Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"



Kim jest uchodzca, fot. dzieki uprzejmosci Janusza Czerniawskiego
Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i moi przyjaciele, ale takze media. "Migranci", "nielegalni migranci", "transmigranci", "uchodzcy", "nachodzcy", "azylanci" - wybrzmiewaja tytuly w prasie, sieci i telewizji. W zaleznosci od opcji politycznej medium slychac, ze ci ludzie to zagrozenie, ze dopuszczaja sie czynow karalnych, ze niszcza srodowisko albo ze podrozuja miesiacami kiepsko ubrani do pogody, ze sa przewaznie mlodymi ludzmi, ze zdarzaja sie cale rodziny z dziecmi czy nawet starsze osoby. Ze sa zgony i choroby z wycienczenia i wychlodzenia. Ze to przeciez ludzie tacy, jak my... 

Odchodzac od politycznego kontekstu, z dala od zgielku srodkow masowego przekazu, pojechalam do swojej dawnej szkoly (MOS "SOS" nr 1 w Warszawie), aby pogadac o tym, kim wlasciwie sa ludzie, o ktorych tyle slyszymy, co ich mobilizuje do podrozy, po co przekraczaja kolejne granice. Na zaproszenie mojego nauczyciela historii postawilam wlasnie to podstawowe pytanie:

Kim jest uchodzca? 

Wiekszosc uczniow z kilku klas roznych rocznikow potrafila podac odpowiedz natychmiast: ktos, kto ucieka od przesladowan. Kilka osob podalo, ze uchodzca jest osoba, ktora szuka lepszego zycia, ktos napisal, ze to przewaznie muzulmanie i islamisci. Jedna z zebranych osob przekazala opowiesc o ludziach, ktorzy padaja ofiara systemu, ludzi u wladzy, musza uciekac od ich nieprawosci i chciwosci. Sporo bylo w na tej kartce wspolczucia i empatii. Ktos powiedzial, ze kiedy sie przekraca granice wielu panstw i przebywalo w Turcji, to juz uchodzca sie nie jest. 

Niektorzy z zebranych znali lub znaja taka osobe, sa przyjaciolmi, znajomymi. Nie mieli wiedzy, co te osoby spotkalo, zanim trafily do Polski. Dlatego poszlam dalej i pod koniec pierwszej czesci spotkania postawilam pytanie: wyobrazcie sobie, ze wy jestescie uchodzcami. Co robicie? 

-Uciekamy - padla reakcja.
-Jak uciekacie ? - zapytalam.
-Gdzie sie da i czym sie da - riposta z konca sali. 
-Polska jest w UE, wiec w sumie nie ma problemu z przekraczaniem granic. A co by bylo, gdyby tak nie bylo? - probowalam pojsc jeszcze dalej.
-No to nie byloby fajnie. Uciekalibysmy noca, lesnymi drogami, tak, zeby nas nikt nie widzial. 

Prawo do azylu - prawem czlowieka

"Rekordzisci" przekraczaja rozne granice po czterdziesci razy. W Polsce, po kilkanascie razy. Bylam bliska pokazania przejmujacego filmu dokumentalnego: "Shadow game", w rez. Eefje Blankevoort i Els van Driel o nieletnich uchodzcac przemierzajacych Europe pociagami, ciezarowkami, pieszo, wolalam jednak skupic sie na podstawie. A tam: "Kazdy człowiek ma prawo ubiegać się o azyl i korzystać z niego w innym kraju w razie prześladowania" - glosi w Artykule 14 Powszechna Deklaracja Praw Czlowieka i Obywatela. W innym artykule (13) czytamy: "Kazdy człowiek ma prawo opuścić jakikolwiek kraj, włączając w to swój własny, i powrócić do swego kraju". W jakich kategoriach w takim razie postrzegac kogos, kto ucieka? 

Historia 16-letniej uciekinierki Mireille posluzylam sie w drugiej czesci zajec. Zostala spora grupa mlodziezy z pierwszej czesci zajec, wiedzieli wiec, na czym bedzie polegac kolejne zadanie. Przyszli tez pierwszoklasisci, z widocznym entuzjazmem budujacy historie dziewczyny. 

