Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą praca za granica. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą praca za granica. Pokaż wszystkie posty

23 pazdziernika 2015, Kanada dla Polaka - o punktach imigracyjnych

fot. Sarbux, freeimages.com

Po wygranych wyborach, premier-elekt Justin Trudeau z Partii Liberalnej wybral sie z wizyta do przedstawicieli mniejszosci narodowych i religijnych. Odwiedzil m.in. pakistanski meczet, byl z wizyta w miastach w wiekszosci zamieszkalych przez ludnosc indygeniczna - First Nations. Obiecal:
"It's time for a renewed, respectful and inclusive nation-to-nation process to eliminate the gap in First Nations education", proces polityki "wyrownawczej" aby poziom edukacji Pierwszych Kanadyjczykow byl taki sam jak kazdego innego mieszkanca."Wybraliscie rzad, ktory bedzie promowal roznorodnosc, bo sama Kanada byla budowana przez ludzi z wielu zakatkow swiata, ktorzy praktykowali rozne religie, mowili roznymi jezykami. Wiemy, ze taki kraj nie powstal przez przypadek, dlatego bedziemy podtrzymywac ducha afirmacji roznorodnosci i inkluzywnej polityki spolecznej".

Pieknie brzmia te hasla bo wydaje sie, ze premier Kanady chce dla wszystkich dobrze. Kazda mniejszosc, kazda nacja i praktykujacy wszystkie religie maja sie czuc w Kanadzie jak w domu. Inkluzywna polityka imigracyjna - czyli wlaczanie grup etnicznych do wiekszej spolecznosci i dbanie o zachowanie spojnosci spoleczenstwa przyjmujacego juz na poziomie regionalnym - ma byc sukcesem dziesieciolecia zmian w polityce migracyjnej kraju klonowego liscia. Rozczaruje sie jednak ten, kto chcialby wyjechac do Kanady ot tak, jak np. do Wielkiej Brytanii. Bez przygotowania, znajomosci jezyka czy dyplomu. Kanada bowiem od kilku lat stosuje system punktacji, w ktorej brane sa pod uwage: wiek, poziom edukacji, doswiadczenie zawodowe, poziom adaptacji spolecznej kandydata czy fakt posiadania oferty pracy u konkretnego pracodawcy. Przyjrzyjmy sie systemowi punktowemu:
  • Wiek: 10 punktów za przedział wiekowy od 21 lat do 49 lat.
    Indywidualne zdolności do adaptacji. Maksimum 10 punktów. 
  • Wykształcenie. Maximum 25 punktów za ukończenie wyzszych studiów uniwersyteckich, minimum 17 lat oficjalnej nauki.
  • Znajomość języka. Maksimum 16 punktów za płynną znajomość języka angielskiego i 8 punktów za dobrą lub płynną znajomość języka francuskiego.
  • Doświadczenie zawodowe. Maksymalnie możemy otrzymać 21 punktów za 4 lata pracy na pełen etat. 0 punktów dyskwalifikuje kandydata.
  • Oferta pracy w Kanadzie: jeżeli możliwa do otrzymania. 10 punktów. Oferta pracy od pracodawcy kanadyjskego musi być potwierdzona przez kanadyjskie biuro bezrobocia.
  • Partner/Partnerka: wyksztalcenie, doswiadczenie zawodowe, czy oferta pracy w Kanadzie? Bliska rodzina w Kanadzie.
  • Srodki na poziomie ok. 16 000 $ (w przypadku pary bezdzietnej), aby zapewnic, ze jest sie niezaleznym finansowo.
W systemie trzeba uzyskac 67 punktow, aby moc aplikowac o pobyt na terytorium Kanady.    
Rozczarowac sie tez moga ci, co wiedza, ze na pewno wjada bez wizy. Jesli mamy stary paszport, mozemy miec problemy. Bez wizy wjada tylko ci, ktorzy posiadaja paszport biometryczny. Rozczaruja sie tez ci, co chca aplikowac do popularnych destynacji np. Montrealu, Quebecu, Toronto czy Ontario. Rzad Kanady "rozmieszcza" potencjalnych imigrantow w roznych czesciach regionu, do ktorego aplikowalismy. Jesli nie mamy rodziny (to tez kolejna opcja na otrzymanie pozwolenia na osiedlenie sie), musimy liczyc sie z tym, ze to wladze zdecyduja, gdzie bedziemy osiedleni. 

