Polecany post

24 listopada 2021, E-migrantka z pogadanka o uchodzcach i powrot do "SOS-u"

Wielomiesieczna juz dyskusja wokol osob probujacych dostac sie do Polski z terenow Bialorusi polaryzuje. Polaryzuje nie tylko takich ja i mo...

19 kwietnia 2016, imigranci drugiego pokolenia w Belgii - ofiary dyskryminacji?

fot.Constantin Deaconescu

W dyskusji o terroryzmie, radykalizacji i wykluczeniu mowimy czesto o integracji. Ze sie nie udala, ze zawiodlo podejscie rzadu do grup przez lata prekaryzowanych albo ze te grupy nic ze soba nie robily i tkwily w niszy tych zyjacych z zasilkow i zapomog. Belgijski rzad tak wlasnie broni swoich racji twierdzac wrecz, ze w dzielnicy "niektorzy muzulmanie tanczyli na wiesc o zamachach" i ze generalnie nastroje w takim Molenbeek czy Forest sa anty-policyjne i anty-rzadowe. Z drugiej strony, trzecie i czwarte pokolenie mlodych ludzi wloczacych sie po ulicach i przesiadujacych na stacjach metra narzeka na dyskryminacje i rasizm ze strony tak rzadu, jak i przedstawicieli klas srednich w Belgii. Bardzo szybko zreszta sam minister dostal odpowiedz na lamach flamandzkich mediow: "Dyskryminacja, to jest prawdziwy problem, Panie Jambon".  

Czy tak jest rzeczywiscie? Dotarlam do kilku badan, przeprowadzonych li-tylko na spolecznosciach muzulmanskich o korzeniach tureckich i marokanskich z Antwerpii i Brukseli przez trio badaczy: Ahu Alanya, Gulseni Baysu oraz Marc Swyngedouw. Naukowcy zainspirowali sie wypowiedzia czlonka rodziny pochodzenia afrykanskiego, ktory na lamach innej flamandzkiej gazety zalil sie, ze "z powodu wykluczenia i dyskryminacji przez wiekszosc spolecznosci przyjmujacej w Antwerpii drugie pokolenie imigrantow czuje sie jak podejrzani obcy albo nawet najezdzcy z ich innym stylem zycia i brakiem integracji mimo zdobycia dyplomow czy dobrej pozycji socjo-ekonomicznej". 

Przypuszczenia badaczy skupialy sie wiec na udowodnieniu tezy, ze gorzej (pod wzgledem postrzeganej dyskryminacji), beda czuli sie imigranccy mieszkancy Antwerpii niz Brukseli. Sparowali pochodzenie z wyksztalceniem i zestawili z poziomem postrzeganej dyskryminacji.  Co sie okazalo? Imigranci marokanscy postrzegali siebie jako ofiary dyskryminacji, zwlaszcza w kontaktach z policja w Brukseli. Imigranci tureccy odczuwali dyskryminacje (Antwerpia) w czasie wolnym od pracy, kiedy sie gdzies spotykali albo w momencie prezentowania swojej kandydatury do pracy. Obie grupy mieszkajace w Antwerpii deklarowaly wyzszy poziom dyskryminacji jako incydentu, natomiast w Brukseli silniejsza byla dyskryminacja systematyczna (czyli trwala) w kontaktach z silami porzadku. 

Dyskryminacja jest wiec drugim dnem problemow, jakie ma Belgia ze swoimi mlodymi. W polemice wobec wypowiedzi ministra Jana Jambona (szybko nazwanego Donaldem Trumpem Belgii) dzialacz spoleczny Bleri Llesi podaje inne wyniki badan, z KUL w Louvain-la-Neuve w swietle ktorego rasizm ze strony policji i jej brak relacji ze spolecznosciami miejskimi jest najbardziej dojmujacym czynnikiem na drodze do integracji. Autor utrzymuje wrecz, ze policja stosuje w swoich dzialaniach "profil rasowy". 

