu mowilo sie w jezyku Wolof i w pidzyn. Mieszkali w Neapolu przez pierwsze lata podstawowki dziewczynki, potem zas mama rozstala sie z ojcem i przyjechala za praca do Belgii. Tu urodzilo sie drugie dziecko, z ojca Belga.

Florentine przybyla do Europy za owczesnym mezem i szybko sie usamodzielnila. Lubila Italie, ale nie mogla znalezc satysfakcjonujacej pracy, choc zrobila szkolenie z zakresu radiologii i technologii obrazowania medycznego. Pewna klinika w Brukseli zaoferowala jej prace na tym stanowisku, wiec spakowala walizki, upchnela mala w samochod i znalazla sie w Belgii. Nie wie, na jak dlugo. W rok po otrzymaniu umowy zaszla w ciaze z innym mezczyzna, probowala, jak sama podkresla, ulozyc sobie zycie, ale nie wyszlo. Poki co wiec dzieci chodza do francuskiej szkoly, nauczyly sie biegle mowic w tym jezyku, a ich mama rozpoczela nauke jezyka niderlandzkiego. Czy Italia odeszla w zapomnienie? Florentine ma tam swoja siostre, szczesliwa mame blizniakow, i wie, ze byc moze jeszcze wroci do swoich.

Jesli przeanalizowac zycie Florentine, to wymyka sie ono tradycyjnemu podejsciu do migracji. Migracja bowiem, przynajmniej do XX wieku oznaczala przybycie z punktu A do punktu B. Ktos, kto pomieszkiwal w kilku krajach jednoczesnie, traktowano jako wagabunde, awanturnika albo pracownika sluzby dyplomatycznej na misji (a wiec czesto nie z wyboru). Bylo jasnym, ze migrant migruje na stale do innego panstwa, albo tymczasowo, ale tylko po to, aby wrocic do ojczyzny.

W dzisiejszym superroznorodnym swiecie, jak chca holenderscy autorzy ksiazek "Superdiversiteit" i "Transmigratie" - Dirk Geldof i Mieke Schrooten, tak sztywny podzial  nie istnieje, a plynna nowoczesnosc, z jej mobilnoscia, wymaga przyjrzenia sie fenomenowi migracji od poczatku. Dlatego, co podkreslaja teoretycy, nowe pojecie dotyczy migracji jako fenomenu tymczasowego, z wielu punktow albo poprzez przemieszczanie sie z punktu A do punktu B, do punktu C i dalej, z mozliwymi tymczasowymi powrotami do poprzednich miejsc zamieszkania. W swietle definicji "transmigranci stale przemieszczaja sie miedzy roznymi modus operandi oraz miedzy sieciami tak rejestrowalnymi, jak i ukrytymi, lokalnymi, jak i globalnymi".

Skad potrzeba weryfikacji pojec socjologii migracji? Poniewaz ruch transmigrancki dotyczy nie jednostek, ale calych grup spolecznych, duzych odsetkow nacji (w Wikipedii za przyklad sluza Marokanczycy, ktorzy po kryzysie w 2008 w Hiszpanii postanowili osiasc w Belgii lub Holandii albo migranci afrykanscy, ktorzy, aby dostac sie do Europy, najpierw pracowali tymczasowo w Libii, Maroku, Egipcie, potem przeprawiali sie przez Morze Srodziemne do Europy, zatrzymujac sie na jakis czas we Francji, a na koniec docierali do Wielkiej Brytanii). Roznica pomiedzy tradycyjnymi migrantami, a ich trans- kolegami polega na tym, ze wieksza jest mobilnosc tych ostatnich oraz poczucie tymczasowosci w realizacji projektu docelowego. Transmigrant nie potrafi dokladnie okreslic, czy kraj, w jakim sie zatrzymal, bedzie tym ostatecznym, docelowym. Traktuje go jako tymczasowy, bo przeciez sytuacja moze ulec zmianie.

Kiedy o tym pisze, widze Polakow, ktorzy przyjechali do Belgii z Wielkiej Brytanii, Polakow, ktorzy "zadekowali" sie w Brukseli z Niemiec czy Hiszpanii. I widze siebie, bo tez jestem transmigrantka w superroznorodnej Brukseli.