Jak najlatwiej znalezc sie w kraju klonowego liscia? Poprzez program "Skilled Worker". Kanada nie liczy, w przeciwienstwie do panstw tzw. Starej Europy, na tania sile robocza. Jesli kandydat znajdzie swoj zawod na liscie zawodow poszukiwanych przez rzad Kanady, moze smialo uczetniczyc w procesie "rekrutacji na emigranta". 

4 wrzesnia 2013, sroda - Polacy jada do pracy

Autobus jednego z popularnych przewoznikow miedzynarodowych. Na bocznych czesciach karoserii tytul: "coach of the year". Wysoki podjazd, nie mozna pogapic sie na pasazerow. Sprawdzanie biletu i naklejanie etykiet na bagaz trwa 25 minut, choc kierowcow jest trzech i jeden bagazowy. Kazdy cierpliwie podchodzi do drzwi i pokazuje bilet.
- Ile sztuk bagazu? - pyta kierowca kobiete stojaca przede mna. Drobna, lekko po 50-tce, w bezowym wytartym, luznym swetrze. Kiwa glowa, ze nie rozumie.
- Pa ruski gawarysz? Inglisz? - przeciagle patrzy na nia kierowca.
- J 'a un billet - mowi francuszczyzna i pokazuje bagaz.
- Mr. le conducteur a demande combien pieces de baggage vous possedez - niesmialo podpowiedzialam. Kobieta lekko przechylila glowe w moja strone i pokazala, ze ma jeden bagaz.
- Dokad? - zapytal tym razem bagazowy.
- Mr. vous a demande ou vous partez - wtracilam sie. Kobieta pokazala bilet i odpedzila mnie gestem niczym natretna muche. Potem szybko weszla do autobusu i zajela jedno z ostatnich miejsc.
Moja kolei do rejestracji.  

Na kilka godzin przed planowanym odjazdem 2 wrzesnia z Warszawy w zasadzie nie ma miejsc. W srodku juz od kilku godzin siedza pasazerowie z innych czesci Polski: Bydgoszczy, Elblaga, Gdanska, Lublina. Przygladam sie bacznie przekrojowi demograficznemu pasazerow pomna, ze w autobusie tej samej firmy 7 lat temu, ale w odwrotnym kierunku, byla balanga brukarzy. A zatem:

- przod autobusu okupuja krzykliwi Polacy - jakas rodzina wielopoleniowa dolaczajaca do pracujacego zagranica Polaka. Ich ekscytacje wyraza glosne: JEDZIEMY! najstarszego czlonka rodziny - jechali do Francji
- w czesci centralnej usiadly dwie rodziny: ojciec z synem mowiacy miksem rosyjskiego i jezykiem czeczenskim. Syn maloletni, sporo kaszlal po drodze - jechali do Rzymu
- kobieta z dwojka dzieci - mowiaca po czeczensku, jadaca do Rzymu
- dwoch Ukraincow spiacych prawie cala droge do przesiadki - jechali do Rzymu
- polska matka z synem zaczynajacym studia w Strasbourgu
- dwoch studentow jadacych do Paryza
- Belzka siedzaca obok mnie jadaca do Liege
- Francuzka, ktora nie chciala pomocy w rozmowie z kierowca, jadaca na poludnie Francji
- kilkoro Ukraincow jadacych do Rzymu wsrod ktorych jedna pasazerka miala omylkowo bilet do Paryza
- Niemka wracajaca do Berlina po odwiedzinach rodziny w Poznaniu
- polska rodzina z Poznania, ktora wyjezdzala na wspolny urlop do Paryza

Bardzo mnie cieszyl ten widok wielobarwnosci i wiele jezykow na pokladzie. W Berlinie wszystko nagle ucichlo - wiekszosc "naszych" cudzoziemcow przesiadla sie do dwoch pozostalych autokarow. Wsiedli inni - przewaznie mlode Polki jadace do pracy w Belgii i Francji. Mialy ze soba swoje poduszki i zaglowki, kocyki - przyzwyczajone do trudow kilkunastogodzinnej wycieczki. W zasadzie ze soba nie rozmawialy poza tym, ze czekaly, az wysiada inni pasazerowie aby swobodnie rozlozyc sie w dwoch fotelach. Mezczyzn nie bylo.