Podzielilam wszystkich na 3 grupy i zaproponowalam gre, wzorowana luzno na symulacji Caritasu: "Walk in my shoes". Jej bohaterka przezywa rozne dylematy moralne w czasie swojej podrozy, i zadaniem uczniow jest pomoc w podjeciu decyzji (ktora ma wplyw na dalsze losy dziewczynki i jej rodziny). Tak sie zlozylo, ze grupa pierwsza uciekla z wioski przed przesladowaniami, dotarla do innego miasta w Kongo, a potem pracowala w barze jako kelnerka. Decyzja? Zostac w kraju. Wsrod czlonkow grupy znalazl sie chlopiec posiadajacy rozlegla wiedze o karabinach maszynowych i demonstrowal, jak wyglada kalasznikow i jaka krzywde moze wyrzadzic. W grupie drugiej panowala konsternacja, co realnie robic i decyzja, jaka przewazyla, byla ucieczka do innego panstwa (Ugandy), do obozu dla uchodzcow. Grupa trzecia wybrala alternatywne zakonczenie - dolaczenie do bandy rabujacej wioske Mireille, a na koniec zrobienie kariery w randze szefowej kartelu. 

Zapytalam na koniec, jak uczniowie SOS-u odebrali opowiesc o Mireille, czy latwo im bylo wejsc w jej swiat i w jej skore? Uslyszalam, ze starali sie wybierac mniejsze zlo, a decyzja byla podejmowana bardzo ostroznie. Komus zabraklo kreatywnych scenariuszy - aby samemu snuc opowiesc dziewczynki. Ktos powiedzial, ze trudno mu bylo podejmowac tak powazne decyzje. 

Kiedy stawiamy sie w czyims polozeniu latwiej nam odniesc sie do niego/niej jako do osoby, kogos, kto czuje, przezywa, popelnia bledy i podejmuje, czasem bardzo trudne, decyzje. Mam nadzieje, ze dzieciakom sosowym ta historia sie gdzies przechowa. Ja sama sluchalam ich pomyslow z wielka ciekawoscia i przyjemnoscia. 
  


10 kwietnia 2021, jak duze miasta (nie) zapewniaja swoim mieszkankom bezpieczenstwo (a)

fot. autorki

Kilka dni temu media lokalne obiegla wiesc o sukcesie policji w walce z publicznym nagabywaniem kobiet. Pewna policjantka w cywilu przechadzala sie po ulicach wokol Dworca Polnocnego / Gare du Nord / Noordstation, a za nia kroczylo dwoch kolegow takze ubranych po cywilnemu. Zdaniem szefa odpowiedzialnego za operacje - Frédérica Dauphina, operacja pozwolila na zidentyfikowanie i ukaranie grzywna dwoch mezczyzn, ktorzy dopuszczali sie czynow uznawanych za karalne. Jakich? Pierwszy ukarany, 26-letni mezczyzna nagabywal policjantke i nalegal, aby podala mu swoj numer telefonu. Mezczyzna "kleil" sie do policjantki i potem sledzil przez kilka przecznic. Drugi z ukaranych, 41-letni mezczyzna tymczasem posunal sie dalej i wykrzykiwal obrazliwe slowa zwiazane z aktem seksualnym, a takze imitowal jezykiem sam akt seksualny. 

No dobrze - gratulujemy policjantom sukcesu w zlowieniu reprezentantow plci brzydkiej, ktorzy nie przestrzegaja zasad kurtuazji w miejscach publicznych. Nadziei na poprawienie wizerunu Brukseli jako miejsca przyjaznego kobietom daje sama policja. Szef korpusu dzielnicy Nord potwirdza, ze takich akcji bedzie wiecej i beda one prowadzone w innych dzielnicach, aby ograniczyc intymidacje kobiet na ulicy. Chroni je bowiem prawo z 2014 roku o "Molestowaniu w miejscach publicznych" / "Harcèlement de rue" / "Straatintimidatie", ktore uznaje wszelkie obelgi o charakterze seksualnym, wulgarne spojrzenia czy gesty, agresje seksualna lub probe czynu agresywnego, dotykanie, sledzenie ofiary w miejscach publicznych, za czyny karalne. Osoba dopuszczajaca sie czynnosci wymienionych w poprzednim zdaniu, ryzykuje mandat w wys. od 50 do 1000 EUR i moze jej grozic nawet miesiac pozbawienia wolnosci. 