3 listopada 2017: o social dumpingu i podwojnym opodatkowaniu

fot. Jerzy Müller

-Nie wierze, za 4 lata bedziemy zarabiac tyle samo, co Belgowie, na tym samym stanowisku! - ekscytowal sie moj kolega.
-Ale najpierw zaplacimy w Polsce podatki od pracy za granica, moze nawet wyzsze, niz w Belgii - ripostowala jego zona.

Rzeczywiscie wlasnie wybuchla rewolucja. Po poltorarocznych negocjacjach panstw UE, Komisja Europejska zdecydowala wprowadzic stopniowo rowne place dla pracownikow oddelegowanych do pracy w innym panstwie czlonkowskim. Oznacza to, ze polski budowlaniec bedzie zarabial w 2021 roku tyle samo, co jego niemiecki kolega.

Kim jest pracownik oddelegowany? To pracownik, ktory przez biuro posrednictwa pracy w Polsce pracuje na okreslonych kontaktach (jak dotychczas 24 miesiace), po ratyfikacji zmian kontrakt bedzie mogl trwac maksymalnie 12 miesiecy z mozliwoscia przedluzenia do 6 miesiecy po tym czasie. Jak dotychczas Polska byla liderem w wysylce pracownikow za granice. Bylismy liderem w pracy oddelegowanej we Francji, choc, zgodnie z analizami portalu money.pl, pracownicy polscy jezdzili czesciej do Niemiec (57% oddelegowan w porownaniu do Francji z 12% i Belgii z 9%). Najwiecej pracownikow oddelegowanych pracowalo w sektorze budowlanym (blisko 50%), potem w przemysle, pracy socjalnej i edukacji (razem ok 30%). Moze dlatego francuski prezydent Emanuel Macron postanowil wziac sie za pracownikow z Europy Wschodniej i podczas negocjacji w KE Francja reprezentowala nieprzejednane stanowisko i, jak podal francuski dziennik Le Monde, "Macron odnotowal swoje pierwsze zwyciestwo europejskie". Francja bowiem opowiedziala sie za zmniejszeniem okresu oddelegowania do 12 miesiecy i twardo negocjowala swoja pozycje. Bulgaria, Slowacja, Rumunia i Czechy zajely profrancuskie stanowisko. Polska, Wegry, Litwa i Lotwa glosowaly przeciw, zapewne przeczuwajac zmiany, jakie nowe prawo wniesie do mobilnosci pracownikow i do kondycji zatrudnionych w sektorze budowlanym.

Obaw panstw, do ktorych jezdza pracownicy czasowi, z pewnoscia nie nalezy lekcewazyc. Zjawisko dumpingu socjalnego (zatrudniania tzw. taniej sily roboczej z krajow o nizszym wskazniku plac lub przenoszenia linii produkcyjnej do krajow "tanszych" w kosztach produkcji), doprowadzalo do ograniczenia zatrudniania lokalnej sily roboczej na korzysc tanszej konkurencji. Co wazne - tanszej rowniez pod wzgledem kosztow zatrudnienia (ok 66% belgijskich firm zatrudnialo pracownikow z pominieciem procedur podatkowych, a zatem oszukiwalo fiskus). Tani pracownik wiec pracowal na poly legalnie, na poly nielegalnie, za place, na ktora nawet nie spojrzalby jego kolega z tzw. Starej Europy.

Polacy przez lata byli oplacalnymi pracownikami. Czy jednak jest tak aktualnie? Jeszcze niedawno polski robotnik mogl liczyc na zatrudnienie w belgijskim przedsiebiorstwie, w tej chwili i on stal sie "za drogi" dla belgijskiego pracodawcy i zostal zastapiony przez rumunskiego/portugalskiego/brazylijskiego robotnika. Czy nowa dyrektywa zmniejszy zatem zatrudnianie pracownikow oddelegowanych? Ciezar z delegowanych przejdzie raczej na pracownikow prowadzacych wlasna dzialalnosc gospodarcza (co zreszta i tak bylo norma). Wiecej - udzial pracownikow delegowanych na rynku zatrudnienia byl raczej nikly - w swietle danych podanych przez portal La Chronique specjalizujacy sie w rynku budowlanym, w Niemczech wynosil on zaledwie 1%, we Francji 1,4, w Belgii 3,6%.Czy Polska, sprzeciwiajac sie wejsciu w zycie nowych przepisow, nie dala sobie wbic bramki, operujac jezykiem kibicow?