Jesli rzeczywiscie tak jest, to obie strony (tak ta "biala", rzadowa, jak i mniejszosciowa imigrancka), maja sobie wiele do wyjasnienia. I wiele do wypracowania. Autor polemiki wobec Jambona widzi kilka rozwiazan, ktore moglyby poprawic relacje miedzy tymi dwoma obozami: zwiekszenie obecnosci sil porzadku w dzielnicach z nastawieniem na wspolprace z przedstawicielami spolecznosci, zaangazowanie pracownikow socjalnych i streetworkerow w dzialania prewencyjne oraz poprawe jakosci ksztalcenia. Pozostaje tylko dodac, ze wszystko brzmi ciekawie i inspirujaco, ale, tu zacytujmy ministra Jambona "nie zdarzy sie z dnia na dzien". Mimo wszystko rzadza nami "merytokraci" z okreslonego srodowiska, ktorzy tworza w polityce swoiste lobby. Oddajmy glos jednej z polityczek, ktora zadala niewinne pytanie do protagonisty "rzadow merytokracji", Paula Nuttala: "Czy powiedzialby Pan, ze te 97% bialych mezczyzn zrobilo ostatnio swietna robote z nasza gospodarka?". Dodajmy, z naszym ksztalceniem, z naszym spoleczenstwem?






 


7 kwietnia 2016, o Dybuku i pobiciach obcokrajowcow na polskich ulicach

fot. Gustavo Majstruk
Czasem otworzyc oczy i wyzwolic umysl z ciasnoty moze trauma. Albo sztuka, ktora potrzasnie systemem wartosci. Zastanawialam sie, dlaczego w Polakach tyle hejtu wobec innych religii i innych nacji (ktore w efekcie sprowadzaly sie do przemocy z pobudek typu: kolor skory, inny akcent), jesli Polska przeszla przez takie samo pieklo, jakie maja teraz mieszkancy Bliskiego Wschodu. Tak, tez bylismy uchodzcami, tylko to wydarzylo sie za czasow naszych dziadkow, rodzicow. Nie za naszych. To nie my odbudowalismy nasze miasta ze zgliszcz, to nie my przerzucalismy gruz po pracy w ramach robot spolecznych. To nie my, 20-, 30- i 40- latkowie, grzebalismy naszych bliskich i oplakiwalismy przyjaciol roznych wyznan, ktorzy zgineli podczas zawieruchy wojennej. To nie my zostalismy albo wykluczeni przez wladze PRL, albo zostalismy zmuszeni do wspolpracy z rezimem.

Pewnie dlatego tak chetnie siegamy do symboliki PW i hasel jednosci narodowej, bo nie znamy innej Polski. Pewnie dlatego tak chetnie bijemy obcokrajowcow, a policja nie upatruje w tym motywow rasistowskich (trzy dni temu pobito w Warszawie czlowieka ludzaco podobnego do mojego meza. Czlowieka wyksztalconego, prowadzacego w stolicy wlasna dzialnosc gospodarcza. Ktore to pobicie? W tym roku chyba 3 zgloszone (po Syryjczyku, Chilijczyku)). Pewnie dlatego tak chetnie komentujemy, ze "gdyby go tutaj nie było, to by go to nie spotkało..." albo: "Pakistańczyk ofiarnie dał się pobić dla tej ustawki?" Moze niektorzy z nas pokusza sie o tak generalna konstatacje: "Pobić? Czytałam, że "uchodźcy" są nawet gotowi ofiarnie utopić swoje dzieci, by zapewnić lepsze życie swoim dzieciom

Dlatego zamiast snic o jednosci narodowej i "bialej sile" wolnej od imigrantow, warto zobaczyc Polske jako panstwo wielu kultur - do drugiej wojny swiatowej sama Warszawe zamieszkiwalo ok 27% ludnosci zydowskiej. Juz wtedy nastroje wsrod przedstawicieli prawicy wobec Zydow przypominaly te aktualne, wobec muzulmanow. Byly to glosy slabe, ale wystarczy zacytowac ktoregos z " dmowszczakow", by zobaczyc te agresje: "Gdyby Polska nie miałaby tylu Żydów, nigdy by nie było rozbiorów", " Hitlerowcy rozumieją, że chcąc zorganizować Niemcy na podstawach narodowych, muszą zniszczyć pozycję Żydów i ich wpływ na społeczeństwo niemieckie". Spolecznosc zydowska, ta zasymilowana i ta tradycyjna miala swoj wklad w historie, kulture i spoleczenstwo polskie. Z pewnoscia nie byloby roznych awangard literackich, malarskich, talentow literackich i dramaturgicznych, gdyby Polska nie pozwolila im rozkwitnac. Kultura polska nie mialaby czesci swoich legend, toposow - jak Dybuka wlasnie.