Problem nie jest bynajmniej nowy. W swojej pracy dyplomowej z 2016 "Une femme dans la rue", a wiec dwa lata po ogloszeniu nowego prawa chroniacego osoby atakowane, Sofie Peeters pokazuje codziennosc mlodej mieszkanki Brukseli. "Wierze w wielokulturowosc Brukseli"  deklaruje w swoim dokumencie, a jednak na trasie Anneessens-Lemonnier jest przynajmniej kilka razy atakowana slownie, sledzona, wysluchuje erotycznych fantazji na swoj temat. Jeden z rozmowcow przy tym deklaruje, ze powinna sie cieszyc, ze jest adorowana. I powinna sie przy tym zamknac, bo jest kobieta...Wielu mezczyzn wykrzykuje za dokumentalistka wulgarne okreslenia po nieudanej probie zdobycia numeru telefonu. 

Czego dokument Peeters nie pokazuje, jest zlozonosc problemu. W "Kobiecie na ulicy" / "Une femme dans la rue", dziennikarka przechadza sie po dzielnicy zamieszkalej w wiekszosci przez jedna spolecznosc. W filmie osoby zapraszane do wypowiedzi upatruja problemu w kulturze mieszkancow dzielnicy Lemonnier w centrum Brukseli. Tymczasem w najnowszym reportazu w tygodniku Bruzz, ofiary legitymuja sie z okolic parku Cinquantenaire  - polozonego w bardziej prestizowym zakatku stolicy Europy. Jedna z nich, attaché partii politycznej Défi, probowano zgwalcic. Inna miala za chwile dolaczyc do znajomych blisko hiplokalizacji na Placu Loix, gdy zostala brutalnie zlapana za piersi i przygarnieta sila od tylu. Inna kobieta zostala napastowana w metrze....

Zdaniem stacji RTBF, az 86 proc. kobiet doswiadcza jakiegos typu napastowania, ale zglasza fakt tylko 3,5 proc. Inna sprawa, ze trudno udowodnic jest bycie ofiara agresora na ulicy - wszystkie ofiary zapytane przez Bruzz o jakies konsekwencje wyciagniete wobec sprawcow przyznaly: sprawa zamknieta. Trudno tez ofiarom rozmawiac o swoich przezyciach i opisywac je policji. Wiele przezywa ogromny wstyd, obawia sie nie byc wzieta na powaznie. Bagatelizowana. No przeciez nie zostalam zgwalcona, to trwalo tylko kilkanascie sekund...ok, wyzwal mnie od takich a takich, ale nic nie zrobil. 

"Jesli bede spuszczac wzrok i udawac, ze mnie to nie dotyczy" - wyznaje w swoim dokumencie Peeters, "to znaczy, ze sie poddalam". "Jesli sie wyprowadze, poddalam sie calkowicie". Jak maja zachowywac sie kobiety w momentach krytycznych? Jak odroznic zaloty od intymidacji i napastowania?  Zdaniem Liesbet Stevens z Instytutu na rzecz Rownosci Kobiet i Mezczyzn IGVM , zachowanie karalne spelnia kilka czynnikow: ma miejsce w przestrzeni publicznej, dotyka konkretnej osoby, nie ogolu (np. stwierdzenie, ze "wszystkie kobiety to dziwki", nie bedzie rozpatrywane w tej kategorii), i jest powazna proba umniejszenia wartosci tej osoby. Zatem fakt bycia nazwana "dziwka" przez nieznanego mezczyzne na ulicy podlegalby pod "paragraf". W momencie doswiadczenia napastowania w przestrzeni miejskiej, kobieta moze zlozyc skarge pod adresem: https://www.seksueelgeweld.be/ lub https://www.violencessexuelles.be/ oraz https://www.sosviol.be. Jesli nie mowi po angielsku, francusku, niderlandzku, moze poprosic o bezplatne tlumaczenie. Pozostaje wierzyc, ze wiecej z nas bedzie decydowac sie na zlozenie skargi i ze bedzie otoczone osobami, ktore pomoga. W sumie nasze miasto to my - ani mniej, ani wiecej.  


7 marca 2021, emigranckie poszukiwanie mieszkania czyli kajaj sie!

 - Poprzedni lokator mieszkal w tym lokalu przz 17 lat, bardzo sobie cenil mieszkanie w nim. Ja zostawiam mieszkanie w takim stanie, w jakim on je zostawil. Jak Pani chce, moze sobie je Pani odmalowac. Plus 2 miesiace gwarancji na moje prywatne konto. Acha, lokatorzy sa bardzo spokojni. Pani z parteru mieszka sama z 9 kotami, wyzej studentka pielegniarstwa, a pod Pania mieszka starsza osoba. 