Eksperci od prawa podatkowego sa pewni, ze w drugiej kwestii - zmiany metody opodatkowania wynagrodzenia z innego kraju - Polska podjela niekorzystna decyzje, odwracajac sie do Polakow pracujacych za granica plecami. Dlaczego? Polacy pracujacy za granica, ale majacy swoje rodziny w kraju (np. maz pracujacy legalnie w Niemczech, ktory zostawil zone i dwojke dzieci w Polsce), bedzie objety obowiazkiem zlozenia i rozliczenia PIT-u w Polsce. Jesli podatek w Polsce bedzie wyzszy niz ten w kraju, w ktorym przykladowy Polak rezyduje, bedzie musial zaplacic roznice w opodatkowaniu. Polak mieszkajacy ze swoja rodzina za granica nie bedzie musial rozliczac sie w ten sam sposob - co juz wywolalo burze na portalach polonijnych i doprowadzilo do napisania petycji dla NIE-podwojnemu opodatkowaniu. Projekt jest juz zlozony i gotowy do przeglosowania, jednak czy przypadkiem ta decyzja nie oslabi wiezow wielu emigrantow z Polska?


15 pazdziernika 2017, jacy sa potencjalni polscy emigranci?




Copy: Andrzejrysuje.pl

Satyra w punkt trafiona. Punkt newralgiczny, bowiem jak gornolotnie ucza nas politycy, wraz z emigracja lekarzy, tracimy elite spoleczna. W ciagu kilkunastu lat wyjechalo z Polski (wedlug Naczelnej Izby Lekarskiej, 2016 za: Tygodnik Polityka) ok. 10,5 tys. lekarzy i ponad 2 tys. stomatologów oraz przeszło 17 tys. pielęgniarek. Czyli caly Barlinek i Aleksandrow Kujawski (miasta z ok 14 000 mieszkancow), albo dwa miasta Durbuy w Belgii (szacowane jako najmniejsze w kraju z liczba mieszkancow ok 10,633). Gdzie lekarze najczesciej zmierzaja? Niemcy, Niemcy, Niemcy. Potem Wielka Brytania, Hiszpania, ale takze Kanada, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy USA. Jakie specjalnosci? Anestezjolodzy, patomofrolodzy, chirurdzy naczyniowi, ale i internisci. Zdaniem "Rzeczpospolitej" Polska plasuje sie w strefie zagrozenia brakiem lekarzy rodzinnych w malych miasteczkach, mamy najnizsza liczbe medykow na 100 tys. mieszkancow sposrod panstw nalezacych do OECD. 



Czy jednak tylko kadra lekarska mysli o emigracji? Firma rekrutacyjna Work Service przygotowala jak co roku swoj raport o emigracji wsrod Polakow. Przebadano 634 osoby z roznych czesci Polski, o roznym wyksztalceniu. Co wyszlo? Ano, ze najwieksza grupa chcaca emigrowac sa mieszkancy wschodnich rejonow Polski, o raczej nizszym wyksztalceniu. Szokujace jest jednak to, ze wiekszosc (w swietle badania 70% respodentow), ma w Polsce prace! I to nie byle jaka, bo srednia zarobkow wsrod tej grupy to ponad 3000 zl. Jesli jednak porownujemy ten poziom wynagrodzenia w Polsce z minimalnym wynagrodzeniem chocby w Belgii (1568 EUR w lipcu 2017), mozna spodziewac sie prostej kalkulacji na korzysc kraju frytek. Czy jednak ekonomiczna chec migracji jest pewnikiem? Jesli chodzi o naszych sasiadow zza Odry, nawet profesje lekarza mozna wykonywac bez dodatkowych egzaminow czy stazy. W innych krajach (jak np. Wielka Brytania czy Belgia), zawod lekarza, dentysty czy aptekarza sa zawodami chronionymi prawnie, to znaczy, ze mala liczba absolwentow kierunkow oznaczonych jako reglementowane, moze w efekcie wykonywac zawod, nie studiujac w danym kraju. Czesto aby wykonywac zawod lekarza w Belgii, trzeba po prostu studiowac od poczatku...Mozna probowac sie doszkalac, ale zwykle to wlasnie dyplom mowi o nas wiecej za granica niz doswiadczenie zawodowe. Jesli wiec potencjalna emigracja mysli serio o swojej karierze poza granicami, powinna realnie oszacowac swoj projekt zyciowy, bo czesto bajka konczy sie tak, ze samolot wypelniony lekarzami owszem, leci, ale ladowanie w danym panstwie moze byc twarde...