zrodlo: Wikipedia
Dybuk w folklorze zydowskim to duch, ktory nie przezywszy na ziemi wystarczajaco dlugo, wciela sie w cialo kogos sobie bliskiego, zwykle swojego partnera. W wierzeniach tylko egzorcyzmy cadyka moga odpedzic ducha z ciala ofiary. Czesto takze inicjowany jest w sporach miedzy zyjacymi, a duchem, Sad Tory, ktory ma unaocznic historie i motywy opetania ofiary przez dybuka. Takiego "Dybuka" stworzyl dla widzow Warszawy Szymon An-ski (premiera w 1920 roku), takiego ducha przypomniala wspolczesnym Maja Kleczewska, realizujac dzielo zapomnianego dramaturga dla Teatru Zydowskiego w Warszawie.

Dlaczego warto przypomniec "Dybuka"? Bo nieukojony duch tego/tych, ktorzy odeszli przedwczesnie i tragicznie, domaga/ja sie miejsca w naszej pamieci. W sztuce Kleczewskiej stajemy sie swiadkami zaglady, wskrzeszenia dawnej Warszawy, tragedii pokolen Lei i Khanana, ktorym nie dane bylo spelnic zyciowej roli ani miec potomkow, przedluzajacych nic rodziny. Nie ogladamy dramatu Romea, ktory teskni za Julia. Bierzemy udzial w powtarzajacej sie traumie rodzin Zydow, ktorzy zamieszkiwali "nasze" dzielnice. Obrazy momentami za tak doslowne i tak traumatyczne (grzebanie matki Lei czy swiadkowie na weselu Lei z nowym oblubiencem, ktorzy padaja na deski i ukladaja sie w rzedy cial), ze chce sie zamknac oczy. Ale wlasnie trzeba je otworzyc najszerzej, jak sie da. Wtedy zrozumiemy, dlaczego nie mozna dopuscic do glosu ideologii wykluczenia, tendencji do zludnej jednosci narodowej. Ci, ktorzy jeszcze maja watpliwosci - przejdzcie sie na "Dybuka".

A tu znajdziecie material o przemianach mentalnych w Polsce:
Al-Jazeera o Polsce

23 marca 2016: E-migrantka w Rownosci, natemat.pl i radiu TOK FM

fot. natemat.pl
"Zostaje tutaj, nie dam sie zlamac" - te moje slowa znalazly sie na pierwszej stronie portalu natemat.pl.

Bardzo sie ciesze, ze moj glos spotkal sie z zainteresowaniem czytelnikow tak w portalu "Rownosc", jak i wlasnie "natemat.pl". Oczywiscie glosy byly rozne. Niektorzy zarzucali mi manipulacje religijna, niektorzy zarzucali religii jako takiej wyrzadzanie zla. Niektorzy wreszcie interpretowali wersety koraniczne doslownie.

Premier Belgii podczas swojej konferencji prasowej powiedzial, ze ci ludzie, dalecy od swojej religii, dalecy od jakiejkolwiek religii, zrobili zamach na wartosci europejskie: demokracje, wolnosc, europejski styl zycia. I ze kryminalisci nie zlamia spoleczenstwa belgijskiego, ktore bedzie zjednoczone i nie podda sie strachowi.

Jego glos jest dla bardzo wazny. Jestem muzulmanka. Ale przede wszystkim jestem czlowiekiem, potem kobieta, potem feministka, a nastepnie muzulmanka. Wartosci, przeciw ktorym wystepuja ekstremisci, sa wartosciami ogolnoludzkimi, wypracowanymi w ciagu stuleci niepokojow, wojen i konfliktow. Bardzo kruchymi, co widac w tej chwili podczas nowych konfliktow (ktorym swiat Zachodu pomogl sie wylegnac), podczas tych okrutnych atakow. Pamietajmy o tym i w momentach ciezkich dla Europy, dla swiata, powinnismy sie jeszcze bardziej zjednoczyc. Bez wzgledu na wyznawana religie, pochodzenie czy poglady polityczne. Udzial w marszu przeciw terroryzmowi jest wlasnie takim wyrazem zjednoczenia.