 



11 maja 2013, sobota: wywiad z Polka-emigrantka dla "Lejdiz" - odslona druga

Pisalam o wartosciach, ktore znacza dla nas wiecej, kiedy jestesmy na emigracji. Co sie jednak dzieje w momencie, kiedy, bedac na emigracji, tracimy prace? Nowej nie widac, a mamy do placenia czynsz, czesto jeszcze kogos utrzymujemy?

Rozmawialam z kolejna emigrantka, tym razem zalozycielka fundacji pomocowej w UK. Z jej wypowiedzi jasno wychodzilo, ze Polakom, tym bardziej tym niewyksztalconym, nie mowiacym w obcym jezyku, wiedzie sie zle:

"Jak się żyje Polakom-imigrantom?

Poruszyła Pani jeszcze jedną kwestię: zasiłków. Imigrantom w ogóle ciężko dostać jakiekolwiek benefity. Trzeba spełnić szereg wymagań. Pamiętajmy, że przy obecnie zaostrzonej polityce migracyjnej, urzędy będą udowadniały, że się cos komuś nie należy: że nie ma się tzw. habitual residency, czyli prawa pobytu. Wiadomo, że każdy obywatel UE ma taki pobyt, ale musi to udowodnić. A trudno udowodnić, ze białe jest białe. A to trwa, nawet kilka tygodni. W tym czasie dana osoba może zostać bez grosza przy duszy, w głodzie.

A co z mieszkaniami?

Aby dostać lokal socjalny, w tej chwili trzeba mieszkać minimum 5 lat. I mieć pobyt stały. Większość nowo przyjeżdżających Polaków tego nie ma…Podobnie jest z pracą. W tej chwili bez języka pracy się nie dostanie.

A co z rodzinami? Często wyjeżdzają pary z dziećmi.

Tak, to prawda. To zwykle mężczyzna pracuje, kobieta opiekuje się dziećmi. Jednak jeśli nie są małżeństwem, wówczas kobiecie nie należą się żadne świadczenia, np. w przypadku rozstania się lub śmierci partnera. Nie należy się też pomoc lekarska (oprócz ratowania życia)."


Wydaje sie, ze jechac w ciemno, jak to robilismy kilka-, kilkanascie lat temu, to bezmyslnosc. Skutkuje dramatami. Brak mieszkania, brak zasilku, brak mozliwosci zwrocenia sie do urzedu po pomoc, brak mozliwosci skorzystania z opieki lekarskiej - lepiej chyba juz wrocic. A mimo to wieli Polakow zagranica zostaje. I klepie biede. Kolo sie zamyka...

2 maja 2013, czwartek: Obrazoburcza pocztowka - czyli czekamy na wywiad w Polsce

Dzis troche obrazoburczo. Doszlismy z H. do wniosku, ze Europa przechodzi kryzys. Nie tylko tozsamosciowy, ale takze jest przepelniona imigrantami i niebawem wybuchnie.

Moim zdaniem mial racje Zygmunt Bauman piszac, ze "uchodzctwo okrada z tozsamosci", choc nie zyjemy w epoce totalitaryzmow albo inaczej - sa one odlegle jeszcze, ze to "gdzies daleko" nie wplywa na poczucie bzpieczenstwa. Nasza tozsamosc na emigracji to pustka, ktora probujemy zapelnic inna warstwa znaczen, symboli i tego, co dla nowej zbiorowosci wazne. W momencie, kiedy trafiamy na tygiel, gdzie jest tozsamosci do wyboru, do koloru, trudno jest sie poruszac i jeszcze trudniej "byc w domu" nawet, jesli ten dom jest tymczasowym domem.

Odczulismy ten stan w Polsce, jeszcze bardziej w Belgii. Kraj ten ma wielu uchodzcow, imigrantow ekonomicznych, ex-patow. Kazdy przywozi ze soba poczucie "jestem tu tylko na chwile". Nie uczestniczy w procesie konstruowania, moze abstrakcyjnie to zabrzmi, wspolnego, lokalnego dobra - wspolnej "wartosci dodanej". A jesli juz, to dopiero w ktoryms pokoleniu, po "zadomowieniu" sie. Nie widzialam, jako zywo zadnego Marokanczyka, Pakistanczyka, Indusa, Afgana, ktorzy kilka lat po przyjezdzie do Belgii chcieli robic cos dla swojej spolecznosci, a takze szerzej, dla spolecznosci lokalnej. Osobiscie mni to smuci, bo pozostawia ten kraj (tu wpisz nazwe kraju), wyjalowionym. Kraj, ktory sluzy im za sakiewke do poprawienia sytuacji materialnej.