30 wrzesnia 2017, aaaa, chetnie pozbede sie polskiego akcentu

fot. Marcelo Moura
Nie, to nie ogloszenie drobne w codziennym wydaniu lokalnej gazety. To tytul jednego z reportazy BBC z cyklu "Listen to Britain". O tym, jak wielokulturowe sa Wyspy Brytyjskie, jak wiele narodowosci i kultur je zamieszkuje. I jak bardzo ich mieszkancy probuja odnalezc sie w tym tyglu - "dostosowac sie" (to fit in), zeby zacytowac brytyjskie medium.

Poznajmy wiec Kasie/Kashe, ktora od 27 lat jest mieszkanka Wielkiej Brytanii, w tej chwili przebywa w Kent. Widzimy, jak zmienial sie jej wizerunek przez lata bycia na emigracji, widac w tle rowniez kilka bibelotow wskazujacych na jej patriotyzm ("Dom jest tam, gdzie zostalo serce"). Jest dumna z bycia Polka. A jednak od kilku miesiecy przeszkadza jej jej polski akcent. Bohaterka reportazu wskazuje, ze dostaje nieprzyjazne komentarze od swoich rozmowcow. I ze uslyszala nawet o 'byciu nieuprzejma' w swoim miejscu pracy. Prawdopodobnie, jak przyznaje, przez swoj akcent. Jest jej bardzo przykro z powodu dyskryminacji Anglikow wobec niej i chce to zmienic przez...zmiane swojego akcentu. W tym celu bierze korepetycje z artykulacji u logopedy.

Przypomina mi to historie mojej brytyjskiej znajomej, ktora uczeszczala ze mna na kurs francuskiego. Jej sprawdziany pisemne byly zawsze wysoko oceniane przez nauczycielki. Ale wymowa - polecono jej pozbycie sie akcentu przez uczestnictwo w sesjach logopedycznych. Belgijskie pedagog twierdzily, ze dziewczyna ma problem z samogloskami na koncu wyrazow, ze zamiast "le figaro" wymiawia raczej: "ley figaroo" i ze jest "za bardzo brytyjska" w akcentowaniu wyrazow. Czasem prowadzi to do nieporozumien albo niezrozumienia (czy "lait russe" to nie "ley rousse"?), jednak moja znajoma nie poddala sie presji logopedow i mowi ze swoim akcentem. Wiecej, nie przeszkodzilo jej to w dostaniu pracy w miedzynarodowej firmie, gdzie jest cenionym ekspertem. W firmie francuskiej, dodajmy.

Dlatego nie dziwi reakcja internautow na film o Kasi/Kashy. Zreszta - reakcja mieszana. Wiekszosc pociesza kobiete, zeby mowila ze swoim akcentem i nie przejmowala sie innymi. Inni, przewaznie o polskich korzeniach, dziela sie na tych, ktorzy sa dumni z polskiego akcentu (ktory przeciez jest tylko jednym w tyglu akcentow z wielu zakatkow swiata). Przytoczmy jedna z opinii:

"Bede brutalnie szczery - ona po prostu udaje kogos, kim nie jest. Szkocki, walijski, geordie, cockney, yorkshire, wloski, francuski, hiszpanski, niemiecki, polski, rosyjski - wspaniale jest miec tak rozne akcenty w UK, to czyni ten kraj wielkim. Nie musisz mowic Kroleskim Angielskim aby byc szanowana - przede wszystkim szanuj siebie"

Inna opinia, sympatyzujaca z Kasha, zgola usprawiedliwa dazenia do zmycia z siebie tego trudniego polskiego brzemienia twardego akcentu:
"Nareszcie ktos mowi o rasizmie miedzy bialymi. Kraje Europy zachodniej postrzegaja cie jako kogos gorszego. Przyczep sobie polska flage do samochodu, a nastepnego dnia twoj samochod jest zdemolowany. Tak, sa lepsi Europejczycy i gorsi. [..] Czasem wole milczec niz cos powiedziec, dziwne spojrzenie wystarczy. Rozumiem jej chec nauczenia sie perfekcyjnego angielskiego".