Tu mozecie posluchac wypowiedzi o Molenbeek i terrorze w audycji "Post Factum" Agaty Kowalskiej w radiu Tok FM:


 

22 marca 2016, Co wiemy o terroryzmie w Brukseli, czyli wspolwina spolecznosci

fot. Maja Fabczak
To nie bedzie ladny, uladzony post. Wpis ten dedykuje wszystkim ofiarom terroru i terroryzmu. Wszedzie w: Paryzu, Brukseli, Gazie, Bejrucie, Istambule, Damaszku, Alleppo, Bagdadzie. Tam, gdzie gina niewinni ludzie, nie powinno byc miejsca na poblazanie. Jak napisala moja belgijska kolezanka: "dajcie mi karabin!" Bo krew  splywa nie tylko po scianach. Krew uderza do glowy, skoro zadne racjonalne przeslanki nie potrafia wyjasnic, dlaczego znow doszlo do zamachu. Tym razem w moim miescie.

Mieszkam blisko domu rodzinnego mordercy. Przygladam sie jego dzielnicy - mimo francuskich papierow wychowal sie tutaj, na Molenbeeku i zapewne czesto podrozowal w poszukiwaniu zapomogi socjalnej z jednego kraju do drugiego. Podobnie jego brat - prowadzili tutaj razem "dziuple" dla dilerow i drobnych przestepcow, poki nie zlikwidowala jej policja. Miejsce stoi puste, ale wciaz przypomina, czym trudni sie spora czesc mieszkancow tej dzielnicy, w znakomitej wiekszosci z polnocnych czesci Maroka. Drobne kradzieze, wlamania, ataki na funkcjonariuszy policji (w dzien policyjnej interwencji w Forest przeszla moja ulica demonstracja przeciwko policji, podczas ktorej skandowano: policja mordercy), radykalizm i zycie z garnuszka opieki spolecznej - taki pejzaz moze przestraszyc. Dodajmy do tego liste mieszkancow dzielnicy, ktorzy organizowali zamachy: bracia Belhadj, Hassan El Haski (zamach w Madrycie z 2004), Nemnouche (atak na muzeum zydowskie w Brukseli), Abbaaoud, Haddad, Abdeslam, Akrouh (autorzy zamachow w Paryzu), Coulibaly (Paryz, styczen 2015), Khazanni (zamach w pociagu Thalys w 2015).

Mozemy licytowac sie nazwiskami mordercow. Mozemy znow wskazywac palcem - oto dzielnica terrorystow. Ale wiadomo jedno: lata zaniedban i lichej polityki integracyjnej (powtarzam to za kazdym razem), zamknieta spolecznosc - to wszystko kumulowane latami - doprowadzilo do wybuchu. Nie tylko w Zaventem na lotnisku miedzynarodowym czy w metrze Maelbeek. Tam, w dzielnicy, ktora politycy przekupywali zasilkami i zapomogami w zamian za glosy na ich partie...Dzis wiadomo, ze "Komunikacja miedzy policja, a mieszkancami tej dzielnicy nie istniala". To tlumaczy, dlaczego Abdeslam ukryl sie kilkaset metrow od swojego rodzinnego domu, przy ulicy, na ktorej stacjonuja zwiazki zawodowe, CPAS (czyli belgijski OPS) i kilka miejsc kulturalnych, gdzie odbywaja sie imprezy masowe (Brussels Brewery). Morderca ukryl sie w budynku nalezacym do urzedu dzielnicy, na parterze. Razem ze swoim wspolnikiem, jego kuzynka, jej synem i jego zona. Urzad zagrozil kuzynce mordercy (skazanej juz na 2 lata w zawieszeniu i znanej ze swojego radykalizmu), ze ja eksmituje. Ale czy naprawde to zrobi? Rodzina zyla latami w mieszkaniu socjalnym, najpewniej chroniona przez cala bliska spolecznosc, i przez lata rekrutowala dzihadystow do Syrii. Sasiedzi opisali rodzine jako "spokojna, a skazana byla nieszkodliwa, poruszala sie z trudem"...

To nie kilkunastu mordercow trzeba wiezic. Trzeba pociagnac do odpowiedzialnosci cala spolecznosc mieszkajaca w poblizu. Jest ona rownie odpowiedzialna za zamachy, za nieszczescie ofiar. Za ukrywanie mordercow i ich "krycie" wobec policji i sluzb specjalnych. Jesli najbardziej poszukiwany terrorysta Europy przebywal caly czas w Brukseli, a jego dziuple byly nieprzenikalne - traktowac to nalezy jako akt pasywnej odmowy wspolpracy z organami scigania. Ten pasywny opor wobec wlasnego kraju (czlonkowie diaspor dysponowali obywatelstwem Belgii) i celowy brak komunikacji z wladza nalezy rozumiec jako wspoludzial w aktach terroru. Tylko bez ofiar...