-Nie, w mieszkaniu nie ma mozliwosci podlaczenia pralki. Ale wokol ma Pani kilka pralni, nie powinno byc problemu. No nie, na rower tez nie ma miejsca. Moze Pani poprosic Pania, ktora mieszka pietro nizej, o zgode na jego umieszczenie pod schodami. Prosze uwazac, to bardzo spokojna osoba, nie lubi, kiedy jej sie przeszkadza. Bala sie poprzedniego lokatora, dlatego zostal on usuniety z tego lokum. 

-Wie Pani, to, co Pani w tej chwili oglada to jedna z propozycji. Ja widze, ze sie Pani to srednio podoba. No troche lat to ma, bojler na wode jest, starsza juz kuchenka i lazienka ma problem z rurami. W przyszlym miesiacu kogos przysle, to Pani te przecieki zreperuja. A jak nie, to mam kilka kawalerek w scislym centrum miasta, moze bedzie Pani zainteresowana. Nie oferuje tej propozycji innym kandydatom, tylko Pani. 

-Tak, kaucja wymagana, gotowka prosze Pani. Ma Pani dzieci? Ile osob bedzie mieszkalo z Pania? Bo wie Pani, ludzie mowia, ze beda sami, a potem nagle cale rodziny siedza na kilkunastu metrach kwadratowych.

-Hmm, nie pamietam nic o napisaniu w ogloszeniu, ze oferowalem dwa pokoje. To jest jeden pokoj, przedzielony szafa od drugiego. Kuchnia oddzielnie, no i lazienka oddzielnie. Przepraszam za balagan, lokator duzo pil i pozostawial butelki. A i za swiatlo nie zaplacil, w zwiazku z tym wizyta odbywa sie przy swiecach.

-Ja mowie, ze wszystko jest wliczone w czynsz, bo liczniki sa tylko pod jedno mieszkanie, a nie pod dwa. To zostalo wyliczone na oko, przy przecietnej konsumpcji. 


Bruksela 2021:"warunki: dowod osobisty, odcinki plac".
 "Mieszkanie idealne dla pary bez dzieci". Fot. autorki

Dwudziesty pierwszy wiek, centrum Europy. Moze to byc Bruksela, ale pewnie i Londyn, Madryt, Paryz. Wszedzie, gdzie istnieje ogromny glod mieszkan na wynajem i niewystarczajaca podaz. O takich wlascicielach, czerpiacych garsciami z ciezkiej sytuacji na rynku, mowi sie, ze handluja snem ( fran. "marchand de someil"). 

Latami nie remontuja swoich nieruchomosci, czesto nielegalnie je zabudowujac. Chodzi o zachowanie maksymalnej rentownosci przy minimalnych nakladach. Aby jednak czerpac maksymalny zysk z posiadanego mienia, trzeba nie lada kreatywnosci. A takich wlascicieli wymienione miasta maja pod dostatkiem. 

Jakie dzialania wchodza w gre? Wystarczy w kamienicy oficjalnie przyporzadkowanej jako "dom jednorodzinny", dokonac podzialu wiekszych mieszkan na dwie, czy trzy niezalezne jednostki. Wszystkie mieszkania beda mialy jeden piec gazowy i jeden licznik wody, gazu i pradu. Lokatorzy nie dowiedza sie zatem, ile wynosi ich realna konsumpcja, bo beda oplacali "all inclusive".

Zdarza sie, ze wlasciciel nie dysponuje pozwoleniem na transformacje powierzni takiej jak piwnica lub strych na lokal mieszkalny. Wtedy nie tylko liczniki sa podlaczone pod lokale ponizej lub powyzej, ale istnieje rowniez realne ryzyko zalania powierzchni lub pojawienia sie grzyba na scianach okalajacych rury wychodzace. Nie mowiac o braku dostepu swiatla, braku stosownej izolacji czy wlasciwego przeplywu powietrza. 

Bywa rowniez, ze kilkunastometrowe "kanciapy" nie posiadaja opcji meldunku. Wlasciciel wyjezdza na wakacje lub korzysta z zasilkow i formalnie na niego zarejestrowane jest mienie. Wielu lokatorow rowniez ucieka sie do tej opcji, jesli czuja, ze moglaby sie im przydac gotowka. Wowczas nielegalnie podnajmuja pokoje studentom, pracownikom zatrudnianym przez agencje pracy tymczasowej, osobom, ktore nie posiadaja dokumentow i ktorym nie zalezy na adresie. 