Dodajmy, ze srodtytul reportazu to: "Akcent mowi wiecej, niz slowa". A gdyby tak odniesc sie do tego, co kryje sie za opiniami polskich internautow, ktorzy obejrzeli film? Co moze kryc sie za checia zamieszczania flagi polski na samochodzie albo przechowywania kubkow z polska estetyka? Portal natemat.pl przyjrzal sie blizej fenomenowi Polaka-emigranta i podzielil emigrantow na: swietnie wyksztalconych expatow, tych, co sobie moszcza "Mala Polske" i tych, co uciekaja od polskosci na emigracji. Jak wyglada Kasia/Kasha na tle tych portretow?

Wydaje sie, ze tez mosci sobie taka Mala Polske. Jednak wiele lat na obczyznie sprawilo, ze chce sie zasymilowac i dostosowac, takze jesli chodzi o brytyjski akcent. Czy jednak zmiana akcentu pomoze jej w realizacji planow zawodowych, socjalnych? Czy przysporzy jej przyjaciol? Kwestia akcentu to raczej jedna z warstw integracji w spoleczenstwie, tym bardziej tym wielokulturowym, gdzie kazda mniejszosc etniczna ma swoj wlasny, niepowtarzalny akcent. Wiecej - zamiast smucic sie, ze akcent pozostawia do zyczenia, moze po prostu go zaakceptowac i miec przewage nad autochtonami w tym, ze przeciez jestesmy dwujezyczni. A nawet (jak w Kanadzie czy Belgii), trojjezyczni. Wtedy kompleksy pojda spac i nie bedzie czczych oskarzen o dyskryminacje ze wzgledu na akcent. Emigranci - polubmy swoja oryginalnosc!




27 sierpnia 2017, wilkommenskultur - kultura goscinnosci w kryzysie ?

Male, senne flamandzkie masteczko Diest w prowincji Limburg. Poniedzialek w okienkach zwiazkow zawodowych ACV (zieloni, to znaczy chrzescijanscy), nie nalezy do gwarnych ani tlumnych, ledwie kilka osob w kolejce. Wsrod oczekujacych jest Polak, Sebastian H. Pobral numerek, odczekal swoje i po podejsciu do okienka wyciagnal bron, wymierzyl dwa strzaly i uciekl na swoim motorowerze Suzuki. Pracujaca w okienku kobieta nie miala szans.

Po tym zabojstwie (prawdopodobnie zemsta za nieudzielenie pomocy i odmowienie wsparcia finansowego - polski emigrant procesowal sie ze swoim szefem, ktory wygral w trybunale pierwszej instancji), w spolecznosci polskiej w Belgii opinie podzielily sie na te, ktore okreslaly Polaka mianem terrorysty (bo zabil niewinna osobe, ktora go nie znala), i na takie, ktore go usprawiedliwialy (bo nie dostal wystarczajacej pomocy, nie mial srodkow do zycia, przez problemy przestal racjonalnie myslec). Z relacji bylego szefa (tego, z ktorym Polak sie procesowal o odszkodowanie), wynika, ze Sebastian H. byl zwalniany 3 razy w ciagu 10 lat, "ze naduzywal substancji i ze falsyfikowal dokumenty pracy". Z relacji wlasciciela mieszkania, w ktorym przebywal Polak wynika zas, ze "mezczyzna czul sie oszukany, ze jego papiery nie byly w porzadku, ze nieslusznie pracodawca wygral z nim w sadzie". Zdaniem wlasciciela, Polak nie otrzymal pomocy, o jaka prosil i byl zdesperowany. Sebastian H. przegral z systemem, do ktorego chcial sie zwrocic o pomoc.

Czy zatem zdesperowanego mezczyzne, ktorego system zawiodl nazwac terrorysta, czy nie, nie jest pytaniem slusznym. Poprawniej bedzie spytac: czy Polak za bardzo nie wierzyl w panstwo socjalne i pomoc w sytuacji, kiedy sam nie byl swietym?