Dodac nalezy, ze zamachy w Paryzu, a teraz w Brukseli nasilily wsrod Belgow postawy dyskryminacyjne wobec imigrantow kazdej narodowosci. Znajome skarza sie na trudnosci w nadaniu obywatelstwa (17 lat w Belgii, 2 dzieci urodzonych w tym kraju), albo nawet w przedluzeniu kart pobytu czy zmianie statusu pobytu (inna, z dzieckiem w wieku szkolnym, ktorej po 5 latach nie chciano zmienic statusu na permanentny). A to dopiero poczatek reperkusji. Czy jednak wszyscy powinnismy placic taka sama cene za uparta konsolidacje spolecznosci Maghrebu przeciw demokracji i pokojowemu wspolistnieniu?
 




4 marca 2016, post-Unijna rzeczywistosc - troche wariacji

fot. Mucahit Gayiran
Czasem zastanawiam sie, co by bylo gdyby. Gdyby UE nie rozpadla sie tylko na papierze. Ale naprawde. Gdzie bylaby wtedy Polska? Takie pytania sa uzasadnione, bo Europa zamknela sie definitywnie na przybyszy z Afryki i Azji, ktorzy szukaja lepszego zycia, na uciekajacych przed wojna, na wybierajacych kraj, do ktorego podazaja na podstawie innego mitu - mitu o przyjaznym panstwie wielokulturowym.

Wielka Brytania dlugo zdawala sie byc takim krajem. Pracy w brud, dobra minimalna stawka, rzadkie kontrole papierów w sektorze malych i srednich przedsiebiorstw. Zatem praca dla kazdego, legalnego imigranta i nielegalnego przybysza. Do tego brak (zasadniczo) bariery jezykowej i liczne swiadczenia. Jak twierdzi moj maz, mozna bylo pracowac latami nielegalnie i miec sie z czego utrzymac, podrozowac i pobierac benefity. A po kilku latach mozna sprowadzac pozostalych czlonkow rodziny. To wlasnie te ostatnie korzysci rozsierdzily brytyjskiego premiera Davida Camerona. Widmo zmniejszenia, a nawet obciecia srodkow na pomoc spoleczna jednak nie zniechecilo tysiecy, ktorzy jak mantre powtarzali "England" i budowali szalasy w dzungli Calais. Panstwo wielokulturowe w modelu angielskim przypominalo szereg diaspor, anizeli mozaike skomponowana z wielu elementow. Byli wiec Pakistanczycy i Indusi (dwie grupy naplywowe najliczniejsze dotychczas), Nepalczycy, Polacy, Litwini, Slowacy, Lotysze, Nigeryjczycy, Somalijczycy, Jamajczycy - i wszystkie te grupy osobno. Anglikom przyzwyczajonym skadinad do widoku roznych twarzy, miasteczka, gdzie juz nie slychac angielskiego, przestaly sie podobac. Dlatego referendum daje wynik negatywny - UK opuszcza UE.

Donald Tusk apeluje wiec do migrantów, aby nie przyjezdzali do Europy i uratowali status quo UE.
Wiele panstw zamyka swoje granice (Austria, Macedonia, Bulgaria, Serbia, Rumunia, Szwecja, Dania i Belgia) i akceptuje "Plan Samsona", wysnuty przez holenderskiego polityka pomysl zawracania migrantow do Turcji. Turcja godzi sie na warunki pod naciskiem lobby UE i opracowuje plan umieszczania migrantów w swoich osrodkach, a czesci migrantow ekonomicznych daje bilety na powrot do swoich krajow. Tymczasem Grecja nie udzwignie kryzysu migracyjnego. W kraju dojdzie do zamieszek, bo UE zazadala drobiazgowej rejestracji migrantow i uchodzcow i wydawania specjalnego dokumentu uprawniajacego do podrozy wglab Europy (preferowani sa wylacznie Syryjczycy). Helleni sobie nie radza i zostaja wykluczeni z UE za niedopelnienie formalnosci, ktore de facto wstrzymuja migrantów na terytorium kraju. Sa pierwsze ofiary - w atmosferze skandalu Grecja podziela los UK.