Photo by rsvstks, freeimages.com

Co z tej dosc niekorzystnej sytuacji wynosi lokator? Po wielu bezowocnych wizytach, niekonkluzywnej korespondencji odczuwa frustracje, ale kontynuuje poszukiwania. Zbiera stosowne dokumenty, aby udowodnic, ze jego profil lokatora jest ok - odcinki plac z poprzednich miesiecy, umowa o prace, kilka ostatnich wplat czynszu, kopia karty pobytu - jeszcze tylko troche, jeszcze troche i znajdzie "to" wlasciwe mieszkanie. Czeka cierpliwie w kolejce i w duchu liczy potencjalna konkurencje (student - jesli nie ma gwaranta, nie dadza mu mieszkania, bezrobotny nie ma szans, bo nie pracuje; osoby na zapomodze nie wchodza w rachube z tego samego powodu; osoba starsza nie da rady oplacac czynszu ze swojej emerytury; para z dziecmi tez moze sie pozegnac z lokum, maja dzieci, a przeciez mieszkanie bylo "idealne dla jednej, max. dwoch osob").

No dobrze, powtarzamy sobie w duchu. Nie jest jeszcze tak zle. Choc nie posiadamy imienia i nazwiska "swojskiego", to przeciez nasz kraj znajduje sie w Unii Europejskiej. Moze nasza kandydatura na lokatora zostanie uwzgledniona. Gorzej, jesli nasze imie brzmi bardziej egzotycznie, jesli mamy inny kolor skory lub mniej korzystna sytuacja materialna. Dwa lata temu Centrum Federalne ds. Rownych Szans Unia otworzyla 271 ankiet dyskryminacyjnych - wzrost o 42 proc. w porownaniu z poprzednim rokiem. Prawie polowa dotyczyla sytuacji materialnej kandydata, 27,2 proc. bylo oparte o kryterium rasowe. 

Inne badania, prowadzone w 2017 przez VUB , dowiodly, ze posiadac imie o brzmieniu egzotycznym (tu okreslono je jako "polnocno-afrykanskie" i "subsaharyjskie"), to odpowiednio w 23%  i 21% (mezczyzni), byc dyskryminowanym. Jakie przejawy dyskrymiacji? Odmowienie wizyty, wymowienie sie wynajeciem mienia, kiedy ono wciaz bylo dostepne dla innych kandydatow. 

Ulga? Nie do konca. Nawet posiadajac odpowiedni profil, na koniec powinnismy zademonstrowac swoja wdziecznosc, ze zostalismy wybrani. Zdobyc mieszkanie na wyjanem anno 2021 to jak wygrac konkurs na zdrapke. Co z tego, ze potem zostaja brudne palce...

1 maja 2018, UK przeprasza swoich obywateli z pokolenia "Windrush"

fot. Anik Bertrand

Juz drugi brytyjski premier przeprasza. Najpierw laur przypadl Tony'emu Blairowi za konflikt w Zatoce Perskiej. W 2016 polityk wyrazil wrecz skruche za swoje decyzje: "Mam w sobie wiecej cierpienia, zalu i skruchy, niz mozecie sobie wyobrazic". W tej chwili podobnym zalem okryla sie Teresa May - aktualna brytyjska premier, a wczesniej Minister Spraw Wewnetrznych. "Chce przeprosic za caly niepokoj, jaki mogl byc spowodowany [dzialaniami politycznymi, przyp. red.]".

Rzeczywiscie ludzie, ktorzy po II wojnie swiatowej byli zapraszani jako czesto nieletni do wypelnienia luki w zatrudnieniu w wyludnionej Wielkiej Brytanii wraz z rodzinami, przyplywali z 12 krajow tzw. West Indies przez londynski port o tej samej nazwie, ktorym zreszta przez stulecia docieraly do UK towary z Commonwealth. Pochodzili przewaznie z Trynidadu i Tobago, Jamajki, Barbadosu, Wysp Dominiki, Gujany, i do 1971 mogli swobodnie przemieszczac w obrebie brytyjskich terytoriow zamorskich.

Windrush Generation cieszylo sie specjalnym statusem, mialo zapewniona prace i swiadczenia socjalne oraz opieke zdrowotna. Trudno sie dziwic, ze ci, czesto awansujacy w zyciu w UK dawni imigranci, nie spieszyli sie z ubieganiem sie o paszport brytyjski, bo wierzyli, ze sa pod ochrona. Zreszta uplywaly lata, rosly najpierw dzieci, potem wnuki i nic nie zapowiadalo naglego odwrotu i zmiany strategii panstwa brytyjskiego wobec swoich obywateli.