Znajomi twierdza, ze kraje europejskie, przez swoja kryzysowa polityke imigracyjna i zamykanie drzwi nowym imigrantom, skutecznie wywabiaja jak niechciana plame, poczucie, ze moge byc Belgiem pochodzenia azjatyckiego, afrykanskiego. Zapewne jest w tym troche prawdy, skoro sfrustrowany Hindus rzuca w funkcjonariuszke swoja karta tymczasowego pobytu mowiac, ze skoro daje mu pozwolenie na prace tylko na miesiac, po co trzyma go w tym kraju? - to autentyczny przyklad znajomego, ktory w Belgii spedzil ok 8 lat.

Gdzie zatem szukac siebie, bedac poza granicami kraju, z ktorego sie pochodzi, jak zachowac trzezwosc ogladu spraw i nie czuc sie gorszym, a co najwyzej przybyszem? Paradoksalnie pomaga praca. Te kilka godzin dziennie aranzuje dzien, pomaga poukladac sprawy i oddala widmo powrotu, zwlaszcza, jesli mialby byc to powrot niechciany. Na pewno pomaga tez doksztalcanie i znajomosc jezyka. Przy, moze i sporym wysilku, mozemy pracowac w zawodzie, bez koniecznosci "zaczynania od zera". Ale przede wszystkim, wazne, aby wiedziec, ze kazdy jest rowny i nie ma czlowieka niechcianego czy nielegalnego, nawet, jesli inaczej stanowia dokumenty.

Chris-Krzysztof

Pewnego wieczora siedzielismy w knajpie, ktora wytypowal Abdul. Mala, z lustrami po obu stronach tak, ze widac, co kelner nalewa gosciom za barem, na scianie glowa dzika, wokol kilka niewielkich, czarnych stolikow ze sklejki. Podaja kawe i alkohol, na zagryche churros.

- Dzis poznasz mojego kumpla, wlasnie przylecial z Polski - zaczal Abdul.
- A Ty skad go znasz ?
- Mieszka tu juz 22 lata - parsknal Abdul. - i wrocil, bo dostal prace. Zwariowany gosc - uprzedzil kuzyn.

Do zadymionej sali wszedl wysoki, chudy blondyn. Bezceremonialnie sie przywital, po czym wrzucil kelnerowi 5 EUR na bar i po kilku chwilach popijal koniak z czarna kawa. Wygladal troche jak James Dean po latach. Juz nieswiezy, ale jeszcze elektryzujacy.

- Jestes z Polski? Skad? - wypytywal, jakby bycie tu mojej narodowosci bylo czyms egzotycznym. Wiesz, ze mamy tu polski sklep? A w pobliskim chino sa polskie produkty: czekoladki, chrzan, zupy w proszku, salatki i ogorki konserwowe ? - perorowal.

Krzysiek rzeczywiscie przyjechal 22 lata temu. Przez kilka lat przebywal w Hiszpanii nielegalnie, lapiac sie 'fuch', w koncu zalozyl wlasna firme remonciarsko-wykonczeniowa. Mial nawet wlasne mieszkanie na tej samej ulicy, na ktorej my zamieszkalismy i hiszpanska prawie-zone, ale zgrzytnelo i gruchnelo. Wiec ze swoim umilowaniem wolnosci pozostaje niezaleznym singlem, bez zameldowania.

Tego dnia zreszta nocowal u Abdula, popijajac w miedzyczasie kolejne whiskey. I spokojnie filrtowal okazje na zarobek albo przyjemne spedzenie wieczoru. - To czysty przyklad manany, ale w polskim wydaniu. - Przemknelo mi przez glowe. - Nie martwic sie, co bedzie jutro, poki jest na przyjemnosci. - Saczylismy wiec i my nasza niespieszna kawe, delektujac sie uciekajacymi minutami.