W Belgii, wedlug raportu Centrum Demokracji Bezposredniej, na jednego imigranta europejskiego rzad Belgii wydaje blisko 5 696 EUR rocznie, a na imigranta spoza Europy juz 10 115 EUR. Rocznie imigracja do Belgii kosztuje kraj 8 miliardow EUR. Co w efekcie produkuje takie liczby? Przede wszystkim swiadczenia socjalne (czyli pomoc spoleczna instytucji federalnych), oraz ochrona spoleczna (wypadek przy pracy, zasilki dla bezrobotnych, wakacje, zasilki rodzinne, emerytura obcokrajowcow zarejestrowanych w Belgii), a takze studia...oraz praca na czarno. W 2017 dziura budzetowa kraju w zakresie securite sociale wyniosla 2 mld EUR. Wedlug statystyk Centrum (zwiazanego z belgijska partia eurosceptykow Parti Populaire), sama praca na czarno to nieodzyskany uszczerbek 10 mld EUR w budzecie (ktory przeciez moglby zreperowac dziure), wiec imigracja (a raczej pomoc na rzecz integracji), slono kosztuje system. Jakkolwiek pozytywne sa inne dane - wedlug OECD imigracja do Belgii przynosi zysk w kiesie publicznej rzedu 3 500 EUR, jesli popatrzec na wykres ilustrujacy zestawienie wydatkow na ochrone spoleczna, maly kraj krola Filipa wydaje duzo:



Czy wiec takie zachowanie Polaka, jakby nie bylo przybysza do kraju, ktory go przyjal, a potem utrzymywal, oburza? Z pewnoscia polska imigracja (wedlug statystyk Eurostatu ok 80 tys Polakow mieszka w Belgii), bedzie miala mniej sympatyczne notowania. Juz teraz 60 % Belgow wierzy, ze w ich kraju jest za duzo imigrantow. Statystyki instytucji neutralnej jak OECD pokazuja zas, ze integracja (ktora jest zwlaszcza aktywnosc na rynku pracy), jest nizsza niz sredni europejski wskaznik parycypacji w spoleczenstwie przyjmujacym.


A moze problem w rozczarowaniu imigrantow jest gdzie indziej? Moze to kwestia krachu marzen o kraju, ktory przyjmie i ochroni, a nie pozwoli na porzucenie, skoro pracowalo sie, zylo w nim i jakos probowalo przetrwac (czy podrabiajac fiszki pracy, czy nie)? Niemcy maja ladne okreslenie, ktore weszlo do zycia codziennego po odwaznej deklaracji Angeli Merkel o przyjeciu miliona migrantow - kultura goscinnosci "wilkommenskultur". W tym roku, a wiec dwa lata po deklaracji niemieckiej kanclerz, Instytut Kantar Emid przeprowadzil badanie, czym jest kultura goscinnosci na 2014 osobach i jaki jest stosunek badanych do uchodzcow i imigrantow. Respondenci nadal uwazali ich kraj za goscinny, jednak preferowali integracje wysoko wykwalifikowanych imigrantow (70%), nad uchodzcami (59%). Blisko 40% zas nie chcialoby juz wiecej uchodzcow na ziemiach niemieckich. W Belgii nie powstal zaden sondaz, ale tendencje spoleczne (na miare badania europejskiego Ipsos), wydaja sie podobne.

Goscinnosc wiec istnieje, ale jest selektywna. Media publikuja mniej swiadectw zintegrowanych uchodzcow, agendy rzadowe ds. integracji cudzoziemcow szykuja zwolnienia pracownikow, sekretarz ds. Uchodzcow i Imigrantow podaje wzrost przestepczosci wsrod nielegalnych imigrantow (operacja Gaudi) i potrzebe reformy polityki migracyjnej na bardziej zaostrzona - to tendencje, ktora sprzyjaja wyciaganiu niebezpiecznych przeslanek dla wszystkich imigrantow. Pozwolmy wiec zacytowac belgijskiego polityka, ktory odwoluje sie nie do kultury goscinnosci, ale do "ludzkiej polityki", co prawda w kontekscie relokacji uchodzcow (w tej kwestii Belgia ma takze sporo do nadrobienia), jednak przeniesmy ja do kontekstu spolecznego imigrantow. Wielu z nas przeciez wciaz liczy na goscinnosc i danie szansy rozwoju profesjonalnego, spolecznego, w zamian za nalezyta kontrybucje do kasy narodowej. Wiecej ludzkiej polityki!