Czy jest wiec za co przepraszac? Kiedy Teresa May byla Minister, z jej ust padla grozba wobec weteranow pokolenia Windrush: "Wracajcie do domow albo przygotujcie sie na aresztowanie" ["Go home or face arrest"]. Brzmialo to wowczas nie tylko smutno, ale i cynicznie. Wiekszosc imigrantow z pokolenia Windrush byla przeciez od ponad 50 lat...w domu. Niektorzy nie widzieli swoich krajow od dziecinstwa! Skutkiem takiej polityki wewnetrznnej byla rosnaca nieufnosc wobec dawnych imigrantow. Wielu stracilo prace, w konsekwencji czesto dach nad glowa. Wiekszosc z tych, ktorzy nie mieli brytyjskiego paszportu, byla postawiona przed faktem deportacji.

Oczywiscie nie tylko glowa ryby, czyli kuluary ministerialne za kadencji May, mialy smierdzacy problem. The Guardian dotarl do tajnej notki, adresowanej do szefowej Home Office Amber Rudd, jakoby limity na przymusowe deportacje zostaly wyczerpane i na liscie do deportacji znalazlo sie ok. 12 800 nazwisk, w wiekszosci weteranow Windrush. Polityczka poczatkowo nie przyznala sie do aprobaty antyimigracyjnych dzialan, jednak po miazdzacej krytyce ze strony wspolpracownikow nizszego szczebla Home Office oraz Partii Pracy w House of Commons (jakoby ustalony byl limit 10% wydalen nielegalnych imigrantow w ciagu 2017-2018 i jakoby korespondencja dotarla nawet do brytyjskiej premier, sygnowana nazwiskiem Rudd), zrezygnowala ze swojego stanowiska. Gorzej - na jaw wyszlo, ze dane tych, ktorzy zarejestrowali sie jako dawni obywatele Commonwealth na terytorium UK, w tajemniczy sposob zaginely lub zostaly zniszczone i nie ma w efekcie sladu po niektorych mieszkancach Wysp, jakoby w ogole tam przyjechali...

Nieslawa Home Office w przypadku ofiar z pokolenia Windrush to jednak jeden z niepokojacych elementow polityki imigracyjnej UK. W sekretnej notce i innych dokumentach, ktore wyciekly z Home ujawniono, ze dwie operacje byly w trakcie realizacji: Perceptor, pozwalajaca na szybka, jednodniowa procedure od aresztowania do deportacji (tutaj celami byly osoby, ktore nie mialy rodziny w UK), oraz Gopik, ktorej celem bylo pozbycie sie imigrantow z UE z 3 i wiecej wyrokami.

Jak zas czuja sie sami mieszkancy wysp brytyjskich, ktorzy przyplywali statkiem "Empire Windrush" do UK lata temu? Czesciowo mozna to zobaczyc w Museum of London Docklands na czesci wystawy stalej "London, Sugar, Slavery" oraz w Maritime Museum w Greenwich, choc tutaj w ujeciu romantycznych "Piratow z Karaibow".  W tej chwili wiekszosc czuje zal, zlosc za to, ze zostali okradzeni z tozsamosci, pozbawieni marzenia, jakim bylo zycie w UK. To troche tak, jakby ktos rozluznial im wiezy, jakie maja od lat ze swoim krajem...


16 lutego 2018, wracam do kraju, a co potem?

fot. wojtek111

-Polska ma najwyzszy wskaznik umow terminowych w calej UE - podsumowal polski rynek pracy Dominik Owczarek z Instytutu Spraw Publicznych w radiowej debacie "Czworki" o powrotach Polakow z emigracji. Co to oznacza? Ano to, ze wciaz na umowe o prace trzeba zasluzyc i mozna latami terminowac bez zasluzonego zabezpieczenia przyszlosci. Ekspert dodal tez, ze Polacy zajmuja drugie miejsce, po Grekach, w rankingu pracujacych najdluzej. Zarowno czas pracy, ktory wynosi 40 godzin tygodniowo, jak i niepewnosc zatrudnienia, stawiaja nas w nienajlepszym swietle. Chcialoby sie dodac rowniez nieplatne nadgodziny, potrzebe proszenia o urlop, odbieranie telefonow poza godzinami pracy (bynajmniej nie w sytuacji kryzysowej).