Niemcy biora sie do roboty. Ponad milion nowych podan o azyl daje co prawda duzo nowych miejsc pracy, ale spora czesc decyzji przeciaga sie w czasie, doprowadzajac do przepelnienia centrów. W kilku z nich wybucha bunt na tle narodowosciowym (Afganczycy walcza z Syryjczykami i Irakijczykami) i zmusza kraj do przyspieszenia procedur. W efekcie kraj zaludnia sie nielegalnymi imigrantami, ktorzy otrzymali decyzje negatywne, ale nie zamierzaja wrocic do swoich krajow. Ostatecznie Niemcy optuja za systemem kwotowym dalekim od swoch obietnic i godza sie na kilkanascie tysiecy nowych azylantów rocznie. Majac jednak o 6 panstw czlonkowskich mniej do rozdzialu wszystkich przybywajacych do Europy, musza pogodzic sie z zalewem migrantami, jak poprzednio.

Szwecja i Norwegia zamykaja granice i ograniczaja przyjecia azylantow do kilkunastu tysiecy rocznie - preferujac Syryjczykow. Nie ograniczaja jednak pomocy socjalnej, jak to w koncu robi Dania i Holandia. Belgia staje w obliczu zalewu migrantami uciekajacymi z Calais i decyduje sie wprowadzic kwoty przyjec, a takze zredukowac pomoc socjalna azylantom. Jej granice z Francja pozostaja zamkniete. Co do jej sasiadki - Francji - blisko polowa mieszkanców "Dzungli" nie ma wyjscia i aplikuje tam o azyl. Problem w tym, ze spora czesc z nich ma juz dokumenty innych panstw czlonkowskich, np. Wloch. Kraj Cezarów odnotowuje wiec znaczny wzrost repatriacji migrantów. I pograza sie w konflikcie dyplomatycznym z Francja. Dodajmy, ze w wyborach parlamentarnych wygrywa nad Sekwana partia  Marine Le Pen, wiec i polityka migracyjna sie zaostrza.

Polska tonie w izolacjonizmie i zaciesnia wspolprace z Wegrami, Czechami i Slowacja - wkrotce dolacza do sojuszu Litwa i Lotwa. Po odmowie przyjecia uchodzcow i ogloszeniu, ze ma "wlasnych" uchodzców wsrod Ukraincow, nasz kraj rozluzni swoja polityke migracyjna. Ale tylko wobec sasiadow zza wchodniej granicy. Spowoduje to rzecz jasna wzrost podan o azyl ze strony Ukraincow i Bialorusinow. To zas doprowadzi do oburzenia Rosji, ktora z kolei zaciesni swoja wspolprace z Francja i UK.

A co robia migranci po rozpadzie "European Dream"? Pakistanczycy szturmuja kraje Zatoki Perskiej, Syryjczycy nadal ryzykuja zycie przeprawiajac sie do Grecji, az w koncu polityka europejska (akceptowanie wylacznie uchodzców przebywajacych w obozach w Turcji, Jordanii i Libanie), zmusza ich do zaprzestania ryzykownych rejsów. Afganczycy probuja za wszelka cene, ale w koncu decyduja sie na azyl w pierwszym lepszym panstwie UE. Czyli Bulgarii, Chorwacji i na Wegrzech. Irakijczycy i Iranczycy rozczarowani poziomiem zycia w Europie przestaja starac sie o azyl i staja sie imigrantami ekonomicznymi. Podobnie do Albanczykow, Kosowian i Roma, ktorzy zasilaja szeregi nielegalnych imigrantów. Czyli...co mi zrobisz, jak mnie zlapiesz.

21 lutego 2016, Targi Ksiazki w Brukseli czyli cicha wojna kulturalna

Mieszkam w Brukseli trzeci rok. Na tyle dlugo, aby wiedziec, ze moj kraj jest w zasadzie sztucznym wytworem panstw, ktore w XIX wieku mialy w Europie najwiecej wplywow i potrzebowaly utrwalic porzadek polityczny (i zahamowac zakusy swoich sasiadow na ziemie ni to holenderskie, ni to francuskie, kiedys hiszpanskie, austriackie). Wybraly wiec utworzenie panstwa-wentylu, ktory stanie sie monarchia marionetkowa (wybrano krola z dynastii niemieckiej) i ktory z zasady bedzie panstwem neutralnym. Impulsem do powstania Belgii bylo wyznanie - wiekszosc Belgow jest katolikami.