20 wrzesnia, jak poznaje ksiegowa szefa

Biuro szefa miesci sie w Vallecas. O ironio, mielismy mieszkac w tej samej czesci Madrytu, ale wybralismy centrum miasta. Duze, industrialne powierzchnie, magazyny, doki, wielkie hale. W tej czesci urzeduja koncerny kurierskie, madrycka poczta, firmy budujace konstrukcje stalowe, przedsiebiorstwa zajmujace sie dystrybucja owocow, mechanicy samochodowi, firma produkujaca torby i pudla. Nasz magazyn znajduje sie na tylach wielkiego 'poligonu industrialnego', jak Hiszpanie nazywaja ten koniec swiata, w poludniowo-wschodniej czesci miasta. Dojezdzam wiec dwoma liniami metra i autobusem.

Sam magazyn jest dobrze zarzadzany. Wszystkie towary poukladane sa w ikeowskie plastikowe pudla, oznaczone numerem referencyjnym i ustawione na polkach zgodnie z rodzajem. Naszyjniki po lewej stronie, w centralnej czesci bransolety, na prawo kolczyki. Na oko ok. 450 pudel z roznymi pipsztykami i swiecidelkami. Wszystko z Indii, robione recznie przez kobiety, moze takze dzieci. Sklep zajmuje sie tylko rozprowadzaniem tego wszystkiego po preferencyjnych cenach, wiec nie pytam o sile robocza. Jestem taka sama robotnica, pakuje i selekcjonuje towar. Dla mnie wazne jest, ze mam prace, ze nie musze mowic po hiszpansku, i ze pozwoli ona przetrwac w tym miescie.

Pakowanie stosu kolczykow przypomina mantre. Jest automatyczne, ale musisz miec otwarte oczy, zeby nie przegapic felernej pary kolczykow, kolczykow uszkodzonych, o innej barwie, zdeformowanych przez pakowanie, lezenie w pudlach czy przez nieuwazne przepakowanie. Cierpliwie wiec ogladam blyskotki, naprawiam te, ktore daja sie naprawic, wreszcie wypisuje i naklejam numer referencyjny. Szefowi moje poswiecenie sie podoba. Dodaje, jakby od niechcenia:

-Ja nie mam czasu isc do ksiegowej w Twojej sprawie. Napisalem jej maila, ze przyjdziecie, dalem kwote wynagrodzenia i zakres obowiazkow. Jak skonczysz pakowac, przygotuje cie do zawodu sprzedawcy.

Ksiegowa szefa to dobroduszna kobieta bliska 60. Nie wyglada na elegancka paniusie, ktora chce, aby wiedziano, ze ma kase. Ubrana skromnie, staroswiecko, przypomina babcie raczej, niz bizneswoman. Inez cierpliwie, wolno i z akcentowaniem kazdej sylaby tlumaczy, co powinnismy zrobic:

- Imran przekazal, ze zatrudnia cie na pol etatu. Na poczatek. Potem masz zarabiac wiecej. Jednak teraz musimy wypisac Twoje dane, a do tego potrzebuje numeru NIE. Masz cos takiego?
- Nie - odpowiadam zdziwiona. - co to takiego?
- To numer identyfikacyjny, ktory pozwoli ci miec prace. Bedziesz go miec z urzedu imigracyjnego.
- Ale ja mam wizyte pozniej, nasza prawniczka mowi, ze bez umowy nie mam NIE - probowalam wytlumaczyc.
- Otoz to - Inez nie daje sie zbic z tropu - w urzedzie pracy nadadza ci NIE prowizoryczny, taki do pracy, poki nie uzyskasz prawdziwego. O, musisz mi przyniesc takie cos - ksiegowa pokazuje kwitek z numerem Oficina de Empleo.
- Czyli musze najpierw isc do urzedu pracy po NIE prowizoryczny, potem musze go zaniesc pani, a potem musze przyjsc po gotowy kontrakt. Aha - kopie kontraktu musi miec moja prawniczka.
- Wlasnie, dobrze rozumujesz - pochwalila mnie Inez. Jak tylko dostaniesz numer, przychodzisz do mnie, ja wypisuje kontrakt i dajesz go szefowi do podpisu, kopie dla niego, kopie dla prawniczki, kopie dla mnie. Dzieki kontraktowi uzyskasz tez ubezpieczenie spoleczne i karte leczenia. Ale to powiem, jak przyniesiesz numer z urzedu pracy - konczy Inez, a moja glowa kipi od nadmiaru informacji.