Wrocmy jednak do debaty. Temat cokolwiek nosny zwlaszcza, jesli cytuje sie przewoznikow paczek z Wielkiej Brytanii do Polski krzyczacych o dziewieciokrotnie wiekszym zainteresowaniu migrantow przeprowadzka do kraju. Goscie: specjalisci pracujacy z tzw. reemigrantami, Polacy, ktorzy wrocili, szef portalu Workservice, ktory publikuje rokrocznie raport o polskiej emigracji, ale takze polscy ekspaci i redaktorzy portalu powroty.gov.pl- dowodzili, ze istnieje przepasc miedzy tym, co bylo, a tym, co zastalismy po przeprowadzce, zwlaszcza w sektorze edukacyjnym. Anna Owczarska-Osinska, terapeutka z osrodka "Ogrody Zmian" dodala, ze za emigracje rodzicow placa dzieci: wychowywane przez babcie albo sasiadow, nie do konca dostosowane do zmiany jezyka i systemu ksztalcenia w Polsce, ale rowniez osoby starsze, pozostawione czesto samym sobie w nie do konca komfortowych warunkach. Dzieci przy tym odnajduja sie w systemie, ktory nie ulatwia ich reintegracji.

Rozwiazanie systemowe, o ktore apelowala terapeutka, powstalo - ale dopiero w 2016 roku i od 2017 jest wdrazane do szkol. Mowa o oddzialach przygotowawczych, w ktorych dzieci "powracajacych" sa grupowane po 15 w odpowiednich klasach i nauczane polskiego, polskiej kultury, itp. Nie ma jednak zadnych badan prowadzonych w ciagu nauki w takiej klasie (ile miesiecy, lat trwa nauka, podstawy programowe), wiadomo tylko, ze minimalna liczba godzin jezyka to 20 w klasach I-III szkoly podstawowej i 26 w klasach ponadpodstawowych. Jak wiemy, dzieci wychowywane na dwujezyczne powinny jak najwczesniej miec kontakt z jezykami, nawet od 1 roku zycia. Pozniej, po 8 roku zycia, ich zdolnosc absorbcji slownika innego jezyka, bedzie mniejsza. Dochodzi tym samym do tego, ze "dzieci i mlodziez staja sie towarem slabo eksportowalnym", jak podala Malwina Wrotniak z portalu bankier.pl.

Inna kwestia jest tez, o czym mowili uczestnicy debaty radiowej, kwestia emocjonalna. Poczucie osamotnienia, stres zwiazany z powrotem, poczucie niespelnienia, krachu marzen, poczucie zaczynania wszystkiego od poczatku nawet, jesli poruszamy sie po swojskim, znanym gruncie. Zdaniem rozmowcow, nie ma programu reintegracji, ktory pomagalby Polakom odnalezc sie w nowej/starej rzeczywistosci. Do tego dochodzi takze postawa pracodawcy, ktory czesto nie korzysta z bogactwa doswiadczenia, wiedzy i jezyka, jakim dysponuja powracajacy pracownicy. Poteguje sie wiec niekorzystne zjawisko socjologiczne, ktore rowniez zostalo podane przez jedna z ekspertek - "drenazu mozgu" lub jego marnotrawstwa.

Czy znaczy to, ze checi powrotu nie ma? Z pewnoscia jest. I kazdy z nas jej doswiadcza. Tesknote za krajem mozemy sobie oslodzic, chodzac po polskich sklepach, korzystajac z polskich uslug, wymieniajac sie doswiadczeniami z Polakami, ktorzy takze mieszkaja poza granicami kraju, ale czy naprawde chcemy wrocic? Czy nie jest tak, jak powiedziala dziennikarka bankier.pl w rozmowie radiowej o powrotach: "emigracja uzaleznia - jesli raz podejmie sie decyzje, istnieje przeslanka, ze latwiej bedzie tez wyemigrowac ponownie, do innego kraju"?



19 listopada 2017, raz, dwa, trzy transmigrantem jestes Ty

fot. David Ruiz

Slownik jezyka polskiego PWN nie poradzil sobie z definicja tego slowa. "Transmigracja" oznacza w klasycznym znaczeniu reinkarnacje, przemiane. Tymczasem jakis czas temu w socjologii i psychologii miedzykulturowej termin ten pojawil sie w innym kontekscie i poszerzyl spectrum, w jakim rozpatrujemy migracje i skutki z nia zwiazane.