Dzis panstwo to neutralne nie jest, tworzylo zreb UE i NATO i jest znaczacym graczem na arenie miedzynarodowej pokazywanym swiatu jako centrum roznorodnosci kulturowej. Roznorodnosc ta jest rzeczywiscie imponujaca. Mozna uslyszec w zasadzie wszystkie jezyki europejskie i wiele poza-europejskich. Jest wiele miejsc kultu i wolnosc praktykowania religii. W tym tyglu kulturowym jednak rosnie napiecie nie tyle miedzy grupami naplywowymi, a spoleczenstwem belgijskim (tzw. Belgami od zarodka, fr Belge de souche), co miedzy samymi Belgami. Trzeba bowiem wiedziec, ze kraj podzielony jest na 3 niezalezne federacje: flamandzka na polnocy, francuska/walonska na poludniu i centralna, dwujezyczna w Brukseli. Oficjalnie istnieja takze 3 grupy jezykowe tego kraju: flamandzka, francuska i niemiecka (najmniej liczna, prezent po Traktacie Wersalskim z 1919).

Podzialy jezykowe widac w zasadzie wszedzie. W Brukseli respektowane sa oba jezyki wiekszosciowe, ale juz 15 km na pln-wschod od stolicy mowi sie wylacznie po niderlandzku (i, odpowiednio, na poludniu mozna uslyszec wylacznie francuski). Sama Bruksela zreszta tez ma swoje pleki ("miejsca", ndl), i instytucje frankofonskie. Tych ostatnich jest wiecej, bo jezykiem francuskim posluguje sie znaczna czesc miasta (70-85%). I tylko 10-15% (tendencja rosnaca) przyznaje sie do flamandzkiego jako jezyka ojczystego.

Pewnie dlatego najwieksze wydarzenia kulturalne organizowane sa dla dominujacej czesci frankofonskiej. Tak tez bylo na brukselskich Targach Ksiazki (La Foire du Livre a Bruxelles). Francuskie czasopisma, francuscy wydawcy, frankofonska telewizja. Miliony ksiazek wydawnictw rodzimych i tych znad Sekwany. Co prawda bylo stoisko z literatura kanadyjska i luksemburska, ale o literaturze flamandzkiej bylo cicho. Kilka tytulow dla dzieci i kilka pozycji dla koneserow archeologii.  Zastanawialam sie, czy taka selekcja zaproszonych wystawcow to dzialanie zamierzone, czy wydawnictwa niderlandzkie nie byly zainteresowane udzialem? Dziwila takze nieobecnosc wydawnictw obcojezycznych (np. angielskich, hiszpanskich, niemieckich czy polskich). Pamietam na Miedzynarodowych Targach Ksiazki, ktore odbywaly sie w PKiN-ie (a mialam przyjemnosc byc na nich w zasadzie co roku, dzieki tacie, ktory pracowal we WSiP), obecnosc wielu wystawcow obcojezycznych (za czasow swietnosci nawet z 30 krajow!). Zreszta wystarczy zerknac na liste wystawcow Warszawskich Targow Ksiazki, ktore sa spadkobierca idei.

Brakowalo mi tej kosmopolitycznej atmosfery, jaka znajdowalam w Warszawie. Wiecej - mialam wrazenie uczestnictwa w jakiejs ukrytej wojnie kulturalnej franko-niderlandzkiej. My swoje-wy swoje i wara od naszego! Moze dlatego wsrod tej frankofonskiej odysei szukalam autorow dwujezycznych i jakichs znakow dialogu. Na prozno. Nawet podczas dyskusji o "duszy europejskiej" autorzy belgijscy ani razu nie wspomnieli o dualizmie (a w zasadzie trzech twarzach), swojej wlasnej tozsamosci. Perorujacy tak chetnie o problemach europejskich, kryzysie UE, migrantach, pozostawiali temat kulturalnej dominacji jednej grupy nad druga przemilczany niczym tabu (w pewnym momencie nie bylo mozliwe sformulowanie rzadu w Belgii, bo dwie grupy etniczne nie potrafily sie ze soba dogadac, jest o czym rozmawiac). A mnie, jako imigrantce, ktora jako zywo chce partycypowac w budowie wielojezycznego i wielokulturowego spoleczenstwa, potrzebne sa wzorce plynace z obu stron. Zwlaszcza, ze tak apeluje sie w Brukseli o dwujezyczne wychowanie i edukacje dzieci, mlodziezy i doroslych.