Florentine byla jednym z transmigrantow. A chyba jeszcze bardziej jej 9-letnie dziecko. Kiedy zobaczylam mala, pomyslalam: "my mozemy sie od takich dzieci uczyc adaptacji kulturowej i jezykowej". Mala spokojnie sobie rysowala zwierzaki na kartce papieru, odpowiadajac mamie po wlosku, czasem po francusku lub angielsku, a czasem w jezyku ojczystym Wolof. Urodzila sie we Wloszech, w domu mowilo sie w jezyku Wolof i w pidzyn. Mieszkali w Neapolu przez pierwsze lata podstawowki dziewczynki, potem zas mama rozstala sie z ojcem i przyjechala za praca do Belgii. Tu urodzilo sie drugie dziecko, z ojca Belga.

Florentine przybyla do Europy za owczesnym mezem i szybko sie usamodzielnila. Lubila Italie, ale nie mogla znalezc satysfakcjonujacej pracy, choc zrobila szkolenie z zakresu radiologii i technologii obrazowania medycznego. Pewna klinika w Brukseli zaoferowala jej prace na tym stanowisku, wiec spakowala walizki, upchnela mala w samochod i znalazla sie w Belgii. Nie wie, na jak dlugo. W rok po otrzymaniu umowy zaszla w ciaze z innym mezczyzna, probowala, jak sama podkresla, ulozyc sobie zycie, ale nie wyszlo. Poki co wiec dzieci chodza do francuskiej szkoly, nauczyly sie biegle mowic w tym jezyku, a ich mama rozpoczela nauke jezyka niderlandzkiego. Czy Italia odeszla w zapomnienie? Florentine ma tam swoja siostre, szczesliwa mame blizniakow, i wie, ze byc moze jeszcze wroci do swoich.

Jesli przeanalizowac zycie Florentine, to wymyka sie ono tradycyjnemu podejsciu do migracji. Migracja bowiem, przynajmniej do XX wieku oznaczala przybycie z punktu A do punktu B. Ktos, kto pomieszkiwal w kilku krajach jednoczesnie, traktowano jako wagabunde, awanturnika albo pracownika sluzby dyplomatycznej na misji (a wiec czesto nie z wyboru). Bylo jasnym, ze migrant migruje na stale do innego panstwa, albo tymczasowo, ale tylko po to, aby wrocic do ojczyzny.

W dzisiejszym superroznorodnym swiecie, jak chca holenderscy autorzy ksiazek "Superdiversiteit" i "Transmigratie" - Dirk Geldof i Mieke Schrooten, tak sztywny podzial  nie istnieje, a plynna nowoczesnosc, z jej mobilnoscia, wymaga przyjrzenia sie fenomenowi migracji od poczatku. Dlatego, co podkreslaja teoretycy, nowe pojecie dotyczy migracji jako fenomenu tymczasowego, z wielu punktow albo poprzez przemieszczanie sie z punktu A do punktu B, do punktu C i dalej, z mozliwymi tymczasowymi powrotami do poprzednich miejsc zamieszkania. W swietle definicji "transmigranci stale przemieszczaja sie miedzy roznymi modus operandi oraz miedzy sieciami tak rejestrowalnymi, jak i ukrytymi, lokalnymi, jak i globalnymi".

Skad potrzeba weryfikacji pojec socjologii migracji? Poniewaz ruch transmigrancki dotyczy nie jednostek, ale calych grup spolecznych, duzych odsetkow nacji (w Wikipedii za przyklad sluza Marokanczycy, ktorzy po kryzysie w 2008 w Hiszpanii postanowili osiasc w Belgii lub Holandii albo migranci afrykanscy, ktorzy, aby dostac sie do Europy, najpierw pracowali tymczasowo w Libii, Maroku, Egipcie, potem przeprawiali sie przez Morze Srodziemne do Europy, zatrzymujac sie na jakis czas we Francji, a na koniec docierali do Wielkiej Brytanii). Roznica pomiedzy tradycyjnymi migrantami, a ich trans- kolegami polega na tym, ze wieksza jest mobilnosc tych ostatnich oraz poczucie tymczasowosci w realizacji projektu docelowego. Transmigrant nie potrafi dokladnie okreslic, czy kraj, w jakim sie zatrzymal, bedzie tym ostatecznym, docelowym. Traktuje go jako tymczasowy, bo przeciez sytuacja moze ulec zmianie.

Kiedy o tym pisze, widze Polakow, ktorzy przyjechali do Belgii z Wielkiej Brytanii, Polakow, ktorzy "zadekowali" sie w Brukseli z Niemiec czy Hiszpanii. I widze siebie, bo tez jestem transmigrantka w superroznorodnej Brukseli.